Miejsce 1 - Ukryta Siła - Rich Roll
Pod koniec sierpnia biegliśmy z Michałem dookoła Wdzydz. "A czytałeś książkę.... ten nooo.... ten...." - zapytał Michał. No i nie przypomniał sobie. Przyznam, że zapomniałem o tej krótkiej wymianie informacji. Ale wieczorem dostałem od Michała SMSa o treści. "książka to ukryta siła rich roll". Naprawdę dłuuugo kojarzyłem o co mu chodziło. Że co? Że książka to ukryta siła?
Ale skojarzyłem. Kupiłem. Wystarczyło, że przeczytałem ten opis, stwierdziłem, że to jest książka nie tyle dla mnie, ale o mnie.
"Osiem stopni schodów do pokonania… Takiemu wyzwaniu musiał stawić czoło Rich Roll w przeddzień swoich czterdziestych urodzin. Dwadzieścia kilogramów nadwagi skutecznie utrudniało podjęcie jakiegokolwiek wysiłku. [...]
Zawał serca… Tak można by zakończyć kilka zdań o
życiu Richa Rolla, gdyby nie fakt, że wstrząśnięty niewydolnością swojego
organizmu, postanowił oszukać kostuchę i pójść inną drogą.
Moja motywacja przyszła do mnie rok wcześniej, można powiedzieć dokładnie rok wcześniej, stałem wtedy tak samo jak Rich Roll nad przepaścią. 129,8 kg to nie przelewki. Tak samo jak Rich Roll postanowiłem dożyć w zdrowiu do ślubu moich córek. Ta książka wymaga ode mnie osobnej recenzji. Może kiedyś się na nią zdobędę. Ale wiem, że jeżeli kiedykolwiek stracę motywację, do czegokolwiek co jest ważne w życiu, wrócę właśnie do Ukrytej Siły.
Miejsce 2 - Ultramaratończyk - Dean Karnazes
Jak biegać i mieć z tego fun. To z jednej strony. A z drugiej, jak wymyślić kategorię, w której zawsze będzie się najlepszym i sprzedać się jako zwycięzca. Szerszą recenzję tej książki napisałem kilka tygodni temu tutaj.
Miejsce 3 - Jedz i Biegaj - Scott Jurek
Ta książka trochę jest jak pierwsza dziewczyna. Tak naprawdę dopiero ona uświadomiła mi co to jest Western States, Badwater, co to naprawdę znaczy bieganie ultra. I z drugiej strony, coś co staje się w pewnym momencie integralną częścią każdego biegacza: dieta. Jurek jest weganem. Zaczynając czytać tę książkę po kilku pierwszych rozdziałach postanowiłem poczuć ją w pełni. To znaczy - tak długo jak będę ją czytać zostać weganem w dużej mierze opartej o przepisy Jurka. Delektowałem się tą książką w dosłownym znaczeniu tego słowa. Uruchomiłem w swojej diecie elementy nieobecne wcześniej. Takie jak chociażby jarmuż czy komosa ryżowa. Na pierwszy plan wyszły obecne wcześniej niszowo: ryż, fasola i awokado - jako baza. Do tego dużo dużo więcej żywności nieprzetworzonej. Czytałem ją 10 dni. Mimo, że po nich wróciłem na jakiś czas do tradycyjnej diety, to drzwi zostały otwarte już na stałe.
Masz wolną ukrytą siłę??:> bo chętnie bym przeczytał:)
OdpowiedzUsuńJest bliżej niż myślisz. Powiedziałbym że na Twoim piętrze, tylko za innymi drzwiami.
OdpowiedzUsuńzakosiłem Ukrytą Siłę i Ultra Maratończyka:P
UsuńProszę bardzo! Ja sie ostatnio zatrzymałem na Killianie Jarnecie, autobiografia skyrunnera, który analizując rekordy wciąga nosem Jurka i całą elitę amerykańskiego ultra. Ale niestety nie dorobił się dobrego supportera do pisania autobiografii, Czytanie jej jest jak bieg w żółwim tempie, ale w strefie dyskomfortu tlenowego. Wymęczyłem 120 stron od połowy grudnia. A w kolejce czekają nietknięte 14 minut i Dogonić Kenijczyków
Usuńja już skończyłem Ukrytą Siłę - bardzo fajna książka. Gość wykłada kawę na ławę i nie owija w bawełnę:) widać, kto jest jego sponsorem dzięki niektórym zdaniom, ale nie jest to nachalne:) ogólnie super książka. Obecnie zacząłem łykać Ultra Maratończyka - jedyny plus kontuzji, że mam czas na czytanie...
UsuńHej, wpadłam na Twój blog przy okazji konkursu na blog roku... Zaciekawiła mnie Twoja historia, chyba też dlatego, że sama mam 20 kg nadwagi i że kiedyś biegałam (głównie 10-15km - 2-3x w tyg.) Potem przerodziłam się w kanapowca i tak już poszło. Od jakiegoś miesiąca wracam powoli i z trudem na ścieżki biegowe i na basen... No i oczywiście dieta. Niestety nie mam wsparcia, w pacy raczej ze mnie drwią, bo nie wierzą, że w wieku 33 lat mogę wrócić do starej formy i figury. W domu zamartwiają się o .. stawy, zdrowie i pieniądze. Pracuję na dwa etaty i z trudem znajduję jeszcze czas na treningi i gotowanie... (cała moja rodzina jest raczej otyła).
OdpowiedzUsuńAle Twoja historia mnie inspiruje do nieustawania w dążeniu do celu. Oczywiście książki, które polecasz już jakiś czas temu przeczytałam i sięgam do nich w trudnych chwilach. Może będzie kiedyś okazja i gdzieś się przypadkiem spotkamy na ścieżce biegowej... Ale muszę się uzbroić w cierpliwość...
Kilka elementów, które napisałaś to klasyk :) Jak na początku biegania chwaliłem się znajomym, że zacząłem biegać, patrzyli się na mnie od góry do dołu i zadawali zawsze TO SAMO pytanie: "A jak kolana?"
UsuńMoże mam szczęście, bo z kolanami nigdy nie miałem problemów. Ale w tym pytaniu podszyte było stwierdzenie: "Przecież taki grubas nie powinien być w stanie biegać bo mu popękają kolana!"
Dieta jest czymś co przyszło potem i przyszło samo. Do diety z zasady nie przykładam wagi, nie robię nic na siłę i przede wszystkim nie traktuję diety jako łańcucha wyrzeczeń. Dieta robi się sama. Po prostu organizm sam zaczyna dopraszać się o inne jedzenie.
I po sobie wiem, że niezależnie czy ma się 20, 30, 40 czy 50 lat możliwości na zmianę są ogromne. A wymaga to tylko (lub aż) konsekwencji. Przyjemność przyjdzie sama.
z kolanami nie masz problemu, bo biegasz jak natura Cię stworzyła - ze śródstopia:) Biegając z pięty nawet lekki biegacz się załatwi(znamy z D. taką jedną dziewczynę, która tak biega i jest już po operacji kolan...). Jednym słowem jesteś idealnym przykładem, że biegać każdy może i to tyle na ile ma ochotę:P
UsuńOdkopię temat. :P
UsuńNiestety bieganie jak natura nas stworzyła nie chroni przed problemami z pasmem biodrowo-piszczelowym (a to też neiktórzy podciągają pod kolano biegacza)...