Kiedyś nie zwracałem większej uwagi na to jak jestem ubrany do biegania. Ważne było aby latem nie było za gorąco, a zimą za zimno. I niewiele więcej. Uważałem, że to nie sprzęt biega, a człowiek. Dalej tak uważam... w połowie. Bo dopasowany, wygodny ubiór daje trochę więcej przyjemności i trochę mniej sekund na kilometr - przy zachowaniu tej samej przyjemności.
Z tym wpisem bujam się od czerwca, ale wszystko wskazuje na to, że lato nie opuści nas jeszcze w ten weekend, więc może będzie dłużej aktualny niż przez kilka dni.
Przez ostatni rok udało mi się jednak wypracować zestaw elementów ubioru, w których jest mi po prostu wygodnie, do których się przyzwyczaiłem a wyjście na bieganie traktuje półautomatycznie.
Zaczynamy od góry.
1. Z czapeczką czy bez?
Patrząc na czubek głowy Porannego Biegacza i mój - różnimy się diametralnie. Mówiąc wprost, on łysy, ja z gęstą szopą, w dotyku przypominającą futro nutrii. Ale zgadzamy się w jednym - głowa naturalnie odprowadza ciepło i zakrywanie jej jest niepraktyczne. Może kiedyś dorobię się samego daszka, ale póki co mam dwie czapeczki - jedną z Kwidzyna i drugą z Kaszubskiej Poniewierki. Ta druga jest mega stylowa i noszę ją na spacerach, ale biegać najbardziej lubię bez żadnej.
2. Koszulka na ramiączkach czy z rękawkami?
Od kiedy kupiłem sobie w Lidlu szarą podkoszulkę, a potem jeszcze trzy białe w HM-ie biegam w czym innym tylko i wyłącznie wtedy kiedy nastąpi kumulacja prania. Ale nie wyobrażam sobie jak można latem biegać inaczej. Poziom chłodzenia jest kolosalnie różny. I nie przeszkadza mi, że są bawełniane.
3. Spodenki luźne czy ciasne?
fot. Decathlon |
Nie wiem skąd przyszła taka moda, że przez 5 lat biegałem w obcisłych kolarskich gaciach. Przejście na zwykłe Decathlonowe luźne spodenki do biegania było jak przejście na drugą stronę lustra. Mam już trzecią taką samą parę i zastanawiam się czy nie kupić sobie 10-15 par na przyszłość aby uniknąć lęku przed zmianą modelu. Zupełnie jak Haruki Murakami, który od lat biega w tych samych butach Mizuno.
4. Trzy pary butów?
Kiedyś "wybiegiwałem" buty do samego końca. W moim przypadku to było nawet 3 tys. km w jednej parze. Mam taką konstrukcję stopy, że buty na niej się nie psują. Nigdy. Niezależnie od marki. Żadnych dziur, przetarć czy pęknięć. Ale było to trochę nudne :) Teraz mam parę na złą pogodę New Balace Cruz (do dobicia - ale skubane są również niezniszczalne), moje podstawowe Altra Escalante, a na szybkie treningi startówki Kalenji.
5. A gdzie spakować komórkę?
fot. Poranny Biegacz |
Metody są dwie. Można ją trzymać w ręku - ja to umiem i nie czuję dyskomfortu. Ale można też ją schować do pasa. I tutaj przez długie lata bujałem się z różnymi pasami, najczęściej dodawanymi do pakietów, albo wygranymi w losowaniach po biegach. A Poranny Biegacz mówił - kup Salomon Pulse Belt - poczujesz różnicę. Kupiłem. Poczułem. Można schować komórkę, która niemal "przylepi" się do brzucha, że o oscylacjach będzie można zapomnieć.
A tak to najczęściej wygląda:
- bez czapeczki
- biała żonobijka
- detathlonowe luźne spodenki
- buty tym razem na szybsze bieganie
- pas salomona niewidoczny pod koszulką
- ale jednak komóreczka w dłoni, bo coś tam zawsze sobie pogrzebię jak biegam
Żonobijka :D
OdpowiedzUsuń