niedziela, 6 kwietnia 2014

O tym jak zaspać na wycieczkę, skrócić trasę, skoczyć na bungee dla ubogich i nie wkurzyć żon

W sobotę Dominik ze swoją pociechą wpadł do nas na małą kontrolowaną imprezkę imieninową dla dzieci. A jak to bywa z kontrolowanymi imprezkami, gdyby potrwała jeszcze ze dwie godziny dłużej, to by wszystkich wynosili nogami do przodu. Mam na myśli dorosłych mężczyzn, bo dzieci dobrze się bawiły a żony czuwały.

W każdym razie wcześniej umówione niedzielne bieganie ze startem o godzinie 7:00 zaczynało wyglądać jak abstrakcja. Tym bardziej kiedy rano przeczytałem wiadomość na fejsie, że Dominik chciał już biegać o 1:36 w nocy, bo się wyspał i nie zaśnie. Ale zasnął, i to na dobre, bo obudził się o 6:59 i dwie minuty pisał mi smsa, że zaspał. Ostatecznie wybiegliśmy z osiedla o 7:20, a 4,5 km dalej z Michałem byliśmy umówieni na ... 7:23. Hmmm, szkoda, że Michał nie odpisał na smsa. Może też śpi.. albo już wybiegł.

Mieliśmy biec do Kolbud i z powrotem. I wrócić do domu na 10:00. Generalnie zostaliśmy już nauczeni, że powrót do domu na 10:00 oznacza nie mniej nie więcej tylko powrót o 9:55, a nie o 10:30. W temacie powrotu do domu z biegania mamy już podejście inżynierskie. Michał, okazało się, był dziś tym najbardziej punktualnym z nas i skoro nie spotkał nas na mostku o 7:23 wyciągnął komórkę i... przeczytał smsa o tym, że się spóźnimy. Mając do wyboru truchtać w miejscu, albo wybiec nam na przeciw wybrał do drugie. I o mały włos się nie minęliśmy, bo pędząc z Dominikiem postanowiliśmy intuicyjnie skrócić trasę (na zasadzie "Staszek mówi, że tam jest przebitka") ale na szczęście trafiliśmy na płot i szybko wróciliśmy na pierwotną trasę. A tam czekał już na nas zrelaksowany i pełen zrozumienia Michał.

Po kilku wspólnych krokach spostrzegłem na Jabłoniowej dwa parole policji badające wszystkich jak leci alkomatem. Przyznam, że zawsze chciałem się profesjonalnie przebadać alkomatem rano po imprezce. Wbiegłem na ulice i ustawiłem się w kolejkę za samochodami. Policjant się trochę zdziwił, że mu wbiegam na ulice, ale grzecznie mnie zbadał. Wynik 0.0 hmm od razu poczułem się lepiej.

Robiąc zdjęcie na wiadukcie nad obwodnicą Dominik skojarzył je z takim słynnym disco-polowym wideo z sprzed kilkunastu lat. Yeah! TriCity Ultra w klimacie disco:

A tak wygląda oryginał:


Była 7:40. Marzenia o pobiegnięciu do Kolbud i z powrotem przed 10:00 stały się nierealne. Pobiegliśmy więc zielonym szlakiem tradycyjnie okrążyć jezioro Otomińskie. Na 10-tym km trasy tradycyjnie zatrzymaliśmy się skorzystać z bungee dla ubogich. Od lat na jednej gałęzi drzewa przy brzegu jeziora wisi sznur. I od lat tradycją jest, że mijając to miejsce trzeba się pohuśtać. 
 


Po okrążeniu jeziorka wróciliśmy tą samą przyjemną leśną trasą. Zaś ostatnie 4 km, już po rozstaniu z Michałem podkręciliśmy z Dominikiem do tempa 4:30 min/km. Ale było trochę z górki :)

Najważniejsze jednak jest to, że w domu byliśmy o 9:55 kolejny raz udowadniając, że jesteśmy odpowiedzialnymi i punktualnymi głowami rodzin. 

1 komentarz:

Podobne wpisy