"Hehe, tak Ci się tylko wydaje, że sobie pobiegasz na weekendowym wyjeździe z rodziną.
Mi też tak się zawsze wydaje, a prawie nigdy nie biegam."
- Joszczi
Takimi słowami skomentował moje weekendowe plany Michał, kiedy w piątek pijąc kawę i jedząc ciastko marchewkowe zapytał się co będę robił. Weekend miałem spędzić w Krzesznej na Kaszubach w ramach zjazdu rodzinnego mojej małżonki.
Ciężko o piękniejsze rejony Kaszub niż tutaj:
- Wieżyca (największe wzniesienie na Pomorzu) niemal w zasięgu wzroku.
- Jezioro Ostrzyckie z drugiej strony
- W pobliżu miejsce startu dwóch biegów - Kaszubskiej Poniewierki oraz jednorazowego biegu Kolano-Hel :)
Otworzyłem oczy, wypiłem łyk ciepłej coli i wyszedłem przed gościniec. Spojrzałem na zegarek - było kilka minut przed ósmą. Z tego co pamiętałem śniadanie było zaplanowane na dziewiątą. Pomiędzy dwiema trasami jakie miałem w wyobraźni (16 km dookoła jeziora Ostrzyckiego oraz 10 km na szczyt Wieżycy) musiałem wybrać tę krótszą.
Po kilkunastu minutach dobiegłem do tablicy, która zakręciła mi sporą łezkę w oku. Rok temu dokładnie przy tej tablicy rozpoczynaliśmy najdłuższy (wtedy) bieg życia - 147 km z Kolana na Hel.
Wysłałem nawet Michałowi powyższe zdjęcie. Odpisał mi krótko: "Nawet o tym nie myśl" :)
Do szczytu Wieżycy dobiegłem czarnym szlakiem. Wstyd się przyznać, ale mimo, że w okolicy bywałem wielokrotnie, to naprawdę NIGDY do tej pory nie wszedłem na platformę widokową.
Na tarasie widokowym spędziłem kilka minut i zbiegłem w dół kierując się najkrótszą drogą do Krzesznej. Biegłem na azymut przez między polami i mimo, że ścieżka umożliwiała szybsze bieganie musiałem przystanąć, aby objąć wzrokiem tę genialną kaszubską przyrodę.
* * *
Drugiego dnia planowałem wstać rano i obiec jezioro Ostrzyckie. 16 km daje jakieś 1,5 godziny. Aby zdążyć na 9-tą na śniadanie musiałbym wstać nie później niż kilka minut po 7-mej. Kiedy otworzyłem oczy ... była 7:45. Zamknąłem oczy i zobaczyłem Joszcziego, który mówi do mnie: "hehe i tak Ci się uda pobiegać"
No nic, pobiegam po śniadaniu. Akurat będę miał dwie wolne godziny przed wykwaterowaniem. Jak postanowiłem tak zacząłem planować. Śniadanie zjedliśmy o 9-tej i kiedy już miałem ubraną koszulkę i zawiązane buty... padło hasło - "ZDJĘCIE GRUPOWE!"
Minęło chyba z pół godziny zanim wszyscy się pozbierali i udało się zrobić to zdjęcie. I kiedy już NAPRAWDĘ miałem iść pobiegać...
... spotkałem Mariusza Adamczuka z ekipą Kaszubskiej Poniewierki jak wcinali parówki pod sklepem "u Darka" w Krzesznej.
Pogadaliśmy chwilę, na dowód spotkania zrobiłem wspólne zdjęcie i.... poszedłem się pakować.
Jakoś tak mi się w głowie ułożyło wytłumaczenie, że spotkać Adamczuka pod sklepem, to tak jakby zaliczyć trening :)
"hehe i tak Ci się uda pobiegać" - zaśmiał się w tle Joszczi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz