sobota, 28 maja 2016

Parkrun #222 - czyli bieganie z dziećmi

Nie było nas tutaj od października. Szmat czasu. Teoretycznie już dawno powinienem mieć tę koszulkę "Parkrun 50" a moja córka "Parkrun 10", ale w bieganiu nie chodzi o cyfry...


Odpowiedź na pytanie "czym jest parkrun?" ewoluuje w czasie.

Na początku nieśmiało ustawiałem się z tyłu stawki i po prostu co którąś sobotę biegłem sobie darmowe zawody na piątkę. Parkrun motywował mnie aby wstać wcześnie, aby rozpocząć aktywnie dzień i o 10:00 być ponownie w domu pełen energii na resztę soboty.

Później zacząłem nawet rywalizować, wiele biegów pobiegłem ma maksa i padałem na mecie. Tutaj zrobiłem swój najlepszy rezultat na piątkę i tutaj się naprawdę ścigałem. Parkrun stał się testem na sprawdzenie własnej formy. Przy okazji nawet taki introwertyk jak ja zaczął trochę integrować się z trójmiejskim środowiskiem biegowym :)

Kolejny etap to bieganie z córką. Wspólne bieganie rozpoczęliśmy co prawda w cyklu Dzielnice Biegają, ale to Parkrun stał się czymś stałym, sobotnim pewniakiem. To, czy tam pobiegniemy - zależało wyłącznie od nas.

A dzisiaj? Parkrun dalej motywuje aby wcześnie wstać w sobotę, ale już nie tylko mnie, ale całą rodzinę. Nie jestem już w stanie patrzeć na ten bieg inaczej niż na "wydarzenie familijne". Gdybym pobiegł sam - czułbym się trochę jak zdrajca :) Aczkolwiek mam przyzwolenie od córki na JEDEN samotny bieg, bo ona biegła już 7 razy, a ja 46 i jak raz pobiegnę sam, to... koszulki zdobędziemy w tym samym czasie.

Dzisiejszy Parkrun #222 stał właśnie pod znakiem nadchodzącego Dnia Dziecka. Organizatorzy zachęcali aby przybyć na niego całymi rodzinami. Bardzo chciałem się pojawić, do tego stopnia, że nawet skróciliśmy nasz długo-weekendowy wypad "za miasto".



Wszystko było gotowe. Stroje do biegania sprawdzone, wózek biegowy zapakowany do bagażnika. I tylko jedna rzecz burzyła tą układankę: LAŁO!!

Pojechaliśmy o 8:50 pod Park Reagana i siedzieliśmy w samochodzie na parkingu patrząc jak wycieraczki pełną mocą zgarniają wodę z przedniej szyby. Nie mieliśmy kurtek przeciwdeszczowych (- Tomek, weźmy kurtki przeciwdeszczowe. - Zwariowałaś? Zaraz przestanie kropić!). Patrzyliśmy przez okno jak biegacze ustawiają się na starcie. Na oko była mniej więcej połowa cotygodniowego składu (~100 osób). Zaproponowałem, że nie musimy biegać, że możemy pojechać porobić coś innego...

NAGLE:

- To co, że w deszczu?!? Roztopię się?! - powiedziała moja starsza córka.

Biegacze w tym momencie ruszyli. A moja córka otworzyła drzwi i wyszła z samochodu. Wyskoczyłem za nią. Wyjąłem w 15 sekund wózek do biegania z bagażnika, wstawiłem do niego syna i założyłem folię przeciwdeszczową.  Żonie zostawiłem kluczyki i młodszą córkę, która miała do nas dołączyć na drugie kółko.

Na starcie zjawiliśmy się 2-3 minuty po sygnale startera i ruszyliśmy w deszcz. Po minucie okazało się, że wcale strasznie nie pada i w niczym to nie przeszkadza :) Udało się nam nawet wyprzedzić dwie osoby, które chyba nie dotarły ostatecznie do mety, bo nie ma ich w wynikach. Pod koniec pierwszego kółka syn zasnął, a do nas dołączyła młodsza córka.


Drugie kółko to tradycyjnie mieszanie w garnku motywacji, rywalizacji, abstrakcji i dumy. Tak właśnie wygląda bieganie z dziećmi. I nie ma lepszego :)

I jeszcze jedno. Sponsor cyklu rozdawał prezenty dla dzieciaków, były to m.in pasty do zębów do różnych smakach: coli i gumy balonowej. Od godziny siedzą w łazience i myją zęby :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy