Obiadokolacja po 77 km :) |
Dlaczego zatem po każdym ultra ważyłem +2 kg? Dlaczego im więcej biegałem tym więcej przybierałem na wadze? Może organizm zatrzymywał wodę po mega-wysiłku. A może rosły mięśnie, które są cięższe niż tłuszcz? Hipotez było wiele, ale prawdziwą odpowiedź dawały mi tylko cyferki na wadze... a te ciągle rosły.
- Najmniej w ciągu ostatnich 5 lat ważyłem 92 kg. To było mniej więcej wtedy kiedy pierwszy raz z Dominikiem i Michałem polecieliśmy testową wersję biegu dookoła Trójmiasta w Trzech Króli, który był przy okazji moim pierwszym w życiu dystansem ultra. Przez jakiś czas potem się jeszcze trzymałem w tej okolicy, ale nigdy potem już mniej.
- Na pierwszej Łemkowynie kupiłem sobie za małą koszulkę, bo wydawało mi się, że skoro wchodzę na poważnie w temat ultra, to za pół roku będzie na mnie wisieć. Nigdy jej nie założyłem...
- Rok później ŁUT 150 zacząłem z wagą 101 kg, skończyłem z 98 kg ale tydzień później już odrobiłem straty z nawiązką.
- Do Sudeckiej 100-ki w 2016 roku przygotowywałem się zbijając wagę poniżej 100 kg. Udało się. Wyjeżdżając ważyłem 99,8 kg, ale po powrocie było już 101 kg. A miesiąc później 108 kg...
- W 2017 roku już takich prób nie podejmowałem. Nie miałem siły, nie miałem wiary. Pojechałem na te wszystkie biegi tylko dlatego, że się zapisałem i żal mi było wpisowego no i nie chciałem zostawić kumpli na lodzie (wspólne transporty, noclegi, after party)
Jak sięgam pamięcią po każdym z tych biegów jadłem dwa obiady. Wydawało mi się, że każdy tak jadł. Może tak było, może inni to przepalali, ale ja nie... Pamiętam ten zastawiony stół w barze mlecznym w Krynicy po ŁUT 150, albo dwa zestawy ze schabowym w Barze Baryt w Boguszowie-Gorcach. Do tego jeszcze kilka piw, które po takim wysiłku zupełnie nie wchodziły do głowy. Czasem coś mocniejszego...
W połowie biesiady w barze w Krynicy po ŁUT 150 |
Jedyny raz, kiedy nie imprezowałem po biegu (i przed :)) to wyjazd do Belgii. Trochę było mi żal kasy aby rozbijać się po knajpach, a za późno zorientowałem się, że sklepy w sobotę są dość wcześnie zamykane i praktycznie po 60 km zjadłem jakąś sałateczkę, bo kupon na makaron zrealizowałem przed biegiem. Nawet piwa sobie odmówiłem. I czułem się wtedy chyba najlepiej ze wszystkich moich biegów ultra.
Tydzień temu biegłem moje pierwsze turystyczne ultra - 77 km między fiordami Norwegii jako tzw. nowy ja :) Czyli po tym jak Dominik stał się moim Panem Myiagi i zmienił moje nawyki. Poza samą przygodą miałem jeszcze jeden cel na tej wyprawie, chciałem podobnie jak Pogromcy Mitów z Discovery sprawdzić czy to prawda, że po ultra można bezkarnie jeść i nie przytyć. Ponieważ po wszystkich moich poprzednich ultra jadłem mega dużo i tyłem. Tym razem był to test przez inwersję. Czy wyjątek potwierdzi regułę czy jej zaprzeczy?
Oto moje obserwacje:
- FAŁSZ: Po ultra można jeść ile się chce, bo organizm wszystko przepali.
- PRAWDA: Jak się zje za dużo to się przytyje 2 kg.
- PRAWDA: Jak się zje normalnie, to się nie przytyje.
Po tygodniu od powrotu z Norwegii ważę 3 kg mniej niż przed biegiem. Wniosek jest tak oczywisty tak jak to, że Ziemia jest okrągła. Nie tyłem od biegania - ale od jedzenia, a dokładnie od złych nawyków i mitów, w które chciałem wierzyć, bo tak było po prostu łatwiej.
Kiedyś czytałem, chyba na blogu https://ksstaszewscy.pl/blog/ o osobach, które nic nie jedzą na ultra - tylko izo i woda.
OdpowiedzUsuń