Nie, nie, wcale nie chodzi o to, że moje rekordy są nudne. Nie chodzi też o to, że regularnie poświęcam sobotnie poranki na swoje hobby. Problem jest trochę inny. Problemem są endorfiny....
I to wcale nie moje... ale endorfiny człowieka, który przebiegł swój czwarty parkrun, lecz pierwszy, do którego nie został przymuszony szantażem, tylko taki z własnej woli.
- Nie wiem jak Ci to powiedzieć, ale masz problem, bo ja chcę biegać parkruna, a ktoś przecież musi zostać z Ksawerym...
- W sumie Tobiasz może zostać, albo Marcinko..., Ksawery będzie rozkładał tunel mety, a ja będę miał motywację, żeby szybciej przybiec.
- Myślisz, że dadzą radę?
Hmmm no ja trochę żartowałem, a ona na serio. To jest ten słynny efekt endorfin. Życie jest fantastyczne, czujesz, że przenosisz góry i zaraz po biegu marzysz o kolejnej dawce.
* * *
Gratulacje Grazia za życiówkę na parkarunie! Zawsze mówiłem, nie tylko Tobie, ale np. też Mikołajowi, że jakikolwiek bieg zbiorowy powyższa poziom adrenaliny i dajesz z siebie więcej niż na samotnym kręceniu kółka dookoła zbiornika. Prawda, że mówiłem prawdę?
Mówiłem też, że każdy kto przybiega pod koniec stawki jest wytykany palcami, a Ci co przybiegli wcześniej śmieją się do rozpuku. Prawda, że kłamałem? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz