niedziela, 20 września 2015

A Day At the Races: Tort i Poniewierka



- W piątek jadę na mistrzostwa świata w piłce nożnej do Radomia - powiedział Michał, kiedy dzień wcześniej próbowałem go wyciągnąć na kilkanaście lub więcej kilometrów by potowarzyszyć Przemkowi Ignaszewskiemu w jego biegu z Morskiego Oka na Hel.

- W piątek jadę do Bydgoszczy - powiedział Dominik, kiedy zadałem mu to samo pytanie.

Prawdę mówić trochę bałem się zadzwonić do Stasia, bo pewnie odpowiedziałby mi, że jedzie w bardzo ważnej sprawi do Darłówka... albo do Siedlec. Ale to Stasiu mnie uprzedził i zadzwonił z pytaniem:

- Co robisz w piątek wieczorem? Nagle mi się wszystko ułożyło, bo to był już TEN piątek.
- W piątek spotykam się z Tobą aby pożyczyć Ci swojego powerbanka - odpowiedziałem
- No i zawieść mnie na start do Wieżycy - dodał Stasiu.

Przemek, znany jako Vegenerat Biegowy zaczynał jak połowa biegaczy. Jak sam pisze - któregoś dnia obudził się ze snu oblanego tłuszczem na poduszce z hamburgera. Dzisiaj jest kilkadziesiąt kilogramów lżejszy i kilkanaście tysięcy kilometrów... dłuższy. Inspiruje nie tylko do biegania ale i zdrowego jedzenia. Inspiruje też do czegoś więcej... Przyznam szczerze, że kiedy 2 lata temu czytałem książkę Karnazesa - Ultramaratończyk, wydawało mi się, że zbieranie pieniędzy poprzez bieganie może się udać tylko w Ameryce. Byłem w błędzie, bo przykład zbiórki na wózek dla Tomka Lulewicza czy Tort Urodzinowy dla Gosi, który z takim oddaniem "piecze" Przemek pokazuje, że Polsce można robić dokładnie do samo.

Ostatnią warstwą Tortu był bieg z Morskiego Oka na Hel. Sumiennie obserwowałem 10 dni zmagań Przemka na FB i kiedy zobaczyłem, że trasa będzie przebiegać dosłownie kilkaset metrów od mojego domu - wiedziałem, że muszę się na niej pojawić, choćby na 1 symboliczny kilometr.

Dlaczego tylko symbolicznie a nie na cały bądź pół etapu? Bo mam ostatnio zakaz biegania dalej niż 30 minut od domu. Na dniach powiększa mi się rodzina i moja asysta w tym wydarzeniu jest raczej wskazana. Biegam więc głównie kółeczka w okolicy.

W piątkowy poranek umawiałem się z Piotrkiem, że jeżeli uda mi się wyrwać z pracy w okolicach 11:00 - dam radę dobiec do Straszyna i poleciec z Przemkiem około 10 km, by oderwać się od ekipy w okolicach mojego domu. Udało się dopiero w okolicach 13:00. Kiedy zamknąłem pocztę i otworzyłem endo z trwogą zobaczyłem, że ekipa jest JUŻ w Straszynie! Przebrałem się w 15 sekund i wybiegłem im na przeciw w tempie poniżej 5 min/km. Biegnąc obserwowałem przemieszanie się grupy na podstawie śladu gps na Piotrka endomondo. Po dwudziestukilku minutach zamajaczyły mi w oddali jaskrawe koszulki Pomorze Biega oraz 366 maratonów w Wituni. Dobiegłem do nich zdyszany dokładnie na granicy Gdańska, pod znakiem. Patrzę i liczę: Andrzej, Piotr i Paweł.

- Panowie, a gdzie zostawiliście naszą Gwiazdę? - zapytalem.

Przemek nie biegnie, nie wytrzymała noga. Symboliczną pałeczkę - Tort Urodzinowy dla Gosi -przejął Andrzej. W pierwszej chwili poczułem smutek, ale zaraz potem zrozumialem, że absolutnie nic się nie stało. A może stało się! Ale coś większego. W praktyce zrozumieliśmy czym jest sztafeta i idea solidarności. Bo sztafeta to nie jest gonienie z pałką dookoła stadionu. Sztafeta to przekazanie idei, olimpijskiego ognia, karteczki z rysunkiem tortu dla Gosi. Towarzyszyłem Andrzejowi, Piotrowi oraz Pawłowi przez kolejne 5 km. Chciałem ich odprowadzić ich aż do granicy Gdańska i Sopotu, ale  poczułem na szyi smycz odpowiedzialności i wróciłem się do domu.

100 lat Gosiu!! Pozdrawiam Cię Przemek, chciaż nie mieliśmy okazji się spotkać. Wiem, że udało Ci się dotrzeć na Hel! Gratulacje!


O 20:20 czekałem już w samochodzie na Stasia. Zawiozłem go w okolice Wieżycy, gdzie o 21:30 rozpoczynał się pierwszy Ultramaraton Kaszubska Poniewierka. 100 km w nocy po kaszubskich lasach. Kiedy na starcie dostrzegłem kilka znajomych twarzy, kiedy prawie dostałem numer startowy, kiedy Bartosz złożył mi wyrazy współczucia, że nie mogę dziś biec... prawie się rozpłakałem ze smutku. Kaszubska Poniewierka tonęła w klimacie takiego ultra jakie kocham. Zazwyczaj słowo "kameralny" nadużywamy wtedy, kiedy chcemy ukryć, że wydarzenie jest małe. Tym razem chcę napisać, że to był bieg kameralny w dawnym znaczeniu tego słowa. Przepełniony atmosferą uroczystości, bliskości i ekscytacji. Jak ja żałowałem oglądając jak ekipa znika w mroku...



2 komentarze:

  1. Tomek mam dobrą wiadomość - za rok bieg odbędzie się ponownie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, to bede w styczniu uważać aby sie znów nie zblokować

      Usuń

Podobne wpisy