piątek, 18 kwietnia 2014

Dookoła jeziora Niedźwiedziego

To ostatnie dłuższe wybieganie przed 26 kwietnia, kiedy zamierzam wraz z ekipą TricityUltra.pl przebiec podwójny maraton dookoła Trójmiasta. Chciałem pobiec tak, aby mieć z biegu super przyjemność, spokojnie, najwolniej jak się da i kompletnie się nie zmęczyć. Jako cel postawiłem sobie jezioro Niedźwiedzie leżące gdzieś pomiędzy Charzykowami a Chojniczkami. Samo jezioro jest malutkie, niewiele ponad 2 km obwodu, podobno bardzo czyste i można łowić szczupaki. Natomiast wraz z dobiegnięciem z Chojnic i rundką po lesie miało wyjść coś między 20 a 30 km.


Biegłem w tempie mniej więcej 5:45, słuchałem Blues i Karate Breakout i osiągałem coraz większy chillout. Noga za nogą, oddech za oddechem. Podobno jeżeli nie można znaleźć odpowiedzi na pytanie w ciągu 1 godziny biegu - nie można znaleźć go wcale. Często biegając ustawiam sobie wszystko w głowie, szufladkuję problemy na ważniejsze i nieważne i wracając do domu mam już wszystko przemyślane i ułożone. Dziś nie chciało mi się nawet myśleć. Biegłem tak wolno, że organizm nie musiał też walczyć ze zmęczeniem. W moim ciele i w mojej głowie nie działo się dosłownie nic. Kompletny spokój.
Z transu na chwilę wybiła mnie tafla jeziora Niedźwiedziego, a przy niej drogowskaz ze szlakami. Kilka dłuższych chwil zastanawiałem się gdzie skręcić. Wybrałem szlak czarny. Wąską ścieżkę między brzegiem jeziora a skarpą. Chwilę później zgubiłem oznaczenia i kolejne trzy kilometry biegłem orientując się wyłącznie po pozycji słońca na niebie :)
Ostatecznie do rzeczywistości sprowadził mnie telefon od żony z pytaniem gdzie jestem. Za godzinę mamy iść z dziećmi na basen, więc pora wracać. Spieszyć się nie trzeba bo jestem jakieś 8 km od domu... może więc mały postój? W Charzykowach na 18 kilometrze trasy skusiłem się i skręciłem do sklepu, gdzie od dawnych dawnych lat istnieje domowa manufaktura produkcji lodów. Smakują one dokładnie tak samo jak w latach 80-tych. Trzy smaki do wyboru: śmietankowy, truskawkowy i kakaowy. Przyjemnie było usiąść na 10 minut :)
Na ostatnią prostą włączyłem Never Turn Your Back on a Friend - Budgie. W domu zjawiłem się po 2 godzinach i 20 minutach pokonując 24 kilometry.

Czy udałoby mi się przebiec jeszcze 3 takie dystanse w tempie 5:45 min.km? Raczej nie :) Aczkolwiek było to najmniej męczące 24 km jakie przebiegłem w życiu. Obym tak samo czuł się za tydzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy