Jestem totalne rozbity tym majem. Zaliczyłem dwie wyprawy, pierwsza na Jeziorak, a druga do Kuuva Kuva w Finlandii. Po każdym z takich dłuższych biegów daję sobie tydzień luzu, a potem jakoś ciężko się zebrać. Poza tym kupiłem sobie rower, a we wtorki chodzę na basen przez co jeszcze ciężej wbić się w regularne treningi.
Biegam jedynie przy okazji, na przykład asekurując młodszą córkę na nowym rowerze, albo właśnie tak jak dziś - czyli obowiązkowego cosobotniego parkruna.
Dziś rano trochę nie mogłem znaleźć miejsca dla siebie. Z Kreską biegać już nie trzeba, doskonale trzyma swoje tempo. Tym bardziej, że przyszedł Dominik z obiema córkami, więc Kreska chciała pobiec z Hanią. Jowita (młodsza córka Dominika) debiutowała i biegli razem z Tomkiem (kolegą Dominika z pracy) i jego córką Basią (o której debiucie pisałem dwa tygodnie temu) na końcu. Żmudzińskiego nie było - wyjechał do Szwajcarii zderzać hadrony. Ale był Karol. No i jakoś tak wyszło że się do Karola przyczepiłem, bo nie miałem innego alibi na moje spokojne tempo :)
Po pierwszym kilometrze wyszło nam 5:55 min/km. Karol do tej pory nie złamał jeszcze nigdy w życiu 30 minut. Wiadomo - pierwszy kilometr o niczym nie świadczy, ale kiedy zapytałem Karola czy tempo jest ok, powiedział, że jest ok i czuje się dobrze. Drugi przetruchtaliśmy w 6:01 minuty. Średnie tempo wciąż dawało szansę na złamanie 30 minut. Zapytałem Karola, czy nie chciałby spróbować pobiec na rekord, bo jest szansa. Mamy za sobą niemal połowę drogi i jeżeli nie zwolnimy to będzie rekord.
Pamiętacie jak kilka miesięcy temu Maciej Kot po raz pierwszy wygrał konkurs Pucharu Świata w Sapporo? Komentujący tę imprezę w telewizji wypowiedział wtedy zdanie, które z jakiegoś powodu zapamiętałem: "Tata Kot będzie przeszczęśliwy!". Ja dziś użyłem tego samego zaklęcia. Spojrzałem na Karola i powiedziałem: "Tata Żmudziński będzie przeszczęśliwy!".
W Karola wstąpiły siły i trzeci kilometr zrobiliśmy ponownie poniżej 6 minut. Na małym bajorku dogoniliśmy Kreskę z Hanią. Jak dobry trener powiedziałem Karolowi, aby absolutnie nie sugerował się tempem dziewczyn, nie szarpał, nic nie próbował udowodnić. Ma się ścigać się wyłącznie z czasem a nie z dziewczynami. No i je wyprzedziliśmy :) Za to szarpać zaczęła Kreska :) Zrewanżowała nam się szarpnięciem na 50 metrów i ... marudzeniem, że jest za ciepło a ja nie wziąłem nic do picia.
Kiedy czwarty kilometr ponownie zrobiliśmy poniżej 6 minut w sumie było już pewne, że nic się złego nie stanie. Mieliśmy kilkanaście sekund zapasu i przed nami ostatnią prostą i finisz.
Na metę wpadliśmy z czasem 29 min 31 sek. To nowy rekord życiowy Karola!
Na metę ostatecznie dotarło 9 juniorów. Poza wspomnianymi: Kreską, Karolem, Hanią, Basią i Jowitą dobiegły jeszcze siostry Agnieszka i Gosia, Pola i Nikodem. Wielkie gratulacje dla wszystkich!
Za tydzień będzie pakrun z okazji dnia dziecka. To nasi najmłodsi zajmą się mierzeniem czasu, obsługą skanera, wydawaniem tokenów i ogólnym zarządzaniem biegiem. Trzeba być :) !
* * *
Pytanie zagadka: co powiedział Karol do Wioletty (swojej matki) na mecie? Odpowiedź: "Mamo zostałem bohaterem dnia!". Nie, że zrobił rekord, że złamał 30 minut, tylko, że najprawdopodobniej zostanie bohaterem dnia. Karol, masz rację - zostałeś bohaterem dnia. Jak będziesz chciał poprawić życiówkę to ponownie wyślij ojca do Szwajcarii.
A po biegu Dominik i Jowi poszli do maka !!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz