Nie będzie to zwykła recenzja butów do biegania. Raczej melodramatyczne wzloty i upadki znajomości butów i biegacza. Opera mydlana. Były momenty kiedy prawie wylądowały w koszu na śmieci. Były i takie, kiedy nie wyobrażałem sobie startu bez nich. Ostatecznie zrobiłem w nich niemal 3000 km i dopiero teraz lekko zdegradowane trafiły do bagażnika jako buty nr 2, które zawsze mam na wszelki wypadek w samochodzie. Ale zacznijmy od początku...
- Me and my Asics - Akt 1 - Jak się poznaliśmy
nówka-blaszka |
To było niespełna dwa lata temu. Na stadionie w Gdańsku grało Bon Jovi, pamiętam dokładnie, bo dźwięk unoszący się nad PGE Areną opanował połowę Gdańska. Biegałem już niemal rok. Do tej pory w Ekidenach 50 z Decathlonu. Byłem bardzo zadowolony z tych najbardziej budżetowych butów do biegania na rynku. Tym bardziej zastanawiałem się jakie to będzie uczucie przesiąść się z małego fiata do mercedesa, bmw czy audi butów biegowych. Miałem świadomość istnienia marek Brooks, New Balance, Mizuno i kilku innych będących w ofercie specjalistycznych sklepów biegowych. Pełen ekscytacji wybrałem się do Biegosfery, wtedy jeszcze na ulicy Hallera. Najpierw badanie stopy na bieżni i analiza wideo, potem sprzedawca przyniósł kilka pudełek. Stopa neutralna, więc teoretycznie wybór powinien być spory. Ale kilka marek zostało wyeliminowanych na początku. Brooksy podobno są optymalne dla biegaczy nie cięższych niż 70 kg więc miałem sobie je od razu odpuścić. Ostatecznie na polu bitwy zostały dwa modele Asicsów i jedna New Balance'ów. Naprawdę ciężko jest się zdecydować w kilkanaście minut... Wybór padł na Asics Gel Pulse 4.
Pierwsze wrażenie, już na chłodno w domu było takie, że są one wyjątkowo ciężkie, ale porównywałem je wyłącznie z całkowicie gołymi Ekidenami. Tutaj wiadomo, cała ulotka reklamowa systemów, wzmocnień, amortyzacji... Byłem na świeżo po Urodzonych Biegaczach i w sumie tak opakowane systemami buty były kompletnie niezgodne z ideą naturalnego biegania. Cóż. Trzeba to sprawdzić. W końcu Michał też w takich biega... ?! I jeszcze kilku moich znajomych... którzy w tym samym czasie pojawili się w Biegosferze. Hmmm... Może to tak dobre buty, że polecają je tam wszystkim, niezależnie od tego co pokaże wideoanaliza stopy? A może... są inne powody?
Pierwszy wypad na ścieżkę, 5-8 km, faktycznie trochę ciężkie, ale w miarę ujdzie. Przyzwyczaję się. Kolejne krótsze biegi i czuję wąskość w palcach. Rozmiar na pewno dobry, ze wskazanym zapasem. Czytam trochę po necie i okazuje się, że nie jestem osamotniony - ten typ tak ma. Hmmm, może się przyzwyczaję do tej wąskości?
Po tygodniu robię pierwszy półmaraton. Ostatnie kilka km ledwo idę. Mam otartego achillesa oraz solidny ból pod zewnętrzną stroną kostki. Na kilka dni wracam do Ekidenow. Stopy wracają do normy. Mija tydzień i podejmuję ponowną próbę. Biegnę traila, 6 km dookoła małego jeziorka na Kaszubach. Ostatni km to masakra. Ból kostki jest ogromny. Na nierównym terenie cholewka bardzo solidnie podbija mi kostkę. Jest zbyt sztywna, zbyt wysoka. Przez tydzień nie jestem w stanie biegać. Asicsy trafiają na półkę. Wtedy wydawało mi się, że na zawsze. Jestem wściekły. Czuję się jak frajer skrojony w Biegosferze na 3,5 stówy.
- Me and my Asics - Akt 2 - Niespodziewana szansa
Maraton Wigry - sierpień 2013 |
Kolejne dwa miesiące biegam w starych dobrych Ekidenach. Pod koniec sierpnia jedziemy całą rodziną na Maraton Wigry na Suwalszczyznę. W ostatniej chwili wrzucam te Asicsy do bagażnika jako backup. Kiedy lądujemy w Starym Folwarku okazuje się, że jeden z moich Ekidenow jest na tyle dziurawy, że bieganie w nim po piaskach dookoła Wigier wiązałoby się z nieustannym wyciąganiem z buta kamyczków. Hmmm, panika, google i... niestety w okolicy brak jakiegokolwiek decathlonu a tym bardziej innego czynnego sklepu sportowego. To ma być mój debiut w maratonie, a mam przy sobie tylko buty, które masakrują mi stopy po kilku kilometrach. Nie mam wyboru. Najwyżej je zdejmę na trasie i dokończę bieg boso. Postanawiam o tym po prostu nie myśleć. Będzie co ma być.
Strategia najwyraźniej się udała, bo tak jak zapomniałem o tych butach na stracie, tak przypomniałem sobie dopiero na mecie. Pamiętam wyłącznie widoki z trasy, świetny klimat imprezy i radość z ukończonego pierwszego oficjalnego maratonu. Nogi przeżyły.
Czy Asicsy wykorzystały tę szansę? Wtedy jeszcze nie. Wciąż przeszkadzał mi w tych butach ciężar. Po powrocie do Gdańska kupiłem kolejne Ekideny 50 (a potem jeszcze trailową odmianę najtańszych butów z decathlonu) i biegałem w nich do wiosny. Asicsy kolejne pół roku przeleżały w szafie.
- Me and my Asics - Akt 3 - Małżeństwo z rozsądku
Półmaraton Żarnowiec - czerwiec 2014 |
Wiosną coś mi odbiło i znalazłem w Decathlonie ultraminimalistyczne trampki za 9 PLN. Wydawało mi się, że to jest właśnie ten kierunek, że będzie fajnie. Pobiegałem w nich z Dominikiem po osiedlu. Dominik skończył po 4 km, ale ja poleciałem dwa razy tyle. Niedługo potem podczas jednego z biegów z pracy do domu w Ecco Biomach, które także są bliskie ideologii minimalizmu (lekkie, niewielka amortyzacja, choć mocno pancerna i sztywna pięta) zaczął mi dokuczać achilles. Chcąc dalej biegać - jednym rozsądnym rozwiązaniem było sięgnięcie do szafy po buty z największą amortyzacją jakie miałem. Uczucie było dziwne, biegło się miękko, delikatnie stawiałem stopy bacząc na wcześniejsze problemy ze sztywną cholewką i uderzeniami jej w kostkę. Podczas jednego z biegów pamiętam, że Dominik obśmiał mnie trochę, że biegnę dziwnie. Nie pamiętam dokładnie co miał na myśli, może to, że przestałem biegać idealnie ze śródstopia? Przyznam, że faktycznie w butach z dużym dropem było to początkowo trudniejsze i mniej naturalne, ale szło się przyzwyczaić.
Minął prawie rok od kiedy je kupiłem a przebiegłem w nich może 200-300 km. Ale właśnie wtedy coś się zmieniło. Można powiedzieć - rozbiegały się. Ze sztywnych pancerników ułożyły się w dopasowany i wygodny odlew mojej stopy. Cholewka i zapiętek, które wcześniej tak mi przeszkadzały a wręcz powodowały kontuzje, stały się dostatecznie miękkie i całkiem neutralne - niezauważalne. O tym, że kiedyś były wąskie w palcach - całkiem zapomniałem.
Wyjąłem je z szafy na dobre. Na kolejny rok stały się moimi absolutnymi butami nr 1.
- Me and my Asics - Akt 4 - Wspólne lata
Kac Kwidzyn - Bieg Papiernika, którego nie pamiętam... |
Pisząc to libretto w formie opery dochodzimy do aktu czwartego. Wspólne lata spokojnego życia są zazwyczaj najnudniejsze i poświęca się im najmniej miejsca na papierze, choć w rzeczywistości to najdłuższy okres w kontekście spędzonego wspólnie czasu. Brak skrajnych emocji nie służy literaturze, ale służy spokojowi ducha. A taki właśnie ja i moje Asicsy osiągnęliśmy.
Staliśmy się starym, zgodnym małżeństwem. I było mi z tym - dosłownie - bardzo wygodnie. Buty się całkowicie dopasowały do mnie. Zapomniałem o jakichkolwiek tarciach. Idylla. Biegałem w nich zarówno po terenie (wielokrotne traile po Trójmiejskim Parku Krajobrazowym), brałem na wyprawy ultra (100 km na Hel), czy zawody takie jak biegi w Gdyni, półmaraton Żarnowiecki, bieg dookoła jeziora Narie i wiele wiele innych.
Przebiegliśmy razem niemal 3000 km. Mam takie wrażenie, że z każdym krokiem było lepiej. Im bardziej wyrabiała się amortyzacja tym lepiej mi się biegło. Im mniej sztywna robiła się cholewka tym było wygodniej. Po takim kilometrażu jedyną usterka poza naturalnym zmęczeniem jest przetarcie jednej warstwy siateczki. Nic się nie rozkleiło, nic nie odpadło, nic nie rozdarło. Nie spodziewałem się aż takiej solidności, tym bardziej biorąc pod uwagę jak solidnej postury jestem ja.
- Me and my Asics - Akt 5 - Epitafium
Nie kupiłem ich dlatego, bo były trendy, nie dlatego, że naczytałem się recenzji i wydałem pozytywną opinię zanim jeszcze założyłem je na stopę. Nie kupiłem, bo miały świetny design i nie dlatego, że biegają w nich idole. Nie byłem i nie jestem ślepym kapłanem marki Asics. Nie uważam, że droższe zawsze znaczy lepsze, bo wiem, że gigantyczny procent ceny to koszt marketingu.
Kupiłem dlatego bo byłem dzieckiem we mgle i wcisnął mi je sprzedawca. Nie wiem czy wcisnął to odpowiednie słowo, może po prostu zwyczajnie doradził, wyjął to, co miał na stanie i nie wypuścił klienta ze sklepu bez butów.
Pisząc fatalne recenzje tych butów na samym początku wydawało mi się, że mam rację i nic się zmienić nie może. Z przyjemnością mogę to teraz odszczekać. Michał się pewnie ze mnie śmieje, bo jako ówczesny użytkownik tych samych Asicsów Gel Pulse 4 był częstym powiernikiem moich żali. Nie uwierzyłby wtedy, że niemal dwa lata później będą to buty, w których wciąż będę biegał i co więcej, będę miał w nich przebiegnięte pół biegowego życia.
Jeżeli żegnając się z nimi za zawsze miałbym ująć recenzję tych butów jednym zdaniem, epitafium byłoby mało poetyckie i brzmiało by tak:
Asics Gel Pulse 4 to buty wymagające długiego dotarcia, ale odpłacające finalnie świetnym dopasowaniem i rewelacyjną wręcz jakością i wytrzymałością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz