niedziela, 21 maja 2017

5 surrealistycznych miejsc, do których zaprowadziło mnie bieganie


Zamykam oczy i ciągle widzę na wewnętrznej stronie powiek odbicie Kukkarokivi, czyli wielkiego kamlota na wybrzeżu Finlandii, o którym jeszcze dwa miesiące temu nie wiedziałem, że istnieje. Biegnie prowadzi mnie do dziwnych miejsc. Do miejsc, do których nie dotarłbym nawet myślą. I nie są to ścieżki i sceny masowych biegów. Zazwyczaj to niewielkie punkty ma mapie, o których istnieniu nie można dowiedzieć się inaczej niż skalując google maps do granic powiększenia przewidzianych przez autorów mapy.

Dlaczego surrealistycznych? Dlatego, że odsuniętych od tradycyjnego planu zwiedzania świata. Odrealnionych, z pogranicza jawy, snu i fantazji. Tak mówi definicja. I ta definicja staje się motorem, paliwem i tłem moich biegowych przygód. Jeżeli zastąpimy jawę i sen: tanimi biletami lotniczymi i optyką Dominika w patrzeniu na mapę, a fantazję zostawimy bez zmian to otrzymamy receptę na odkrycie tych miejsc. Oto one:

Latarnia morska w Oxelosund


To zwyczajna latarnia, jedna z tysiąca nad Bałtykiem. Jej urok polega na tym, że można do niej dobiec z lotniska Nykoping dokąd to można dostać się z Gdańska za 12 zł. Ale kiedy staniesz na tych wielkich kamieniach, a w dole morze będzie pienić się tak, że nie chciałbyś tam wpaść, i kiedy z kumplami swojej biegowej niedoli musisz porozumiewać się krzykiem bo wiatr świszczy z każdej ze stron, a domki na wybrzeżu wyglądają jak ze szwedzkiego kryminału - zadajesz sobie pytanie: "Ale właściwie dlaczego ja tutaj jestem?"

Kukkarokivi


To kamień-symbol. Natchnienie tego posta. Woda Bałtyku między fińskimi wyspami jest mało słona, brzeg wygląda jak polskie jeziora porośnięte trzcinami i z mułem po kostki. Ale kiedy spłoszysz kilka saren, łabędzie będą dziwnie się na ciebie patrzeć i zdasz sobie sprawę, że 8 godzin temu wsiadałeś do samolotu, a teraz jesteś u celu i ten cel jest po prostu dużym, ułamanym z boku kamieniem, zadajesz sobie pytanie "Ale właściwie dlaczego ja tutaj jestem?"

Ciabatta na osiedlu w Bergamo


W tym przypadku dłużej niż chwilę zastanawiałem się co wybrać za najbardziej surrealistyczny moment tej wycieczki. Jezioro Iseo jest po prostu jeziorem, które aby okrążyć - musieliśmy czasem biec po skarpach zewnętrznych ścian tuneli, albo pytać się rolnika na koniu o drogę. Moje spojrzenie na świat odrealnił drugi dzień wycieczki, kiedy idąc 7 km z Bergamo na lotnisko znaleźliśmy z Dominikiem ławkę na takim semi-zamkniętym osiedlu obok kościoła. Usiedliśmy tam i wcinaliśmy ciabatty z oliwkami popijając fatalnym, plastikowym winem z kartonu. "Ale właściwie dlaczego ja tutaj jestem?"

Władysławowo o 3 nad ranem


To była pierwsza w życiu próba przekroczenia 100 km biegu. Nie dotarcia, bo taką próbę (udaną) mieliśmy rok wcześniej, ale właśnie przekroczenia - w ramach przygotowań do Łemko 150 AD 2015. Władysławowo spotkało nas na ~120 kilometrze biegu, który rozpoczął się 18 godzin wcześniej gdzieś na Kaszubach w okolicach Wieżycy. Do Helu brakowało 30 km. Była 4 rano. Usiadłem na chwilę w ciepłej stacji benzynowej i poczułem jak moje pole widzenia powili zaczyna się zawężać. W ostatnim momencie przed omdleniem wyskoczyłem na zewnątrz, usiadłem na krawężniku i wyciągnąłem wszystkie batony jakie miałem w plecaku. Łapczywie jadłem jeden za drugim i powoli odzyskiwałem świadomość. Zaczęło robić się jasno. Wstałem z krawężnika i pobiegłem w kierunku Helu zastanawiając się: "Ale właściwie dlaczego ja tutaj jestem?"

Szadź na Cergowej


Na szczyt Cergowej zaprowadziła mnie trochę ciekawość i trochę efekt domina. Pamiętam doskonale jak zadzwoniłem w 2013 roku, kilka dni przed pierwszym Maratonem Wigry do Krzyśka Gajdzińskiego z pytaniem:

- "Proszę Pana, czy są jeszcze wolne miejsca w tym biegu?"
- "A czy interesuje Pana Pogoń za Bobrem?"
- "Nie proszę Pana, chciałbym pobiec maraton"
- "Owszem, zostało kilka miejsc, proszę wypełnić formularz online"

Efektem domina było to, że pobiegłem na Wigrach, potem dostałem zaproszenie do polubienia profilu Łemkowyny, potem powiedziałem chłopakom z TCU, że jeżeli już biec jakieś góry, to może by tak u Krzyśka, bo Wigry zrobił na szóstkę w skali szkolnej. I ostatniego dnia sierpnia 2014 zapisaliśmy się na pierwszą edycje Łemkowyny - 70 km z Chyrowej do Komańczy. To były jeszcze te czasy kiedy nocleg w Chyrowa Ski można było sobie załatwić na kilka tygodni przed biegiem :)

Na grzbiecie Cergowej stanąłem po kilkunastu kilometrach swojego pierwszego górskiego biegu. I wtedy z drzew zaczęło spadać coś na kształt śniegu. "Ale właściwie dlaczego ja tutaj jestem?" Miałem ochotę zatrzymać się i dłużej zadumać nad tym pytaniem postawionym samemu sobie, ale musiałem biec w dół.

Do pytania wróciłem rok później. Z tą różnicą, że nie był to poranek i początek biegu, ale mniej więcej jego 100-ny kilometr, godzina 19-sta, a we wsi za plecami ujadały psy.

* * *

Gdybym nie biegał, nie byłbym w żadnych z tych miejsc. To tylko pierwsze pięć, jakie przyszło mi do głowy. Równie dobrze mógłbym tutaj opisać ucieczkę przed psami na czeskich Moravach, albo jezioro nieopodal Goslar w górach Harzu. Gdyby nie bieganie - pewnie przejechałbym obok nie koncentrując się na okolicy.

Gdybym nie biegał drugi brzeg zbiorniku retencyjnego, którego obwód ma 1,3 km, nieopodal którego mieszam, pewnie odwiedzałbym jedynie w trakcie corocznego spaceru Wielkanocnego - co robi większość mieszkańców mojego osiedla.

Tak jak pisałem we wpisie o Finlandii. Te wszystkie miejsca są dla mnie tak samo ważne jak krzywa wieża w Pizie, La Sagrada Familia, Big Ben czy wieża Eiffla.

Na każdym zbliżeniu dowolnego miejsca na świecie w google maps można wypatrzeć coś szalenie ciekawego. A droga do niego może stać się niezapomnianą przygodą.


Blogowe opisy wspomnianych chwil:
http://runaroundthelake.blogspot.com/2017/05/kuuva-kuva-czyli-jak-zwiedzic-finlandie.html
http://runaroundthelake.blogspot.com/2016/10/ultra-ikea.html
http://runaroundthelake.blogspot.com/2015/06/666-zakretow-w-drodze-na-hel-relacja-z.html
http://runaroundthelake.blogspot.com/2016/11/giro-del-lago-diseo-dzien-2-bieg.html
http://runaroundthelake.blogspot.com/2014/10/emkowyna-ultra-trail-70-relacja-z.html

1 komentarz:

  1. Kukkarokivi na prawdę świetnie się prezentuje. Może i kiedyś ja tam trafię :)

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy