niedziela, 4 marca 2018

"Najlepszy. Gdy słabośc staje się siłą."

O czym jest książka "Najlepszy. Gdy słabość staje się siłą" zakładam, że każdy wie. O Jurku Górskim, narkomanie, który po 14 latach tułaczki przez hippisowskie meliny, szpitale psychiatryczne i więzienia trafił do MONARU, tam znalazł nowy nałóg - sport. Ten nałóg doprowadził bohatera to zwycięstwa w mistrzostwach świata w podwójnym ironmanie.


Pół roku temu ze względu na towarzyszący książce film (którego jeszcze nie widziałem) o Jurku Górskim było głośno na tyle, że założyłem, że każdy kto czyta tego bloga miał 1000 okazji aby poznać, przynajmniej powierzchownie, szczegóły jego życiorysu. Ja filmu jeszcze nie widziałem (permanentny brak okazji aby pójść do kina) i pewnie zobaczę dopiero jak trafi na VOD, albo będzie miał premierę w TV. Książkę za to kupiłem zaraz po premierze. Przez 2 miesiące nosiłem ją w torbie szukając okazji aby zacząć. Potem przekładałem z miejsca na miejsce, z półki na półkę, a z każdym tygodniem kiedy na różnych portalach i blogach czytałem kolejne recenzje książki czy relacji ze spotkań z Jurkiem Górskim, coraz bardziej dochodziłem do wniosku, że znam już tę książkę bez czytania ani jednej strony.


I w końcu dzisiaj, śledząc jednym okiem drużynowe zmagania skoczków w Lahti, które niepostrzeżenie zamieniły się w bieg Kszczota na Halowych Mistrzostwach Świata w Birmingham udało mi się przeczytać całą. Tak zwyczajnie, od pierwszej do 250-tej strony. Jednym tchem. Zazwyczaj kiedy coś czyta się jednym tchem, to znak, że książka jest genialna. W tym wypadku było trochę inaczej - po prostu nie mogłem doczekać się przejścia od wątku narkomańskiego do wątku triathlonowego, a kiedy w końcu się doczekałem to już żal było jej nie skończyć bo tak blisko końca byłem.

Jak już wspomniałem książka ma 250 stron. Słowo "bieganie" po raz pierwszy pojawia się na stronie 128-mej. Wcześniej jest równia pochyła, która ze sportem nie ma nic wspólnego. Ta 128-ma strona nie oznacza wcale, że bieganie tam się zaczyna. To jedynie opis pierwszego treningu na dystansie 1700 metrów w ramach "gimnastyki w MONARZE". Potem mamy jeszcze 2 lata w ośrodku, które zajmują kolejne kilkadziesiąt stron. Opisy sportowych zmagań to ledwie pozostała 1/3 lektury. Może to i dobrze, bo każda strona o bieganiu wymaga zwolnienia w czytaniu i analizy każdego akapitu. Absolutnie nie ma tutaj dłużyzn jak książkach Killiana Jorneta, gdzie bez problemu można omijać akapity czy całe strony nie tracąc nic z akcji :) Mamy za to opis pierwszego maratonu, zaraz potem bieg Wrocław-Warszawa (przeciwko uprawie maku przez rolników), dwa triathlony, polską kopię Ultramana, załatwienie paszportu i wizy, wylot do USA na Hardrock 100 i ten największy bieg - Mistrzostwa Świata w podwójnym Ironmanie.

Czytając tę sportową część naszło mnie pewne pytanie: czy to Jurek był tak genialnym "załatwiaczem spraw, na których mu zależało" czy po prostu działał na dziewiczym terenie, w czasach kiedy triathlon raczej kojarzył się biathlonem a na Mistrzostwa Polski przyjeżdżało 30 zawodników, z których 15-stu się wycofywało przed startem, bo woda była za zimna.

Z pewnością był człowiekiem wyjątkowym, uzależnionym od posiadania jakiegoś nałogu, który artyzm w temacie zdobywania narkotyków zamienił w artyzm i reżim treningowy. Ale miał też bardzo dużo szczęścia, którego nawet w trakcie pisania książki nie do końca doceniał.

Podczas zwycięskiego biegu w double-ironmanie podkreślał jak bardzo pomógł mu w czasie 24 godzinnych zmagań termos ciepłego rosołu. Ten rosół urósł do pewnej legendy i o nim pisały nagłówki gazet jak to Polak pojony rosołem pokonał innych zawodników. Jednak kilka stron wcześniej jest akapit, który przeczytałem dwukrotnie. I mówi on o tym, jak trzy ostatnie tygodnie przygotowań w USA Jurek spędził w gościach u profesora-weganina, z którego podśmiewał się, że zamiast pasty z awokado zjadłby jajecznicę na kiełbasie. No ale, że był tylko biednym Polakiem w gościach - przez trzy tygodnie przed startem zmienił siłą rzeczy dietę na wegańską :D

Mam wrażenie, że to właśnie ten kolejny - w pewnym sensie mimowolny - detox zrobił wtedy z Jurka Górskiego mistrza.

Podsumowując książkę w kategoriach 0-1 daję tej książce 1. Warto przeczytać. A kiedy będzie w telewizji film - nie przełączę kanału.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy