W dwóch słowach o idei. Nie mogę biegać za daleko od domu, bo w każdym momencie możemy jechać na porodówkę. Ale przebiec coś większego przed biegiem ŁUT150, który jest za 4 tygodnie po prostu należało. Dzisiejsza niedziela była jedynym terminem, który pasował naszej czwórce. Ale przy tej okazji zrobiliśmy otwarte wydarzenie na FB, do którego dołączyły (fizycznie) trzy osoby. Biegaliśmy w kółko po 1-kilometrowej pętli dokoła zbiornika retencyjnego Świętokrzyska I.
Zupełnie przypadkiem pod Ostrołęką częściowo w podobnym terminie odbywały się Mistrzostwa Polski w biegu 24-godzinnym w kółko. My wymyśliliśmy coś bardzo podobnego - Mistrzostwa Osiedla w biegu 6-godzinnym w kółko czyli tzw. (używając nomenklatury triathlonowej) 1/4 Mistrzostw Polski w biegu 24-godzinnym w kółko :D
Start, metę i punkt żywieniowy w jednym ustawiliśmy przy placu zabaw. Dominik miał mi trochę w tym pomóc, ale czekałem do niego do 6:50 i poszedłem sam taszcząc pod ręką stolik, dwa sześciopaki wody i siatkę prowiantu. Oczywiście Dominik nie byłby sobą, gdyby nie zaczął w niedzielę o 6:51 rano dzwonić domofonem do mojego mieszkania próbując obudzić moją żonę i dzieci. Czy Tomek już poszedł? - zapytał. Dominik! Użyj komórki następnym razem! :)
Michał i Staszek dojechali punktualnie, Dominik dotruchtał i o 7:07, czyli z lekkim opóźnieniem - wystartowaliśmy. Sami do końca nie wiedzieliśmy w jakim tempie trzymać ten bieg. Jedyne założenie jakie miałem - to nie zmęczyć się bardziej niż po pokonaniu pierwszej 1/3 dystansu Łemko. Idealnie byłoby nie zmęczyć się tak, jak po pokonaniu 50 z 150 km na Hel. Tylko wtedy biegliśmy niemal do 130 km trasy w tempie 7:30 min/km. Tym razem nikt nie upilnowałby się z takim wolnym tempem. W moim, Dominika i Stasia przypadku utrzymywało się ono mniej więcej w granicach 6:10-6:30 km. Tempo wolniejsze niż maratońskie, pogoda świetna, nie powinno być chyba problemu. Tyle, że na maratonach zazwyczaj się człowiek męczy i biegnie tak, że pobiegnięcie drugiego, trzeciego i czwartego maratonu bez chwili przerwy- byłoby ogromnym problemem. Co 5 km zatrzymywaliśmy się przy stoliku na 3-4 minuty na mały łyczek i coś do schrupania.
Chwilę po pierwszym postoju dołączył do nas Adam. Biorąc pod uwagę żużlowy mecz na szczycie, który dziś odbywał się w Gdańsku Adam miał zakręcić z nami kilka-kilkanaście kółek i polecieć do domu. Po prostu wpleść wizytę nad zbiornikiem w swoje poranne rozbieganie.
I wtedy Michał ze Stasiem poczuli swędzenie w pietach. Wyrwali razem z Adamem o ponad minutę szybciej do przodu. Ja tymczasem spokojnie truchtałem z Dominikiem snując parapsychologiczno-polityczne opowieści.
- Bo wiesz. Kamień leży, ale jest twardy. - powiedział Dominik ironizując Paulo Coelho ;)
Kiedy banda po kilku okrążeniach nas zdublowała Adam pożegnał się i pobiegł w swoją stronę. Stasiu wrócił do naszego generycznego tempa, a Michał? Michał miał najwyraźniej coś bardzo głębokiego do przedyskutowania samemu ze sobą i potrzebował na to kolejnych 5 godzin. Poleciał więc przed siebie. Mam nadzieję, że znalazłeś wszystkie rozwiązania, których szukałeś.
Kolejne kilometry to miły i przyjemny bieg. Stasiu tradycyjnie walczył z chorobą, marudził i narzekał, ale był jak kamień - nawet leżąc - twardy. Co kilka kółek coś podjadaliśmy, ludzie wyprowadzali psy na spacer, ot sielanka. Tylko Michał co chwila pojawiał się za plecami i znikał na przodzie.
Na 32 kilometrze niemal jednocześnie wpadł na pętlę Kamil oraz Mama Dominika z jego córkami i moja żona z naszymi.
Kamil zaczął rozmowę słowami - "Zgadnij ile wczoraj wypiłem?". Próbowałem zgadnąć, ale nie dałem rady. Akurat mijał nas Michał. "To ja podłączę się pod Michała" - powiedział Kamil i poleciał. Po jednym kółku poczekał na mnie na punkcie i stwierdził: "Może jednak będę biegł z Tobą" :)
Dzieci też dostały swój challenge. Aby móc zjeść jakiś czekoladowy smakołyk ze stołu biegaczy musiały przebiec jedno kółko dookoła stawiku. Pierwsze Kreska i Hania biegły razem z nami, ale dwa kolejne już całkiem same.
A tymczasem Michał....wyprzedzał nas po raz kolejny.
Zastanawiałem jak długo uda się biec z uśmiechem na twarzy, w tempie około 6:30 min/km robiąc do 5 km kilkuminutowe przerwy. Bez uśmiechu na twarzy potrafię trzymać lepsze tempo, ale podkreślę jeszcze raz, że dziś chodziło o to, aby się przez 6 godzin biegu nie zmęczyć. I tak się nad tym radośnie zastanawiałem, kiedy na 38 kilometrze część uśmiechu zeszła mi z twarzy. Dalej biegłem i dalej trzymałem tempo, ale zaczęły mi chodzić po głowie myśli aby się trochę przespacerować, albo robić częstsze przystanki przy zielonym stoliku.
Do grupy dołączył Janusz. Przybiegł z naprzeciwka i znał Michała. Zamieniliśmy kilka słów ale moje tempo po niemal 40 km było zupełnie inne niż tempo kogoś na pełnej świeżości kto chce się wybiegać, dlatego rozmowa nie trwała długo :)
Ekipa się trochę porozjeżdżała i każdy biegł już swoje. Czasem ktoś mnie wyprzedzał, czasem ja mijałem kogoś kiedy podpijał wodę w punkcie. Nawet Michał od dawna przestał mnie dublować, choć jeszcze jeden raz się spotkaliśmy. Spotkanie to uczciliśmy toastem z wody.
Ostatnie 10 km trzeba było po prostu zrobić. Bez głębszej historii. Ostatecznie zatrzymałem endomondo dokładnie po 6 godzinach biegu (wliczając wszystkie przerwy na picie, jedzenie, powitania i pożegnania oraz co oczywiste: foty). Przebiegłem w tym czasie dystans 51,4 km. Podobny dystans pokonał Dominik i Staszek, ale oni skończyli kilka minut wcześniej. Do pełnych 6 godzin dokręcał tylko Micha i ja. Michał wkręcił 58 kilometrów i tym samym został zwycięzcą I Osiedlowych Mistrzostw Polski w konkurencji 1/4 Mistrzostw Polski w biegu 24-godzinnym w kółko!
A jaką odpowiedź dał ten bieg przed Łemko? Nie wiem jak chłopaki, ale ja jestem jednak trochę zmęczony. Przebiec 30 km a 50 km to co innego. Przebiec 150 km po płaskim? Da się też. Ale przebiec 150 km po górach z przewyższeniem +-5500 m? Tego nikt nie wie, do póki nie stanie na starcie.
Będzie dobrze. Obym tylko k... był zdrowy...
OdpowiedzUsuńKamień leży, ale jest twardy.
Usuń