Na tę recenzję chyba z największą niecierpliwością czeka Ania, bo co rusz mnie podpytuje czy już, i jak brzmią itd... Szczególnie jest zainteresowana, bo sama biega w podobnych Pioneerach, tylko model wyższych - MJ522. Tradycyjnie jednak, nie będę w niczym ściemniał, nie przepiszę też bezmyślnie danych producenta z pudełka i nie pochwalę "pozłacanego jacka" tylko napiszę dokładnie jak odbieram ten sprzęt. Jak się w nim biega i jak brzmi.
Czy biega się w nich wygodnie?
Pioneer SE-MJ512 to słuchawki nauszne zamknięte. Nie otaczają całej małżowiny, ale leżą na uszach. Taki typ konstrukcji nie sprawia mi żadnych problemów z wygodą użytkowania. Mimo różnego rodzaju biegów słuchawki porządnie trzymają się głowy i nie wymagają poprawiania. Dodatkowo są dość lekkie, a konstrukcja nauszna (nawet zamknięta) daje, względem słuchawek wokółusznych, taką przewagę, że uszy nie pocą się w cieplejsze dni i nie wymagają dodatkowego przewentylowania od czasu do czasu.
Rzadko poruszam temat wyglądu, bo raczej nie ma on dla mnie wielkiego znaczenia, choć w tym przypadku muszę napisać wprost: w tej wersji kolorystycznej to zdecydowanie damskie słuchawki. Na szczęście można sobie wybrać inne kombinacje (występują w trzech opcjach białych i trzech czarnych). Nie miałem jednak problemów poruszać się po osiedlu z elementami turkusu i nawet nie czekałem do nocy aby pobiegać ;)
Jakość brzmienia
Pioneer SE-MJ512 kosztują w okolicach 80-90 PLN. Nie szukam więc w nich jakości studyjnej, tylko uczciwie porównuję ze słuchawkami z podobnej półki. W zeszłym tygodniu pisałem o słuchawkach Pioneer MJ711 i po zakończonych testach z ulgą odłożyłem je na półkę. Tamte słuchawki były do granic przesycone basem. Miałem pewne obawy, czy tak silne nasycenie nie jest normą w budżetowych słuchawkach Pioneera. Testowany model jest dokładnie z tej samej półki cenowej i zastanawiałem się przez chwilę czy poza designem różni się czymś jeszcze?
Na szczęście się różni. W tych słuchawkach poza tym, że da się biegać, to jeszcze da się słuchać. Nie ma tutaj ani rewelacyjnej szczegółowości, ani szerokiej sceny, ale brzmienie jest poprawne. Wciąż jest trochę bardziej niż lubię nasycone basami, ale nie są to techno-basy jak w modelu MJ711. Średnica i góra są poprawne jak w tej cenie. Wspomniane basy zaburzają mi odbiór sceny i mam uczucie zblurowania jej krawędzi, ale jest to poziom do zaakceptowania. Test Van Der Graafów (czyli początek Lizard Play) oraz test Jethroo Tull (Mistrell in The Gallery) zdany. Mogłem przesłuchać te utwory bez nerwów :) Za to wczoraj biegnąc z lekko zabarwioną jazzem płytą King Crimson - Lizard całkowicie oddałem się muzyce. Słuchawki mi po prostu nie przeszkodziły.
Na koniec specjalnie dla Ani, można powiedzieć, że na jej wczorajsze urodziny, mała wizualizacja:
Poniżej są dwa zdjęcia. Pierwsze naturalne, tak jak widział je aparat, tak jak scena wyglądała w rzeczywistości i pewnie tak jak twórca lekko opracował je w photoshopie. To zdjęcie niech reprezentuje muzykę, którą wydaje artysta. Muzyka składa się z wielu połączonych ze sobą dźwięków, ktoś ją skomponował, potem nagrał i na końcu realizator jeszcze to i owo podrasował na konsolecie. Patrząc na zdjęcie - widzimy je takim jak chciał nam je pokazać twórca. Słuchając muzyki - także powinniśmy słuchać jej w takiej formie jakiej chciał jej twórca. Ale do tego potrzebny jest nam reproduktor dźwięku, czyli głośniki albo słuchawki. Zgodzą się chyba wszyscy, że twórca muzyki chciałby aby reproduktor nie zmieniał ich dzieła, ale możliwie jak najwierniej, jak najbardziej neutralnie je odtworzył. Dlatego właśnie szukam w słuchawkach neutralności, jako najważniejszej rzeczy. Neutralności, która mnie - słuchacza, zbliża do muzyki w takim kształcie jakim chciał jej twórca.
Drugie zdjęcie jest dodatkowo opracowane w programie graficznym przeze mnie. To drugie zdjęcie oddaje w formie obrazu to jak słyszę dźwięki w słuchawkach Pioneer SE-MJ512. Dźwięk jest ciemniejszy i nieostry na krawędziach. Nie musi to jednak oznaczać, że drugie zdjęcie każdemu musi się mniej podobać niż pierwsze. To kwestia indywidualnej oceny. Dlatego tak ciężko jest wprowadzić w ocenach słuchawek liniową skalę "gwiazdkową", o którą kilka tygodni temu prosił mnie Dominik. Coś, co się podoba mi, nie musi się podobać innym. Spośród dwóch modeli Pioneera (MJ512 oraz MJ711) mi zdecydowanie bardziej do gustu przypadł MJ512. Ale na pewno znajdzie się człowiek, który stwierdzi dokładnie odwrotnie.
(Słuchawki użyczył do testów dystrybutor sprzętu Pioneera w Polsce, firma DSV )
Tutaj [KLIK] znajdziesz moje inne testy słuchawek do biegania.
Zdecydowanie wybieram foto nr 1 :)
OdpowiedzUsuń