niedziela, 24 maja 2015

Kącik biegowego melomana: The Afghan Whigs - Gentleman


Czasami bywa tak, że jeden przeczytany lub nieprzeczytany artykuł muzyczny jest jak mikroeksplozja na meteorycie. Niby nic ona nie znaczy, ale w perspektywie lat zmienia jego trajektorię o setki tysięcy kilometrów. W latach 90-tych słuchałem audycji Tomka Beksińskiego i od deski do deski czytałem Tylko Rock. Wielokrotnie. Niemalże na pamięć. Miałem swoich ulubionych recenzentów i wiedziałem, że nawet jak zespół był nie z mojej bajki, ale recenzował go np. Grzesiek Kszczotek to warto się przyjrzeć muzyce mimo wszystko.

Nie wiem kto recenzował płyty The Afghan Whigs. Nie pamietam. Ale recenzja była na pewno w tonie odległym od moich upodobań. Generalnie nie trawiłem wtedy muzyki z wytworni Sub Pop i całej około-Nirvanowej otoczki. Pewnie z tego powodu musiało minąć ponad 20 lat aby droga moja i grupy The Afghan Whigs się po raz pierwszy w życiu zeszła.

Czasami szukam nowej-starej muzyki przegladąc rożnego rodzaju rankingi np. top 500 płyt wszechczasów wg. The Rolling Stone, czy inne pomniejsze rankingi płyt z lat 80-tych czy 90-tych. Albo gatunkami: top 100 płyt bluesowych, top 20 new romantic, itd... Za każdym razem z trudem staram się znaleść coś czego jeszcze nie słyszałem. Typ tropem trafiłem na jakiś ranking, w którym znalazła się płyta Gentleman - The Afghan Whigs. Nazwę znam doskonale. Ostanio się reaktywowali i mają za miesiąc grać na Openerze w Gdyni. Dlaczego więc kompletnie ominęła mnie ich muzyka?

Następnego dnia wieczorem wybiegłem z 20-letnią płytą w sluchawkach, lecz kompletnie dziewiczą dla mnie. To było tydzień temu. Od tego czasu słucham jej codziennie. Totalne odkrycie. Muzyka nie emanuje "byciem w stylu grunge" dlatego bo 20 lat temu było to modne. Powiedziałbym, że w ogóle nie jest grunge'owa. Co wiecej, gdybym nie wiedział, że jest inaczej przysiągłem, że to band z wysp. The Afghan Whigs pochodzi ze stanu Ohio. Może to jest ten klucz. Od lat, kiedy zakochałem się w poetyce folk-country Jasona Moliny i Songs: Ohia, wszystko co pochodzi z tamtych rejonów ma u mnie plusa na dzień dobry. Wracajc do The Afghan Whigs ich muzyka emanuje tym czymś co mają Manic Street Preachers, ale jeszcze bardziej skupiona jest na przekazie, a nie formie. Jest jednak wystarczająco skomplikowana, wielopłaszczyznowa muzycznie abym ją kupił, lecz do tego pełna emocji i autentyzmu abym dodatkowo się zakochał.

Cieszę się, że zgotowałem sobie taką niespodziankę i kładę ją na półkę obok Jane's Addiction i Smashing Pumpkins jako odtrutkę (od czasu do czasu konieczną) na rock progresywny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy