czwartek, 19 lipca 2018

Powięź bez tajemnic


Galaktyka przysłała mi kilka tygodni temu książkę. Inną niż te, do których przywykłem. Nie ma tutaj historii upadku i wzlotu, nie jest to książka, która przyczepia do naszych pleców husarskie skrzydła, daje motywacyjnego kopa i wyrzuca na podwórko aby biec przed siebie jak Rich Roll, Dean Karnazes, Shane Niemeyer czy legendarny Scott Jurek. Ta książka dużo bardziej przypomina mi pozycję, którą lata temu podebrałem z półki mojej siostry, wtedy jeszcze studentki medycyny. Mam na myśli Stulecie Chirurgów - Jürgena Thorwalda. Powięź bez tajemnic jest jakby kolejnym rozdziałem tej zbeletryzowanej historii odkryć medycznych XIX wieku. Tyle, że dopisanym w XXI wieku i dotyczącym organu, który dopiero niedawno został uznany właśnie za organ.

Cytując Wikipedię: Powięź to błona zbudowana z tkanki łącznej włóknistej zbitej, której zadaniem jest zewnętrzna osłona poszczególnych mięśni, grup mięśniowych i całej warstwy. Powięzi utrzymują w jedności całe ciało tworząc sieć otulającą i napinającą poszczególne jego elementy.

Książkę Davida Lesondaka nie czyta się na jeden raz. Czasami bardziej sprawia wrażenie podręcznika, który przyswaja się fragmentami rozdziałów i zapamiętuje wiedzę. Choć bardzo ciekawie oddaje rys historyczny jak tytułowa powięź zyskiwała rangę narządu, to jednak najbardziej zapamiętywalne są dygresje o tym dlaczego człowiek potrafi rzucić kamieniem ponad pięciokrotnie dalej niż małpa, albo jak 5 minutowe ćwiczenia stopy sprawią, że zrobisz o kilka cm głębszy skłon.

Główny wniosek jest jednak taki, że na wszystko co dzieje się w naszym organizmie trzeba patrzeć holistycznie. Piękny truizm, ale tak samo jak Bruce Lee rozpoczyna swój zabójczy cios ręką od końcówki palca u nogi tak samo każda zła i dobra rzecz jaka dotyka nasz organizm jest połączona siecią powięzi w jedną, kompletną całość.

Jak to wszystko ma się do biegania?

W ciągu ostatnich dni zwróciłem uwagę na dwie rzeczy:

  • W serwisie bieganie.pl rzucił mi się w oczy artykuł (plus świetna dyskusja na forum), w którym Yacool uczył swoich podopiecznych biegać jak strusiokangury. Dosłownie - filmik pokazywał dwóch biegaczy podskakujących przed 20 minut :) Niby trochę śmieszne, ale nie jest to niczym innym niż trenowaniem powięzi aby energia kinetyczna jak najmniej była hamowana, a jak najbardziej poprzez sprężystość tkanek ponownie zamieniana w ruch. 
  • Poranny Biegacz, któremu z całego serca kibicuję przeżywa smutny stan niebiegania jako pokłosie kontuzji po zmianie techniki na taką, która ma korzystać z energii magazynowanej w powięzi. Antoni, pewnie już dotarłeś to tej książki, ale jeżeli tego jeszcze nie zrobiłeś - szczególnie Tobie ją polecam. 


1 komentarz:

  1. Już zamawiam;) Yocoola i jego portal śledzę z wypiekami na twarzy. Aż trudno uwierzyć w to, co widać na filmie, jak niesamowity potencjał pozostał jeszcze do uwolnienia! Jeden z jego podopiecznych ostatnio pisał sprężynowaniu "wypierdalającym" w górę.

    Takie bieganie pasuje mi bardziej niż naj enniejszy rekord życiowy. Przeciwnicy Yacoola podkreślają, że nie wytrenował jeszcze olimpijczyka i lubują się zwycięstwem o 2 sekundy nad jego zawodnikami.

    Ja widzę w takim poznawaniu własnego ciała znacznie większy sens niż łupanie kilometrów.

    Dziękuję za kibicowanie. Tęsknię za bieganiem, ale nie jest już tak smutno. Kwestia kilku dni, ale nie chcę na siłę przyspieszać.

    BTW: pas salomona udźwignie 6 calowy smartfon bez problemu i obijania, także polecam:)

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy