Napiszę jeszcze raz: ludzie się spotykają w środę i biegają w kółko po niespełna kilometrowej pętli aż do wtorku. Normalny człowiek w tym czasie zdąży:
- ponarzekać na to, że jest dopiero środa i jeszcze weekendu nie widać
- zrobić wigilię weekendu w czwartek
- przetrwać piątek pracy przy okazji usuwając ze znajomych na FB wszystkich, którzy napiszą na wallu "piątek, piąteczek, piątunio" nie wnikając w to, czy była to ironia czy nie
- przetrwać piątek po pracy
- przetrwać sobotę rano
- zrobić tysiąc rzeczy w sobotę
- zaliczyć meeeega długie wybieganie w niedzielę i obiad u mamy
- pożegnać się z weekendem
- przetrwać poniedziałek i groźnie spojrzeć wtorkowi w oczy.
... a oni przez ten czas tylko biegną...
Rok temu, akurat w czasie EMU 2015 biegłem jeden z maratonów z Rysiem Kałaczyńskim w Wituni. Opisałem to tutaj. Rysiu zdradził mi wtedy, że za rok planuje pojechać na Węgry i wziąć udział w tym szalonym wyścigu. Minął rok, a jak właśnie siedzę przez tabelą z wynikami i widzę Rysia na 19-miejscu! I NIE TYLKO RYSIA!!!
Porównajcie proszę te dwa zdjęcia, pierwsze z maja 2015 w Wituni, kiedy się namawiali, i zdjęcie z dzisiaj z Węgier!
Czy ja nie byłem świadkiem jakiegoś spisku!? :D
I będę siedział przy tej tabeli pewnie aż do wtorku, bo nie ma lepszego widowiska niż śledzić ultrasów w wynikach na żywo, starać się wejść w głowę i ciało każdego z nich i zastanawiać się czy się właśnie przyczaja czy walczy o życie. Tym bardziej kiedy biegnie ktoś, kogo znasz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz