Wczułem się w zwyczajnego, niezainteresowanego muzyką amatora, który postanowił biegać, ale nie chce inwestować kasy w hobby, wchodzi więc do pierwszego lepszego Media Marktu, Saturna czy EuroAGD i na długiej półce ze słuchawkami sportowymi wybiera te ewidentnie najtańsze. W moim przypadku najtańsze były słuchawki dokanałowe HAMA HK3202. Kosztowały 29 PLN. Patrząc przez pudełko wyglądały jak każde inne słuchawki w cenie do 70 PLN. Nie wyróżniały się ani na plus, ani na minus. Słuchawek z pudełka wyjąć nie bardzo jest jak. Tym bardziej przetestować, co ze względów higienicznych jest zrozumiałe. Trzeba kupić kota w worku. A skoro zapudełkowane koty wyglądają tak samo, bez większych podejrzeń kupuję tego najtańszego.
Teoretycznie mamy wszystko co trzeba. Obowiązkowy marketingowy pakiet. Po pierwsze wybór koloru spośród niebieskiego, zielonego, różowego i czarnego. Po drugie trzy wielkości silikonowych nakładek aby dopasować słuchawkę do ucha. No i oczywiście pozłacany jack zapewniający niską rezystancję przejściową ;) i elastyczny pałąk dla wygody użytkowania.
Kiedy przyjechałem do domu i rozpakowałem słuchawki zorientowałem się, że mam do czynienia jeszcze z unikatowym 2 w 1. Jedna słuchawka jest gotowa, natomiast drugą musimy sobie złożyć, jeżeli chcemy używać jej z zaczepem na uchu. Albo pierwszą rozłożyć, jeżeli chcemy użytkować je jak zwykłe pchełki. Ewidentnie widać to przez plastik w pudełku ale jakoś mi to umknęło. Wygrzebałem więc z pudełka drugi zaczep i wcisnąłem w niego kabel. Zaczep od prawej słuchawki był jednak bardziej ściśnięty i mimo prób "rozprostowania" go cały czas pozostawał nierozciągnięty do końca. Widać to na zdjęciach: słuchawka z prawej strony ma nieco inny kształt od swojej odpowiedniczki po lewej.
Czy biega się w nich wygodnie?
No to zaczynają się schody. Pierwsza próba włożenia ich do uszu, skończyła się fiaskiem. O ile słuchawka lewa jako tako weszła i przylgnęła, to prawa potrzebowała do tego kilkuminutowych prób i wyginań pałąka. Próby z inną wielkością nakładek też nie pomogły. W końcu to jedne z najtańszych słuchawek. Nie wymagajmy, że nie będą się różnić od słuchawek kilka razy droższych.
W końcu stoję na chodniku, włączam muzykę, chowam telefon do kieszeni i ruszam. Po kilku krokach prawa słuchawka całkiem wypada z ucha, a lewa wysuwa się tak, że słyszę tylko soprany. Zatrzymuję się i zaczynam się śmiać :) Nie wierzę w to po prostu, że ktoś skonstruował i sprzedał słuchawki jako SPORTOWE, które wypadają z uszu dosłownie po 10 metrach! To tak jakby w nowym samochodzie odpadły koła tuż za bramą salonu! Ponawiam próbę umieszczenia słuchawek w uszach. Mocuję je głęboko i zdecydowanie. Kompletnie nie zważam na takie "niuanse" jak uczucie dyskomfortu w uchu. Moje potrzeby zatrzymują się na najniższym poziomie "słuchawkowej piramidy Masłowa", która wygląda w taki sposób:
- Piękna scena, doskonały balans między górą a dołem
- Selektywnie słychać instrumenty
- Da się wytrzymać godzinę
- Słychać muzykę
- Da się zamocować w uchu
Jakość brzmienia
Jeżeli chodzi o jakość brzmienia nie miałem wielkich oczekiwań. Spełnieniem moich marzeń było dokończenie w spokoju płyty Sun Kil Moon. Folk-rockowe brzmienie tej kapeli jakkolwiek ratowało te słuchawki. Folk to muzyka z serca, nie wymagająca sprzętu wysokiej klasy. Tak samo jak Bob Dylan gra strunami duszy, a nie sprzętu, na którym się go słucha. Nie wyrwałem więc słuchawek z uszu. Dałem radę, ale na koniec zaserwowałem prawdziwy test, czyli kilka kawałków, które doskonale znam i które wyciągają wszelkie niedoskonałości i próby zamaskowania brzmienia nawet w wiele droższych słuchawkach.
- Van Der Graaf - Lizard Play - bas i perkusja wyznaczają początek tego utworu. Jeżeli basu nie słychać, a perkusja jest tępa słuchawki lądują w szufladzie. Mówiąc bas mam na myśli specyficzny bas operujący raczej na środku a nie schodzący na dół. Sztuczne podkręcanie basu w droższych słuchawkach także wychodzi przy tym kawałku jak na talerzu. Hama test oblała - wysłuchanie Lizard Play bolało.
- Jehtro Tull - Minstrel in the Gallery - tutaj testuję jak spisuje się brzmienie na ostrych uderzeniach gitary akustycznej na początku utworu. W tym przypadki ponownie boli.
- Kraftwerk - The Robots - muzyka elektroniczna, która była pradziadkiem obecnego techno. Muzyka bardzo łatwa dla słuchawek. Zazwyczaj brzmi fajnie nawet na słabym sprzęcie. Jedynie co trzeba to oddzielić od siebie partie kilku instrumentów klawiszowych tak aby można było w głowie pójść osobno z każdą partią melodyczną. Nie udało się :(
- Dream Theater - Pull Me Under - płyta Images & Words to jedna z moich ulubionych do biegania, kiedy mam potrzebę trochę mocniejszego łupnięcia. Dream Theater to genialny zespół grający muzykę z pogranicza metalu i progrocka. Jest tutaj bardzo bardzo dużo hałasu, ale każda nuta ma swoje miejsce i sens w harmonii całości. Oczywiście o ile jest słyszalna. W ocenianych słuchawkach zamiast armii nut słychać było jeden, zwyczajny hałas.
Nie wiem kto może być klientem tych słuchawek. Chyba jedynie ktoś, kto zawsze biega w czapce albo opasce na głowie i słucha audiobooków. Jeżeli ktoś ma nadzieję, że muzyka będzie motorem i motywatorem do codziennych treningów obawiam się, że znienawidzi zarówno bieganie jak i słuchanie muzyki.
Tutaj [KLIK] znajdziesz moje inne testy słuchawek do biegania.
Tak jak kolega pisze, te słuchawki to nieporozumienie.
OdpowiedzUsuń