sobota, 21 kwietnia 2018

Kącik biegowego melomana: Iva Bittová / Vladimir Vaclavek - Bile Inferno



W 2001 roku wracałem samochodem zza Koszalina do Gdańska. Był bardzo ciepły wrześniowy weekend. W okolicach Słupska zabrałem na stopa parę hippisów/studentów jadących do Gdańska. Chłopka i dziewczyna, wyglądający tak, że nikt o zdrowych zmysłach nie zatrzymałby się ich zabrać. Ponieważ sam jeszcze kilka lat wcześniej nosiłem długie włosy i wyglądałem tak, że mnie nikt nie zatrzymałby się zabrać poczułem pewne braterstwo i wyhamowałem na poboczu aby ich zabrać... Okazało się, że jest to para studentów z ... Czech, którzy wybrali się do Polski aby zobaczyć morze i trochę pozwiedzać nasz kraj. Ja mówiłem po Polsku oni po Czesku i spokojnie się dogadywaliśmy. I tak sobie jechaliśmy starając się znaleźć wspólne tematy łamiące barierę językową aż zaproponowałem rozmowę o muzyce. Wyjąłem z szufladki tytułową płytę Ivy Bittovej i ... opadły im szczęki. Okazało się, że całkowitym przypadkiem zabrałem na stopa w okolicach Słupska parę czeskich mega fanów Ivy Bittovej :)

Droga minęła szybko. Pamiętam jeszcze jedno zdanie, które powiedzieli zjeżdżając ulicą Armii Krajowej z Chełmu w kierunku Gdańska Głównego:

- "Ale krásné věže!!"

Oznacza to mniej więcej zachwyt nad widokiem naszego Starego Miasta widoczny z okolic Biskupiej Górki. Ale piękne wieżyczki! Tak właśnie powiedzieli. Od tamtej pory zupełnie inaczej patrzyłem na panoramę Gdańska. Patrzyłem na nią oczami Czechów, którzy zobaczyli Gdańsk po raz pierwszy... Dziś tej panoramy już nie ma. Dziś zasłania je centrum handlowe Forum :(

* * * 

Płyta Bile Inferno była jedną z moich ulubionych albumów w 2001 roku. Przesłuchałem ją kilkadziesiąt a może ponad  100 razy w pełnym zachwycie nad każdą nutą. Ale potem nagle odłożyłem na półkę i przez kilkanaście lat ani razu nie wróciłem... Do dzisiaj...

Mimo, że biegłem rano parkruna byłem przez cały dzień niewybiegany i ciągnęło mnie aby zrobić jeszcze kilka kilometrów. I kiedy wieczorem przed wyjściem zacząłem szukać muzyki na ten bieg przeskanowałem kilkadziesiąt różnych pozycji od sceny Canterbury, po włoski rock progresywny aż w końcu odpalił mi w głowie jakiś zagubiony neuron i podpowiedział: Posłuchaj Ivy Bittovej!

To co nastąpiło dalej, kiedy założyłem buty, włączyłem Tidala i nałożyłem na uszy moje wymarzone słuchawki Grado :) to była właśnie orgia neuronów. Czułem się jakbym zrywał zasłony w pokoju, w którym przez 20 lat nie dochodziło słońce, otwierał szeroko okiennice i wpuszczał świeże powietrze do środka. Kiedyś znałem każdą nutę tej płyty, śpiewałem po czesku każdy wers nie będąc nawet pewny co te słowa znaczą. Słuchając ją po tak długiej przerwie moja głowa na nowo odtwarzała dawno zapomniane połączenia i po krótkiej chwili okazywało się, że znów pamiętam każde słowo.

Kręciłem równe 1-kilometrowe kółka dookoła stawu. Nie zwracałem uwagi na trasę ani na tempo. Nie musiałem martwić się kompletnie niczym. Mogłem skupić się w 100%-tach na słuchaniu Białego Inferna w rytm swoich kroków, powolnego oddechu i zachodzącego słońca.

Muzyka zawarta na tej płycie to dzieło sztuki. Akustyczna podróż przez dziwny świat, gdzie główne  role grają skrzypce, gitara i śpiew Ivy i Vladimira. Przychodzi mi na myśl Dead Can Dance. Lisa i Brendan robili coś podobnego - używali mnóstwa akustycznych instrumentów i grzebali w bałkańskich korzeniach. Iva i Vladimir też to robią, ale mam wrażenie, że są o wiele bardziej autentyczni. To nie jest tylko poza i kreacja. To po prostu jest ich świat.

Bile Inferno to płyta, która wymyka się jakiejkolwiek ocenie. To nie jest muzyka, którą można jakkolwiek zaszufladkować gatunkowo i ocenić w przyjętej skali. To dzieło sztuki, do którego po prostu nie przystoi przykładać jakiejkolwiek skali.

To nie jest też łatwa muzyka, ale kiedy znajdzie swój moment, swój dzień, swój prywatny zachód słońca w rytm 1-kilometrowych pętli dookoła stawu - wtedy może dać bardzo bardzo dużo. Ja dziś to dostałem.




LISTA PŁYT PRZY KTÓRYCH BIEGAŁEM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy