piątek, 13 grudnia 2019

Marzenia o 17:30



Mógłbym zatytułować ten post "towarzystwo wzajemnej adoracji" i niewiele bym się pomylił. Marzenia o 17:30 to właśnie takie marzenia, aby stać się partnerem w tym towarzystwie. Wkupić się do niego dobrym wynikiem.

Za moich czasów jedną z lektur obowiązkowych była "Lalka" Prusa, mimo tego, że miała strasznie babski tytuł, okazało się, że przeczytanie jej było całkiem lekkie i wciągające. W skrócie: bohater tej powieści aspirował o wdzięki kobiety z wyższej sfery. Dokładnie tę analogię czuję kiedy rozmawiam na solo z:

- Adamem Baranowskim
- Antonim Grabowskim
- Tomkiem Bagińskim

Razem stanowimy trójmiejski kwartet biegowych blogerów i często adorujemy siebie w komentarzach. I choć to Tomek jest największym blogowym świeżakiem wśród nas, niestety to ja czuję się jak ten chłop chodzący wokół posiadłości szlachty i podpatrujący jak panowie władają szabelką. Mój balon na sub3h pękł w Poznaniu z hukiem, ale pozostał we mnie gniew, spryt, determinacja, pasja, chęć udowodnienia, jak Wokulski względem panny Łęckiej, że ten świat wiecznej wiosny, czyli biegania sub3h kiedy i jak się chce, może  być dostępny kiedyś także i dla mnie.

Od miesiąca znów myślę o tempie na 5 km. Poprzeczka jest wysoko, bo wymarzyłem sobie, że przebiegnę parkruna średnim tempem 3:30 min/km.

Kiedy? Wtedy, gdy będę gotowy. Półtora roku temu marzyłem o średnim tempie 4:00 min/km i udało mi się po pół roku. Przez kolejne pół roku podniosłem je do 3:48 min/km. Oczywiście każda kolejna sekunda jest trudniejsza od poprzedniej, ale nie mówię, że oczekuję, że zdobędę je takim samym wysiłkiem. Mam świadomość, że jest coraz trudniej. Z jednej strony barierą jest siła oporu, zawsze proporcjonalna do kwadratu prędkości, a z drugiej... wiek.

Więc kiedy? Chcę podzielić ten plan na dwa etapy. Etap pierwszy to bieg w tempie 3:40 min/km dający życiówkę "z przytupem" po w granicy 18 min 20 sek. Czuję, że przy odpowiednim wyostrzeniu formy mógłbym ten wynik pobiec już od pół roku. Któregoś dnia dam znać kwartetowi wzajemenej adoracji i z zasłoną wiatrową w postaci Baginsa z wózkiem, Baranowskiego i Antoniego wystartuję jak wahadłowiec, których misje śledziłem w "Skrzydlatej Polsce" od czasów startu Columbii w 1981 aż po ostatni start Atlantisa 30 lat później.




A tempo 3:30 min/km? Doświadczam go powoli i delikatnie wdrażam do swojego układu ruchowego. Dziś na bieżni ustawionej na 1% zbiegu zrobiłem 2 razy sekwencję 1 km w 3:30 min/km + przyspieszenie 500 metrów w 3:15 min/km. Oczywiście zlałem się potem, przyjebałem ręką w ramę okna na skraju bieżni tak, że mam pół sinego palca, ale nie umarłem oddechowo. Powiem więcej... interwały po 1 km w 3:15 min/km brzmią ekscytująco. Wystarczy nie bać się umrzeć - więc trzeba spróbować.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy