W połowie lat 90-tych imprezy urządzało się w domu. Nie było nic piękniejszego niż dobra domówka, na której można było zbliżyć się do świata realizacji nastoletnich fantazji. Alkohol, dziewczyny, fajki i muzyka... a czasem po prostu alkohol i muzyka... To był czas kiedy nie było komórek, więc każde rozstanie musiało być zakończone deklaracją kolejnego spotkania. Kończąc zajęcia w LO w piątek po południu umawialiśmy się na dokładną godzinę pod "bigbenem" w sobotę i pijąc flaszkę z papierowej torby w tramwaju linii 12 jechaliśmy poznawać zaułki nastoletniego świata.
Jeden jedyny raz taka impreza odbyła się u mnie w domu. Moja 18-tka. Kiedy rano obudziłem się z głową pękającą na pół, próbując sprzątnąć gigantyczny syf jaki został w mieszkaniu w moje ręce wpadła kaseta, którą wieczór wcześniej dostałem w prezencie od Maćka G. - perkusisty w naszym zespole (tak, miałem swój progresywny zespół w LO :)) Kaseta była oryginalna, z pełną rozkładaną poligrafią. Dream Theater - Awake.
Kilka dni temu wychodząc z domu na dłuższe poniedziałkowe bieganie włączyłem Awake i poczułem się dosłownie jak o poranku lutym 1995 roku, kiedy spacerując rano z walkmanem chciałem wychodzić kaca zanim wrócą rodzice. Poczułem jak otwiera się przede mną jakaś magiczna kotara, o której nie miałem pojęcia, za którą jest cała rzesza zespołów, które wcześniej mijałem szerokim łukiem.
Może to zabrzmi jak bluźnierstwo, ale ja najpierw zakochałem się w Dream Theater a dopiero potem otworzyłem się na takie zespoły jak Iron Maiden czy Metallice. Dream Theater było dla mnie, fana rocka progeresywnego, idelanym pomostem między art rockiem a mocniejszym brzmieniem.
Po dwudziestu kilku latach od tamtego dnia Dream Theater stał się zespołem trochę karykaturalnym, na kolejnych płytach potrafił porządnie przynudzać i pokazywać jak prog-metal nie powinien wyglądać. Do tego stopnia, że ostatnich płyt DT nie byłem w stanie wysłuchać w całości ani razu.
Natomiast połowa lat 90-tych, płyty Images & Words, Awake i A Change of Seasons pozostaną dla mnie klasyką prog-metalowego grania i raczej nigdy się ich nie wyprę ;)
Dla mnie, w kontekście biegania to pewniak. Ale tylko wtedy, kiedy ubrałem się zbyt lekko, a na zewnątrz jest chłodno. Wtedy trzeba włączyć Dream Theater :)
Minęło 27 lat od opisywanych wydarzeń i algorytm YT postanowił podsunąć mi Dream Teather widząc najwyraźniej, że znudziłem się już wszystkimi listami. No i fajnie, teraz mam przynajmniej rok na odkrywanie tego zespołu, bo wciągnąłem się od pierwszego utworu :)
OdpowiedzUsuń