Znam więc ten bieg wyłącznie z opowieści oraz relacji na blogach. Ale mój wpis NIE JEST o biegu. Mój wpis jest o książce: Rzeźnik. Historia kultowego biegu.
Wielokrotnie zastanawiałem się jak to jest, że jest tyle świetnej polskiej muzyki, która kompletnie przechodzi bez echa na świecie. Czy gdyby te same melodie i aranżacje zaśpiewać po angielsku i wpompować należytą kasę w promocję to byłby sukces czy nie? A może podoba mi się ten czy inny zespół właśnie dlatego, że śpiewa po polsku?
Tak samo jest z książkami. Na mojej półce stoi cała kolekcja książek o bieganiu wydanych przez ostatnie 4 lata na naszym rynku. Poza takimi kultowymi pozycjami jak Urodzeni Biegacze czy Jedz i Biegaj - Scotta Jurka coraz mniej przyjemności znajduję w śledzeniu zmagań kolejnych zagranicznych gwiazd biegania. Tym bardziej nudzą mnie kalki planów treningowych czy długie motywacyjne zamerykanizowane wstawki.
Rok temu na rynku pojawiła się książka Szczęśliwi Biegają Ultra i dosłownie mną wstrząsnęła, bo po pierwsze dotyczyła w dużej części naszego podwórka, a po drugie wychodziła poza i w długich rozdziałach pokazywała np. świat angielskiego biegania. No i była napisana takim językiem, że czytało się się z ogromną przyjemnością. Jak dla mnie to wciąż podium biegowych książek wszech czasów.
Przez ostatni rok przeczytałem kilka książek, a kilka innych pozaczynałem. Ale jeżeli leży książka, biografia jakiejś zagranicznej biegaczki, przez kilka miesięcy z zakładką w okolicach 50-tej strony to chyba coś jest nie tak...
Rzeźnik - historia kultowego biegu
Czy można powiedzieć coś lepszego o książce, niż to że przeczytało się ją za jednym podejściem? To jedno podejście w moim przypadku zajęło trzy dni, ale od kiedy ją rozpocząłem przedkładałem historię tego kultowego biegu ponad każdą inną czynność jaką mógłbym zrobić w wolnym czasie.
Historia polskiego biegania ultra dopiero się tworzy. W pewnym sensie mam szansę współuczestniczyć w tej opowieści, biorąc udział w innych biegach ultra wspominanych na kartach tej książki. Bieg Rzeźnika, który ma "ledwie" 13 edycji jest już kultowy nie tylko z nazwy.
Ale ta książka nie jest laurką albo pomnikiem.
Książka ta bardzo ciekawie i szczegółowo opisuje genezę powstania OTK Rzeźnik (bo to, że poszło o zakład o trzy kraty piwa to wie przecież każdy). Czytając dalej... rozpoczynamy bieg. Długi, blisko 80-kilometrowy bieg, z przystankami i wieloma dygresjami. Bieg nie tylko poprzez teren, ale bieg przez historię - i tę bardzo odległą, jak i tą z ostatnich kilkunastu lat.
Czytając czujemy się jakbyśmy biegli z Komańczy aż do Ustrzyk, pokonywali wspólnie z zawodnikami każde wzniesienie i każdy zbieg. Przebiegając przez wioski poznajemy ich historię, a na przepakach rozmawiamy z każdym z wolontariuszy z osobna. Na trasie spotykamy zawodników, i to oni ciągną tę opowieść dalej. Cały czas biegniemy, posuwamy się do przodu, przygoda trwa a książka wprowadza nas w kolejne dygresje, wiruje myślami, jak nasze głowy na wielogodzinnych biegach. Ale jest też linia, która prowadzi zarówno narrację jak i każdego z nas. Czerwona linia. Główny Szlak Beskidzki.
Autorzy, czyli Anna Dąbrowska i Piotr Skrzypczak naprawdę świetnie skonstruowali tę książkę. Bo zdobyć wiedzę, przegadać tygodnie z organizatorami i biegaczami to jedno, ale podać w ciekawej i bardzo strawnej formie to drugie. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to się udało. To jest jedna z TYCH książek, które trzeba przeczytać.
Mam takie dość dziwne wrażenie, że nawet jeżeli nie będę miał szczęścia i nie zostanę wylosowany w przyszłości, albo Rzeźnik nie wróci w XIV i kolejnych edycjach na swoje stare ścieżki... będę się czuł jakbym ten bieg kiedyś ukończył. Dzięki tej książce.
Świetna recenzja książki, aż mam ochotę po nią sięgnąć. Rzeźnik zawsze był dla mnie otoczony mitem niesamowitego biegu, jednego z najtrudniejszych jaki można odbyć. Póki co moje umiejętności nie pozwoliłyby mi na przebiegnięcie nawet połowy dystansu, ale mam nadzieje, że kiedyś uda się to osiągnąć.
OdpowiedzUsuń