Układ świąt w tym roku jest idealny dla pracowników, ale fatalny dla pracodawców. 20 grudnia to dla wielu ostatni dzień w pracy przed wyjazdem na święta, które przy dobrej aranżacji czasu skończą się dopiero na Trzech Króli 2014.
W tym nastroju kilka dni temu rozpoczęliśmy planowanie V Biegu Morsa. Tradycyjna niedziela została poddana w wątpliwość już na samym początku dyskusji. Sobota rano? OK. Niech będzie. Ale 5 rano. Michał skonstatował, że musimy zabrać czołówki.... i doszło do nas, że bieg o 5 rano w grudniu jest równoznaczny z kąpielą w Bałtyku... po ciemku. Jedno zdanie, które napisał Dominik sprawiło, że nie sposób już było się z tego pomysłu wycofać.
" podchodzisz do laski w barze i mówisz beznamiętnym głosem: kąpałem się w morzu w grudniu, po ciemku"
Biorąc pod uwagę, jak wyglądaliśmy kiedy dobiegliśmy do morza naprawdę musiałoby być po ciemku.
W każdym razie, sobota 5 rano szybko została przemodelowana na piątek 19:00. Alternatywa 25 km biegu zamiast "polskiego piątku" była nawet i dla mnie ciekawą odmianą. Zgodziłem się bez zastanowienia. Ale kiedy środa zamieniła się w czwartek, a czwartek w piątek i zegar coraz bardziej zbliżał się do godziny 19:00 liczyłem tylko na to, że coś wypadnie Dominikowi i nie pobiegniemy. 18:35 - przychodzi SMS. Niestety. Bóg. Honor. Ojczyzna. Biegniemy. Nie jadłem nic od 6 godzin. Ale z drugiej strony ten posiłek sprzed 6 godzin to wigilia w pracy, którą mega fachowo przygotowały moje koleżanki. Do tego stopnia fachowo, że postanowiłem zrobić coś, czego nie praktykuję już pod dłuższego czasu - najeść się totalnie do syta + ciasto na deser :)
Kiedy wyszedłem przed blok na chwilę zawahała mi się noga. PADAŁO. No tak... ale jaka to wymówka dla człowieka, który w piątek wieczorem w grudniu biegnie się wykąpać w morzu.
Wybraliśmy najszybszą i najpewniejszą trasę. Bez schodów trzeźwości, bo byliśmy wszyscy trzeźwi. Na ulicach ogromny ruch, wszyscy robią przedświąteczne zakupy. Zatęskniliśmy wtedy za wolnymi od spalin na ulicach niedzielnymi porankami. Na szczęście droga minęła szybko. 12,6 km i byliśmy nad morzem. Sprawdzonym sposobem, wyłączyłem myślenie, rozebrałem się i wbiegłem do morza, zanurzyłem na kilka sekund i wybiegłem. Dominik zrobił mi nawet małą burę, że powinienem kąpać się dłużej :)
Bieg powrotny mniej więcej od połowy zaczął sprawiać mi małą trudność. 8 godzin bez jedzenia zaczęło robić swoje. Czuję, że mogę przebiec 15-20 km w każdym momencie, bez przygotowania, w rozsądnym tempie, ale dystanse dłuższe niż 20 km wymagają dostarczenia organizmowi dodatkowej energii. Dziś to odczułem. Ale jakie to ma znaczenie, w kontekście do możliwości podejścia do laski w barze i powiedzenia beznamiętnym głosem: kąpałem się w morzu w grudniu, po ciemku :)
chlip... ja chce mieć już zdrową nogę:(
OdpowiedzUsuńNiestety mojej małej nie zaimponowałem, tylko się popukała po głowie jak wróciłem ;)
OdpowiedzUsuńMoja też :) Ale one tak tylko mówią, a prawda jest inna.
OdpowiedzUsuńA pomyśl, że za rok-dwa możesz rzucić takim tekstem, "hej mała, tydzień temu wybiegłem z Giewontu przebiegłem przez Polskę i wykąpałem się w Bałtyku... w grudniu ... w nocy... na golasa... "