czwartek, 14 maja 2015

Kącik biegowego melomana: Aragon - Don't Bring The Rain


Czasami są takie dni, kiedy to właśnie muzyka dosłownie wyciąga mnie na trening. Mija minuta za minutą i wiedząc, że i tak pójdziesz biegać, mimo to szukasz tego cyngla, który odpali nagłą i totalną chęć wybiegnięcia tu i teraz. Dziś takim cynglem był album Don't Bring The Rain australijskiej grupy Aragon. Nie słuchałem tej płyty wieki. Nie wiem jakie neurony zadziałały, ale nagle z czeluści poszukiwań motywacji usłyszałem w głowie kilka nut z tej płyty. I dalej poszło już jak z kebabem po imprezie o 2 nocy. Jak pójdzie iskra to nie ma opcji aby nie ustawić się w kolejce pod budką.

Ze wszystkich płyt, które opisywałem w moim kąciku biegowego melomana Don't Bring The Rain - Aragon to na 100% najbardziej niszowa płyta. Nawet w 1990 roku, kiedy przywędrowała do Polski (na pirackich kasetach Elbo) trzeba było być lekko nienormalny aby jej słuchać.

Aragon to druga fala rocka neo-progresywnego. Coś jakby stryjeczny wuj szwagra mojego drugiego męża. Tym drugim mężem oczywiście jest Peter Gabriel i wczesne Genesis. Szwagrem Marillion z czasów Grendela i Script. A stryjecznym wujem brytyjski Pendragon. Ale wbrew pozorom taki czwarty napar z tej samej torebki herbaty smakuje całkiem przyjemnie.

Mam ogromny sentyment do tej płyty. Mimo, że nie stanowi kamienia milowego w rozwoju muzyki, a nawet w kategoriach płyt neoprogowych jest klasyfikowana gdzieś po środku, to jest w niej pewna autentyczność, szczerość. Czuć na niej, że czerech gości z Australii postanowiło zrobić coś totalnie niepopularnego i pod koniec lat 80-tych nagrać album neoprogowy uwalniając jednocześnie muzykę, która grała im w duszach.

I wyszła płyta w swojej wąskiej kategorii - genialna. Naprawdę tak uważam. Rozdzierające serce The Cradle, świetna, akustyczna ballada Gabrielle czy magnum opus płyty - suita The Crucifixion

1 For Your Eyes [4:53]
2 Company of Wolves: Under the Hunter's Moon [3:28]
3 Company of Wolves: In Company of Wolves [5:57]
4 The Cradle [5:38]
5 Solstice [3:45]
6 Cry Out [5:34]
7 Gabrielle [3:39]
8 The Crucifixion [15:51]
9 For Your Eyes (Reprise) [1:18]





2 komentarze:

  1. run around the blok15 maja 2015 03:03

    To jedna z najlepszych plyt neoproga wtedy wydana. Gdyby jednak nie Beksinski, to nawet Elbo by nie pomoglo. ;-) I malo mnie obchodzi ;-),czy to piata ciotka wujka szwagra. Dla mnie album taki sam jak Pendragonu. Tyle tam emocji, budowania nastroju, zwlaszcza w The Crucifixion. Oczywiscie czuje sie jak najbardziej normalny;-) kiedy jej slucham.:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dla mnie jest lepszy niż Pendragon. Ma w sobie coś z ducha "pierwszej płyty". Pierwsza płyta zawsze jest najbardziej autentyczna, nie ma kombinowania, robienia tak jak wytwórnia chce, szukania własnej tożsamości po ślepych zaułkach. Jest czysty progrock prosto z serca, nieokrzesany, jak Grendel Marillion.

      Usuń

Podobne wpisy