Nie jestem właścicielem karty multisport, za moimi kroplami potu nie stoi żadna korporacja. Jestem sponsorem każdej wydanej złotówki i dlatego jest mi paradoksalnie o wiele łatwiej. Płacąc za coś co trwa miesiąc chcę wycisnąć z tego jak najwięcej. Wybrałem kartę tylko do jednej sieci siłowni i tylko w godzinach 6:00-15:00 (tzw. karnet poranny). To było też zbawiennym wyborem: jeżeli nie skorzystałbym z siłowni przed robotą - straciłbym dzień, nie skorzystałbym w ogóle. Żadnych wymówek typu "poćwiczę wieczorem". Wieczorem nikt by mnie nie wpuścił, wieczorem to co najwyżej mógłbym pobiegać dookoła zbiorników.
Liczby:
Zacząłem jak widać spokojnie od treningu obwodowego, coraz bardziej przenosząc ciężar na bieżnię oraz trening siłowy. Oczywiście "siłowy" i "obwodowy" to pojęcie, które miesza w moim lamerskim przypadku podobne ćwiczenia. Na endo coś musiałem zaznaczyć. Jeżeli uważałem, że więcej było takiego treningu ogólnego, to ustawiałem obwodowy, ale jeżeli w grę wchodziło więcej ciężarów - to siłowy.
Odkryciem była bieżnia, bo na niej spędziłem 9,5 godziny.
Pozostałe aktywności łącznie również zajęły mi niecałe 9,5 godziny.
Licząc łączny czas spędzony na siłce wychodzi: 18 godzin 45 minut w ciągu 17-stu wizyt.
Średni czas aktywności dziennej to 1 godzina i 7 minut, ale dodając czas na przebranie się, prysznic i czasami saunę wychodzi lekko 1,5 godziny. Dojazdu nie liczę, bo specjalnie wybrałem siłkę w niedalekiej okolicy pracy.
Jedna godzina kosztowała mnie niecałe 6 zł.
Spaliłem 14.845 kcal czyli mniej więcej 2 kilogramy czystego ludzkiego tłuszczu.
Ostatnia ze statystyk to znów pieniądze. Skoro karnet kosztował 100 zł a spaliłem 2 kg tłuszczu to daje 50 zł za kilogram w dół. Tanio, prawda? Gdybym otworzył sklep, gdzie można by ot tak po prostu za 50 zł zredukować swój brzuszek o kilogram sadła nie robiąc nic więcej poza przyłożeniem karty płatniczej do terminala... to byłbym miliarderem tego samego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz