Oddalam od siebie tę myśl, że za mniej niż 8 godzin będę już biegł początkiem żółtego szlaku, który startuje przy Gdyńskim dworcu PKP. Za mniej niż 8 godzin będę na trasie pierwszego ogłoszonego ultramaratonu w Trójmieście, takiego prawdziwego, z pakietami, chipami, odprawą, ściganiem się, medalami na mecie i nagrodami dla najlepszych. Za mniej niż 8 godzin będę tuż za startem biegu TUT - Trójmiejski Ultra Track. (~64 km +1400 m) Będę sapał i marudził pod nosem, bo pierwsze 4-5 kilometrów zawsze jest najcięższe, zanim wejdzie się w rytm, zanim naoliwi się maszyna i uspokoi oddech.
Najbardziej przeraża mnie w tym wszystkim fakt, że to wszystko wydarzy się ZA MNIEJ NIŻ 8 GODZIN!!
W tym czasie muszę:
- dojechać PKP z Gdańska do Gdyni
- dostać się pół tramwajem/pół z buta w porannym półmroku na dworzec PKP w Gdańsku
- zjeść śniadanie i zaliczyć obowiązkowe 15 minut krzątania się bez sensu rano
- obudzić się
- wyspać się
- zasnąć
- poczytać coś/pooglądać
- jeszcze raz sprawdzić listę obowiązkową
- i oczywiście stracić furę czasu w necie
Przeglądam co piszą znajomi na FB i widzę w pewnym sensie podniecenie związane z tym biegiem. To pierwszy taki naprawdę NASZ, oficjalny i formalny bieg po NASZYCH lasach. Kiedy odbierałem pakiet i widziałam jak Kamil Leśniak cieszy się z tego co robi, z tego, że organizuje ten bieg, to w głowie miałem jedno zdanie: szczęśliwi biegają ultra. Strasznie się cieszę, że mogę być ziarnkiem piasku w tym świecie. Cieszę się, że będę mógł jutro pobiec, choć na start zdecydowałem się w naprawdę ostatniej chwili, bo dwa dni temu.
Nastawiam budzik i wstaję bez marudzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz