poniedziałek, 13 maja 2019

Łamanie 40 min na 10 km - ostatnie 10 dni

Ten wpis robię głównie dla siebie, na potrzeby ewentualnego przyszłego przygotowania przedstartowego. Łatwiej mi będzie zajrzeć tutaj niż grzebać po endo i interpretować treningi.


Oczywiście w 10 dni nie da zrobić całej formy, ale z pewnością można ją częściowo stracić. Ostatnie 10 dni przed startem to polowanie na "dzień konia". O ile przez całe moje poprzednie radosne życie taki dzień, gdzie forma była lepsza niż w inny była owiany magią i tajemnicą, o tyle, kiedy zajrzałem  do internetu okazało się, że są na to sposoby. Eureka! Ziemia jest okrągła! :)


  • Etap pierwszy: rozbić bieg na mniejsze elementy i poskładać je z dowolną przerwą. 
Aby uwierzyć, że da się pobiec 10 km poniżej 40 minut trzeba mieć jakiś punkt zaczepienia. Tym punktem jest dla mnie umiejętność pobiegnięcia kilometra w tempie 4:00 i powtórzenie tego 10 razy. Tę zależność wyczytałem na jakimś forum biegowym kiedy oceniałem swoje szanse na złamanie 20 min na 5 km ostatniej jesieni. Jeżeli kiedykolwiek będę przymierzał się się do zrobienia np. 10 km w 37min 30sek sprawdzę wcześniej czy mam fundament w postaci w miarę spokojnego biegania 1 kilometra w tempie 3:45. W miarę spokojnego to znaczy takiego, gdzie panuję jeszcze nad techniką i po chwili odpoczynku mogę go powtórzyć.

  • Etap drugi: nic nie spieprzyć. 
Tutaj znów musiałem podjąć jakieś ryzyko. Bieganie na czuja? Ma w sobie mimo wszystko element losowości. Zdanie się na plan z internetu? Zmniejsza losowość, ale czy na pewno dopasuje się do mojego rytmu?



Podejmuję szybką męską decyzję i klikam w pierwszy link z góry.


  • 10 dni przed biegiem. Zamieniam trening czwartkowy z sobotnim. Chcę ten teoretycznie mocniejszy zrobić od razu. On ma mi pokazać czy mierzę się celem do osiągnięcia, czy mam zmienić swoja wewnętrzną narrację. OWB1 20' + 8x1km (4:05) +trucht 10'. Robię 8 mocnych kilometrów w okolicach 4:00 z kilometrową przerwą na trucht. Weszło jak w masło! Uwierzyłem, że cel jest do zrobienia.
  • 9 dni przed biegiem. Miało być wolne, a była fantazja. Pozwoliłem sobie na nią, bo wiedziałem, że zdążę odpocząć. Rano pobiegłem 7 km a wieczorem 10 km. 
  • 8 dni przed biegiem. Przedostatni ciężki trening. OWB1 40' + RT 10 x 40/80" + trucht 10'. Szalałem z Toolem w słuchawkach. To były rytmy na granicy porzygu.
  • 7 dni przed biegiem. OBW1 60'. Słuchałem Cohena i Tanity Tikaram. Miało być spokojnie a zrobiłem przez tę godzinę 12,5 km.
  • 6 dni przed biegiem - wolne 
  • 5 dni przed biegiem. Ostatni trening z elementem czegoś mocniejszego. OWB1 40' + RT 10 x 30/60" + trucht 5'
  • 4 dni przed biegiem - wolne
  • 3 dni przed biegiem. OBW1 60' - wyszło 12 km. Czyli tempo 5:00. Brak większego entuzjazmu. Trening taki sobie. Brak jakiegoś większego napięcia i poczucia, że generuje się jakaś moc.
  • 2 dni przed biegiem. Wolne i coraz większy niepokój, czy petarda odpali czy raczej proch jest mokry. 
  • 1 dzień przed biegiem. Zawsze odpoczywałem, ale plan wygnał mnie na rozruch. 5 km w tym RT 5 x 20/40". Brak entuzjazmu. Ciągle nie czuję petardy w nogach. Niepokój, czy za bardzo nie zamuliłem. 
  • Dzień startu. Jest dobrze. To jest TEN dzień. Poczułem to dopiero teraz. Idealna równowaga spokojnego oddechu i wypoczętych nóg. 

Co było potem, wiedzą Ci, którzy przeczytali mój wczorajszy wpis: Bieg Europejski Gdynia 2019



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy