sobota, 31 marca 2018

Parkrun Charzykowy #9 - Wielka Sobota Grażyny

fot. Krescencja

To była nasza druga wizyta na parkrunie w Charzykowach. Druga dla mnie i Kreski, ale pierwsza... dla naszej 'żony i matki' :) Co więcej to był pierwszy ever, kiedykolwiek w historii, bieg z mierzonym czasem. Nie będę robił suspensu w tym wpisie i przedstawiał zawiłej opowieści o tym jak Grażyna była namawiana i czy zgodziła się chętnie, czy burza wątpliwości towarzyszyła w tracie drogi z Chojnic nad jezioro Charzykowskie. I czy łatwo było wyjść z samochodu.

Może łatwo, może trudno. Nikt poza moją żoną tego nie wie. Ja mogę tylko operować faktami, a te są takie, że to miejsce ma pewną świąteczną magię. Trzy miesiące temu, w trakcie Świąt Bożego Narodzenia po raz pierwszy skutecznie zachęciłem moją żonę do kąpieli w zimnych wodach jeziora. Miesiąc później byliśmy tutaj na debiucie lokalizacji, ale biegłem tylko ja i Kreska. Dziś, 9 tygodni później świąteczna magia znów zadziałała - w Wielką Sobotę 2018 moja żona odważyła się stanąć na starcie biegu parkrun Charzykowy i co więcej - dotarła do mety :) I jestem z tego powodu bardzo dumny :)

A sam parkrun Charzykowy rozwija się doskonale, kilkadziesiąt osób na starcie, organizatorzy i wolontariusze już bardziej na luzie, bez tego dziewiczego przejęcia, które było dostrzegalne w debiucie, ale w 100% profesjonalnie. Trasa jak zawsze piękna, resztki lodu na tafli jeziora, temperatura w okolicach zera, ale wiosenne słońce już gdzieniegdzie wychylało się zza chmur. Strasznie się cieszę, że powstała ta lokalizacja. W pewnym sensie to jest mój drugi "parkrunowy dom". I nie mogę już się doczekać cieplejszych dni, kiedy po biegu będzie można wskoczyć do wody i zrobić jakieś 40 długości między pomostami.

fot. Krescencja

A kto jest bohaterem dzisiejszego dnia nie muszę chyba powtarzać :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy