Nie pamiętam, czy już się tym chwaliłem tutaj, ale ja jestem wielkim fanem Ironów, ale nie dlatego, że jakoś specjalnie kocham heavy metal, ale dlatego, że Iron Maiden wielokrotnie w swojej historii ocierali się o rock progresywny. Zaś ta tytułowa płyta jest najbardziej progresywna z ich całej dyskografii
- Jest klamra. Album zaczyna się słowami "Seven deadly sins, seven ways to win, seven holy paths to hell and your trip begins. Seven downward slopes, seven bloody hopes, seven are your burning fires, seven your desires" i tymi samymi słowami kończy
- Teksty całego albumu krążą dookoła inspiracji powieścią Siódmy Syn - Orsona Scotta Carda, czyli jest to pełną gębą album koncepcyjny.
- Są elementy symfoniczne i chór :)
- Kompozycje są chyba najbardziej rozbudowane i wielowątkowe w całej historii grupy.
- No i poza tym nikt tak nie gra na basie jak Steve Harris!
Biegałem przy tym albumie naprawdę wiele razy, ale wczoraj, dzień po moim rekordzie na 10km miałem jeszcze tyle w sobie energii, że bez większego wysiłku wybiegałem 10 km w 43 minuty. No i dopiero wtedy poczułem, że całą tę adrenalinę szykowaną na Gdynię wreszcie udało mi się wybiegać. Dopasowanie muzyki do biegu = pełne 100%. I tak jak sobie obiecałem, za każdym razem jak doznam tego uczucia poza matematycznej superpozycji zmysłów, kiedy bieganie i słuchanie da mi coś więcej niż ich samodzielne zsumowanie, kiedy 1+1 będzie równało się 3, wtedy taki album pojawi się w kąciku biegowego melomana.
Iron Maiden - Seventh Son of a Seventh Son - to jest mój absolutny top, o ile nie numer jeden z heavymetalowych albumów wszech czasów. I do tego jeszcze rytm muzyki zgrywa się z moją kadencją. Jakby powiedział wspomniany na początku wpisu rówieśnik tego albumu: MEEEGA!
RECENZJE PŁYT PRZY KTÓRYCH BIEGAŁEM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz