Ostatnio z kilku ust usłyszałem, że za dużo piję, bo jak piszę coś o bieganiu, to zawsze zaczyna się od tego, że pierwsze kilometry trzeźwiałem. Prawda jest trochę inna, po prostu większość biegów wartych opisania ma miejsce w weekend, a weekend... wiadomo...
W weekend przeprowadzka. Pół piątku i całą sobotę robiłem coś pomiędzy spacerem farmera a wyścigiem po schodach. Idealny trening siłowy!
Pomimo pewnych organizacyjnych trudności (Dominik w Bydzi, Jarek tłumaczy, że nie ma miejsca w nodze na mięśnie, więc nie może za daleko wybiegać) Michał postawił mnie pod ścianą ucieleśniając wcześniejsze luźne pomysły. "Samochód odstawiony na Zaspę" - zakomunikował mi w sobotę wieczorem. "Po drodze trochę błotnych rzek do połowy łydki, ale damy radę".
OK, nie ma wyboru. Niedziela rano, jak w każdą niedzielę: budzik na 7:00, niedzielny strój przygotowany dzień wcześniej i w drogę. Tym razem postanowiliśmy pobiec nad morzę trochę okrężną trasą. Przez poligon i dalej w dół Doliną Radości aby wybiec w Oliwie przy zoo i stamtąd prosto do morza.
Początek był... bardzo trudny. Po pierwszych 2 km chciałem krzyczeć: "GDZIE SĄ SCHODY TRZEŹWOŚCI!" Schodów nie było, tylko błoto, błoto i błoto. Po 4,5 km w umówionym miejscu czekał na mnie Michał. Ponieważ (z racji błotnego tempa) trochę się spóźniłem Michał jak przystało na runnera zmarzł bo się rozciągał zamiast truchtać w miejscu ;)
Ruszyliśmy razem. I wtedy okazało się, że to co nazywałem do tej pory błotem miało tyle wspólnego z prawdziwym błotem co podtynkowy geberit ma wspólnego z Niagarą.
Przecinając budowaną linię kolei metropolitalnej stwierdziłem, że Kalenji Ekiden 50 z Decathlonu to są najlepsze buty świata. W żadnych innych butach nie przebiegłem tyle co w nich. Żadne buty nie są w stanie tyle zrobić co one. Są jak Łada Niva - najlepszy rosyjski samochód terenowy. Żaden Jeep, żaden Land Rover nie pokona z taką pewnością i z takim oddaniem i w takiej cenie (!) trasy przez wschodnie bezdroża. Co więcej w nich przebiegłem 3 z 4 moich maratonów. I była to kwestia wyboru między nimi a Asicsami, które kompletnie mi nie leżały. I dlatego dalej leżą w szafie.