wtorek, 29 września 2015

Kącik biegowego melomana: U2 - October


Pospieszyłem się z tym albumem o 2 dni. Ale mentalnie czuję, że dziś zaczął się październik. Można powiedzieć, że przyszedł w samą porę. W kontekście pogody wrzesień był wyjątkowo udany, a sierpień upalny jak nigdy. Jestem gotowy na kolejny sezon w długich legginsach, na treningi po ciemku niezależnie czy będzie to przed czy po pracy, na wdychanie mroźnego powietrza i puszczanie obłoków pary. Muzyka po ciemku zawsze smakowała lepiej.

October to drugi album U2. Bono nie był wtedy nawet w 1%-cie takim gwiazdorem jakim stał się później, a sam zespół był tylko jedną z wielu grup starającą się zaistnieć wyjątkową muzyką na zgliszczach muzycznego świata zmiecionego punkową falą. October to ledwie druga, ale ostatnia dzika i nieokrzesana płyta U2. Wydany dwa lata później War ze słynnymi Sunday Bloody Sunday oraz New Year's Day to już początek wielkiego U2, który trwał aż po The Joshua Tree i skończył się na serii koncertów, z których pochodzi płyta Rattle And Hum. Do Achtung Baby jestem już nastawiony ambiwalentnie. Raz mi się podoba, a raz nie. W każdym razie w latach 90-tych i później U2 przestał być "moim" zespołem. A ostatnia płyta od miesięcy leży nieprzesłuchana, wciśnięta mi na siłę jako prezent od iTunes...

Z October kipi młodzieńczą energią. Biega się przy tym świetnie. W szczególności jesienią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy