Chciałem krótko zrecenzować ten film, ale od piątku nie mogłem do końca zdefiniować co mi przeszkadzało w tym filmie. I olśniło mnie dokładnie przed chwilą. Chodzi o to, że mimo, iż sam nie brałem ani razu udziału w triathlonie, czytając dwie książki, biografie Chrissie Wellington oraz Richa Rolla przeżywałem je do tego stopnia, że czułem się jakbym sam był w środku wydarzeń. Ze wspomnianymi bohaterami doświadczyłem pełnego spektrum uczuć towarzyszących zmaganiom z Ironmanem. Cała druga część filmu, gdzie pokazywany jest wyścig jest oczywiście przepiękna. Widoki z trasy Ironmana w Nicei zapierają dech w piersiach... Ale.. ale.. ale strasznie ciężko jest pokazać w filmie emocje, które w książce można przelewać przez kilkanaście stron. Dziwne, że tak jest bo podobno jedno zdjęcie to 1000 słów...
Ze wszystkich sił to film z przesłaniem. I jak każdy film z przesłaniem nosi ze sobą problem czarno-białych postaci, których przemiany są zawsze jednokierunkowe i przewidywalne. Jednak w filmach z przesłaniem rzadko kiedy chodzi o psychologię postaci i suspens. Tu na pewno nie. Filmu z przesłaniem też nie za bardzo można skrytykować. Ale nie dlatego, że nie wypada, tylko dlatego, że to byłoby głupie, bo takie filmy nie powstają po to aby były krytykowane.
Ja mam tylko jeden mały żal, że ten film nie wykorzystał potencjału jaki nosi w sobie historia Team Hoyt, która byłą tutaj inspiracją. Sportowa historia Dicka i Ricka Hoytów ma już blisko 40 lat, w trakcie których Dick z niepełnosprawnym synem Rickiem pchanym na wózku biegał 10 km w 35 minut czy maraton w 2 h 40 min. To są nieosiągalne wyniki dla większości z nas. Powiedziałem do Dominika, że szkoda, że Amerykanie nie zrobili tego filmu klasycznie po amerykańsku. Dominik stwierdził, że całe szczęście, że robili go Francuzi po francusku. Zdania są więc podzielone. Warto więc wybrać się do kina samemu :)
Mi się film podobał, jakieś 7/10. Co mi się niezbyt podobało wiedziałem od razu - przewidywalność scen. Nie chodzi o to, że po okładce filmu i pierwszych minutach znasz już fabułę, tylko o sposób kręcenia scen. Oglądasz, że ojciec ucieka przed synem, potem zbliżenie na twarz nieszczęsnego dziecka i już wiesz, że chłopak za chwile ucieknie w domu. Ojciec z synem pędzi z górki na rowerze, radośnie krzyczą i spodziewasz się, że zaraz wyjedzie im naprzeciw auto i wylądują w rowie (auta nie było, ale i tak wypadli z trasy). Taki sposób kręcenia rodem z amerykańskich filmów familijnych, które zalewały TV w latach 90-tych.
OdpowiedzUsuńMimo to film broni się dla mnie grą aktorów, właśnie na tych europejskich twarzach zoranych zmarszczkami widzę emocje, których brakuje w holywoodzkich produkcjach. Aktorzy wyglądają jak ludzie, a nie modele, są normalni, ale jak są szczęśliwi stają się piękni.
Drugi atut filmu to zdjęcia. Nie tylko sam wyścig (szczególnie sceny na morzu), ale przede wszystkim życie wśród gór, w małej miejscowości.
dla mnie historia nie była przewidywalna - w sumie to do końca nie miałam pewności czy dobiegną do mety. moim zdaniem fabuła była stopniowana i nie do końca jasna. moim zdaniem oprócz mocnym atutem filmu była równiez muzyka :)
Usuńo tak, zdjecia fenomenalne, dla samych zdjeć warto zobaczyc film w kinie! No i ta muzyka, wkomponowana idealnie :) aj sie ciesze, ze tego filmu nie zrobili Amerykanie po amerykansku, bo miom zdaniem wyszło tak jak powinno być :)
OdpowiedzUsuńświetny film, motywujący i dodający skrzydeł. oczywiscie w trakcie nie obyło się bez łez, ale z sali wyszlam ostatecznie uskrzydlona :)
OdpowiedzUsuńDoskonałe kino motywujące, zwłaszcza do nienarzekania, a do obejrzenia dla wszystkich.
OdpowiedzUsuńi czemu nikt nie zwrócił uwagi na muzykę? świetna była i idelalnie dobrana do scen i ta cisza przed startem traitlonu - coś wspaniałego. :)
OdpowiedzUsuńrecenzja szczera jak mało która, ale nie zmienia faktu, że dobra. Chętnie obejrzałabym film jeszcze raz. Oczywiście że muzyka super, kawałek "Sail" wręcz perfekcyjnie dobrany.
OdpowiedzUsuń