niedziela, 29 czerwca 2014

Półmaraton dookoła jeziora Żarnowieckiego

W ostatni weekend czerwca w okolicach trojmiasta rok temu odbyły się dwa półmaratony. Podobnie miało być i w tym roku. Skoro rok temu biegłem w sobotę  w Sobieszewie, tym razem opłaciłem już jakiś czas temu półmaraton żarnowiecki. Na bieg namówiłem także Michała z Tricity Ultra.

Cały wczorajszy dzień minął na odświeżaniu prognozy pogody na meteo.pl i zastanawiania się czy robimy wyjazd w pakiecie familijnym czy męskim. Ostatecznie stanęło na family all inclusive, choć jeszcze rano o 6:30 Michał delikatnie podpytał mnie czy w kontekście regularnego deszczu za oknem ma się zmierzyć z budzeniem żony i dzieci.

Decyzji nie zmieniliśmy. O 7:40 spotkaliśmy sie na Shellu i polecieliśmy na dwa pełne samochody ludzi i zwierząt w kierunku Czymanowa. Padało całą drogę. Padało na miejscu. Padało w kolejce po pakiety. Zamykalem oczy i wizualizowałem sobie, że wychodzę z namiotu, jem mielonkę z konserwy i piję wygazowane piwo. Polskie studenckie wakacje ;)

Bieg rozpoczynał sie przy elektrowni wodnej, która miała być kiedyś atomową. Politechnika Gdańska za moich czasów i jeszcze długo potem kształciła fizyków jądrowych specjalnie pod to miejsce pracy. Ustawiliśmy się do startu i... przestało padać.

Michał strzelił mi żółwika, starter odpalił z rewolweru i polecieliśmy. Pogoda w kontekście biegu była świetna. Mając w głowie sytuację jak odcięło mnie po 3/4 trasy Maratonu Mazury nie chciałem rozpocząć za ostro. Nie patrząc na endo biegłem tak aby czuć się po prostu ok. Pierwszy kilometr 4:42 to o wiele za szybko niż chciałem. Ale czułem sie ok. Poziom tlenowy po zeszłotygodniowym ultra 100km poszedł tak do góry, że bieg takim tempem zwyczajnie sprawiał mi satysfakcję.

Trasa była bardzo szybka. Praktycznie bez zauważalnych podbiegów i zbiegów. W okolicach 6-tego kilometra wdałem sie nawet w krótka rozmowę o grupie tricity ultra (ze względu na koszulkę w jakiej biegłem) i udało się to nawet bez zadyszki ;)

Na 10tym km chwyciłem banana, ale to dopiero czekolada chwile później dała mi takiego kopa, że ostatnie 6 km postanowiłem lekko zafiniszować. Patrząc na moje miejsce na półmetku oraz na mecie przez ostatnie kilka km musiałem wyprzedzić niemal 50 osób. Trzy kilometry przed metą zrównaniem się z Panem Zbyszkiem Tochą, który regularnie jest przede mną. Zastanowiłem sie przez  chwilę czy nie robię jakiegoś błędu i za kilometr nie zniosą mnie z trasy. Pan Zbyszek zachęcił mnie słowami - leć, masz 3km do mety. Nie zwolniłem. Nie znieśli mnie z trasy. Przekroczyłem ją kiedy na zegarze wybiła 1h i 44 minuta (netto 1h 43min 57sek). To prawie 8 minut lepiej niż mój najlepszy czas z zeszłego roku!

Na mojej szyi zawisł pomysłowy medal w kształcie jeziora żarnowieckiego. Dzieci zjadły mi darmowy makaron, ale na szczęście można było sobie coś dokupić. Deszcz częściej nie padał niż padał. Michał także zrobił zyciówkę. Taki dzień trzeba było ekstra uczcić piknikiem nad otwartym morzem w Karwieńskich Błotach :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy