środa, 25 lipca 2018

W poszukiwaniu wygodnych spodenek do biegania


Chciałbym napisać kilka zdań o tym jak ważne są wygodne spodenki do biegania. Mam świadomość, że ten temat może być potraktowany jako typowy wpis na sezon ogórkowy. Jednak to proste zagadnienie jakim są wygodnie (lub nie) spodenki może sprawić, że bardziej lub mniej pokochamy bieganie. Serio tak uważam i całkiem na poważnie chciałbym się pochylić nad tym tematem przywołując swoją własną historię

poniedziałek, 23 lipca 2018

Karl Meltzer: Pobić rekord


Jesienią tego roku ukaże się w Polsce tłumaczenia nowej książki Scotta Jurka - North. O tym jak pobił rekord na Appalachian Trail, czyli szlaku pasmem górskim biegnącym przez kilka stanów wschodniej części USA o długości 3524,5 km. W 2015 roku zajęło mu to 46 dni i 8 godzin. Pamiętam jak wtedy śledziłem trasę Jurka i trzymałem za niego kciuki.

Będzie z tego książka! - już wtedy to było oczywiste. I faktycznie Jurek napisał tę książkę, ale kiedy trafiła ona na półki, to rekord szlaku nie należał już do Scotta. Rok później, w 2016 roku w 45 dni i 22 godziny przebiegł go Karl Meltzer.

czwartek, 19 lipca 2018

Misiu wygląda dobrze, Misiu biegnie 240 km...

- Misiu wygląda dobrze - powiedział Dominik.

Spotkałem Dominika biegając swoje wieczorne kółka dookoła zbiornika. W sumie spotkałem nie tylko Dominika, bo wcześniej minąłem ekipę Gdańsk Południe na Start oraz Adama Baranowskiego z małżonką joggingujących się na naszym gdańskim Iten. W słuchawkach leciał debiut Tool, płyta Undertow. Aby posłuchać Toola w trakcie biegania trzeba wykazać się szczególną chęcią, bo ten zespół kontestuje wszelkiego rodzaju streamingi i nie uświadczy się ich ani na Spotifaju ani innym Tidalu. Trzeba wziąć oryginalną płytę CD z 1993 roku, zrippować do mp3 i wrzucić na iTunes. Spotkałem też moją własną małżonkę z trójką naszych dzieci i na 20 minut zatrzymałem się na placu zabaw asystując na zjeżdżalni :)

Kiedy kończył się 6 kilometr mojego treningu (pierwszy po przerwie na huśtawkę) przyłączyłem się do Dominika, który właśnie kończył swój mocny interwał.

- Misiu wygląda dobrze - powiedział Dominik.

Podkreślam to jeszcze raz. Powtarzam do zdanie. Bo to jest najważniejsze zdanie tego dnia, a także dnia jutrzejszego i pojutrzejszego. Być może jest to najważniejsze zdanie tego miesiąca a może i całego roku. Michał Joszczak stanął na starcie Biegu 7 Szczytów na Dolnośląskim Festiwalu Biegowym. Dwa lata temu ten bieg ukończył Janek Pobłocki (oczywiście ukończyło więcej zawodników, ale Janek jest z Gdańska i Janka znam). To było coś co wyrwało się poza granice wyobraźni postawioną przez Łemko 150. W tym roku poza Michałem wyzwanie podejmuje jeszcze 236 innych zawodników. Michał nie będzie sam. Z Michałem biegnie Piotr Skraburski, szara eminencja trójmiejskiego ultra. Na co dzień skromny, ale na trasie prawdziwa maszyna do zabijania kilometrów.



19 lipca 2018 godzina 18:00 - 0 km

Wystrzał startera z Lądka Zdroju padł dziś o 18:00. Dziś jest czwartek. Chłopaki na trasie zostaną do soboty. Pogoda chyba sprzyja. Popadał deszczyk, ale nie ma żadnego huraganu. W nocy będzie 15 stopni, w dzień 22-25 stopni. Trochę za ciepło, ale Michał w przeciwieństwie do Dominika umie pić. Będę śledził ten bieg z wypiekami na twarzy. Z ciekawością większą niż finał mundialu w Meksyku (Argentyna - Niemcy 3:2) czy Tour de France w 1993 roku kiedy Jaskuła był królem Polski i Francji. Tak samo jak śledziłem Waldka Misia na Grani Tatr, Piotra Pelplińskiego na UTMB czy Andrzeja Zyskowskiego na Spartathlonie. (pytanie: Co łączy wszystkich wspomnianych Panów? odpowiedź: ukończyli legendarny bieg Tricity Ultra i są posiadaczami kolekcjonerskiej naszywki).


Powięź bez tajemnic


Galaktyka przysłała mi kilka tygodni temu książkę. Inną niż te, do których przywykłem. Nie ma tutaj historii upadku i wzlotu, nie jest to książka, która przyczepia do naszych pleców husarskie skrzydła, daje motywacyjnego kopa i wyrzuca na podwórko aby biec przed siebie jak Rich Roll, Dean Karnazes, Shane Niemeyer czy legendarny Scott Jurek. Ta książka dużo bardziej przypomina mi pozycję, którą lata temu podebrałem z półki mojej siostry, wtedy jeszcze studentki medycyny. Mam na myśli Stulecie Chirurgów - Jürgena Thorwalda. Powięź bez tajemnic jest jakby kolejnym rozdziałem tej zbeletryzowanej historii odkryć medycznych XIX wieku. Tyle, że dopisanym w XXI wieku i dotyczącym organu, który dopiero niedawno został uznany właśnie za organ.

niedziela, 15 lipca 2018

Witunia Weekend Maraton #180


Ostatni raz byłem tutaj we wtorek 4 sierpnia 2015 roku. To był maraton nr #355 czyli 11 dni przed wielkim finałem wieńczącym dzieło Rysia Kałaczyńskiego z Wituni. Ciężko dać wiarę, że czas tak szybko leci. Wydaje mi się, że te kilka moich wizyt tutaj było całkiem niedawno. A może to dlatego, że maratony, które biegłem u Rysia po prostu tak mocno zapadają w pamięć, że zwyczajnie wybijają się na pierwszy plan w naszych neuronach mózgowych odpowiedzialnych za przechowywanie wspomnień?

Numery startowe Rysia na ścianie w biurze zawodów.

Zamykam oczy i widzę obraz samego siebie, z tego ostatniego mega gorącego maratonu w sierpniu, kiedy jedyny raz w życiu tak się zagrzałem, że na metę dobiegłem półprzytomny i Rysiu ratował mnie polewając całego zimną wodą z wiadra. Pamiętam doskonale wyjazd w Trzech Króli z ekipą TCU, albo mój wcześniejszy, kiedy poznałem Hanię i Janka. Pamiętam każdą porę roku na pętli w Wituni, butelki wody poukrywane w krzakach, a zimą to zderzenie ciepłej bazy z mrozem na zewnątrz, kiedy wychodziło się na ostatnie kółko z czołówkami na głowach.

wtorek, 10 lipca 2018

To jest moja prawda, powiedz mi swoją

Nie mam Garmina, ani Polara, ani Suunto. Zegarki biegowe po prostu wciąż nie spełniają wszystkich moich potrzeb, dlatego przez 6 lat nie kupiłem żadnego. Ale nie zmienia to faktu, że bardzo często zdarza mi się stać przed blokiem, w szortach, koszulce i nerwowo na coś czekać. Zupełnie jak każdy posiadacz zegarka czeka na satelity... Tak to sobie tłumaczę, inni czekają na satelity a ja stoję i zastanawiam się mówiąc sam do siebie:

- To czego dzisiaj słuchamy?

Neurony w mojej głowie wypuszczają miliony impulsów starając się połączyć mój obecny stan ducha i ciała z melodiami zapisanymi w bibliotece pamięci. Czy lepiej dziś pobiegnę przy czymś co słyszałem setki razy? A może ocalić od niepamięci jakąś starą miłość, która dekady nie gościła w moich uszach? Czy mam nastrój na coldwave, klasyczny artrock, a może coś zupełnie nie w moim stylu? A może ktoś z bliskich mi artystów wydał nową płytę?

Stoję tak i na szczęście nie marznę, bo jest lato. Stukam w komórkę, jeżdżę palcem po Tidalu, czasem coś włączę na kilkanaście sekund i czekam. Wystartować czy nie? Będzie miłość czy wnerwi mnie ta muzyka po 500 metrach?

Mijają minuty, kolejnym sąsiadom mówię dzień dobry, lekko uchylając jeden z nauszników moich najzajebistszych słuchawek świata marki Grado, które pokazały Sennheiserom miejsce w szufladzie. I wreszcie przychodzi ten moment.

This Is My Truth Tell Me Yours


sobota, 7 lipca 2018

Wycieczka biegowa Czersk-Chojnice

Jak nie jestem do czegos przekonany, ale nie mam racjonalnego powodu, to intuicyjnie czuje, że jeszcze nie czas. 
Jak wiem, że czas nadszedł, to nie mam żadnych 'ale'

Dominik "Miyagi" Dagiel

Mi wydaje się, że od 4 lat jestem przekonany, że któregoś dnia pobiegnę z Gdańska do Chojnic. Z miejsca gdzie mieszkam bezpośrednio do miejsca, gdzie pół życia mieszkała moja żona. Ostatnie dni wskazywały, że to będzie teraz. Forma jest taka, że od 4 lat nie było lepszej, wakacyjna konstelacja zawożenia i odwożenia dzieci między koloniami a babciami sprzyja takim wyprawom, dzień jest długi a noc krótka, a przebiec 120 km bez zahaczania o noc można tylko w tych czerwcowo-lipcowych dniach.


I kiedy już miałem wszystko ułożone w głowie a jedynym zmartwieniem było, którą z trzech rozważanych tras wybrać, cała pewność siebie zaczęła się powoli sypać. Poczułem się trochę jak bohater Truman Show, który postanowił uciec z miasta:

  • Michał pyta, czy się nie boję. Ja się dopytuję czego mam się bać. No, że tego samego co się stało kiedyś na Szczecin-Kołobrzeg. Samotnie przebiegający biegacze zostali zaatakowani przez krewkich mieszkańców okolicznych wiosek wracających z dyskoteki. No i czy nie boję się, że zostanę podobnie obity albo potrącony Golfikiem...
  • Dwa dni temu jadąc drogą Kościerzyna - Nowa Karczma dostałem w szybę kamieniem spod koła TIRa. Widziałem go przez ułamek sekundy, odprysk i pajączek na 50 cm. Gdybym dostał nim w głowę biegnąc poboczem - mógłbym tego nie przeżyć. 
  • A najgorsze było to, że trzy dni temu siedząc w pracy przy kompie tak mnie nagle coś zakuło w kręgosłupie, że aż na kilka minut musiałem się położyć na dywanie. I pozostałości tej igły między kręgami czułem następnego dnia rano i kolejnego także. Wstając z krzesła przez pierwsze sekundy czułem się jak zardzewiały manekin. Czy to rozsądne robić 120 km w tym momencie? Przecież główna zasada biegaczy poddających bieg brzmi: "zdrowie przede wszystkim" :)

piątek, 6 lipca 2018

King Crimson w Krakowie - 18.06.2018

Siedzę właśnie sam w domu, po raz pierwszy od długiego czasu. Słucham winyla zakupionego tuż przed koncertem: In The Court of the Crimson King. Nie jest to pierwsze wydanie, ale na pewno jest to najlepsza reedycja jaką można wymarzyć. Jedna z najsłynniejszych okładek rocka. Jedna z najważniejszych płyt, która w 1969 roku zmieniła bieg muzyki.


Ten pierwszy akapit, który właśnie napisałem brzmi jak wstęp do mega-laurki. I tak miało być. Koncert, na który wybrałem się do Krakowa, po raz pierwszy w życiu zobaczyć King Crimson na żywo miał być zamknięciem pętli. Miał być ostatnim akordem spełnienia, który włożony razem z całą dyskografią King Crimson do pudełka, pięknie przyozdobiony, zawinięty wstążeczką i odłożony na półkę obok zdjęć własnych dzieci, miał oznajmiać każdemu, kto pyta się mnie "czego słucham", że King Crimson to najważniejszy zespół mojego życia.

środa, 4 lipca 2018

Marzenia o 19:59

Ja to ten na czarno z jedną nogą do kolana

Kiedy wpadłem na metę ostatniego parkruna w Charzykowach z niedowierzaniem patrzyłem na dwie pierwsze cyfry wyniku. 22 minuty i 49 sekund. Chciałem pobiec (jak na mnie) szybko, ale raczej myślałem o wyniku minutę wolniejszym. Oczywiście, dla wielu to jest żaden czas, a nie jakiś wielki wynik, ale dla mnie to jest bardzo mocny kop do dalszej pracy. I nieśmiało, gdzieś tam daleko daleko dostrzegam malutkie światełko. Płomyczek, który przebija się przez miesiące potu na treningach i tego uczucia "bycia najedzonym inaczej". Ten kaganek, który gdzieś tam na granicy widoczności rozświetla 4 cyfry rozdzielone dwukropkiem. Pierwsza z nich to "1". Pozostałe są już nieistotne, niech będzie to po prostu 19:59...

wtorek, 3 lipca 2018

Kącik biegowego melomana: Talking Heads - Remain in Light


Jest taka książka Simona Reynoldsa "Podrzyj, wyrzuć, zacznij jeszcze raz" czyli historia postpunku 1978-1984. Książka ma znakomite recenzje, wręcz jest przez wielu nazywana najlepszą pozycją o historii muzyki jaka została kiedykolwiek wydana. Ja nie przeczytałem jej w całości, nie przebrnąłem jeszcze przez te ponad pół tysiąca stron. Tym bardziej, że postpunk nie jest tym tzw "moim" gatunkiem, lecz... No właśnie, nie był moim gatunkiem, nigdy nie wyeksplorowałem go równie sumiennie jak choćby prog-rock. I między innymi z tego powodu ostały się tam płyty wielkie, wybitne, kamienie milowe zmieniające to co w muzyce działo się potem. Płyty, które doskonale znałem z okładek, ale muzykę raczej z kilku hitów, które przeszły przez radiowe sito.