niedziela, 20 października 2013

Świętokrzyska dycha

Słońce świeciło mi mocno po oczach, kiedy wyszedłem dzisiejszego poranka przebiec się po granicy województw świętokrzyskiego i małopolskiego. Będzie zabawa, będzie się działo... ciągle huczało mi w uszach wczorajsze wesele mojego kuzyna. Strój biegowy wziąłem ze sobą nie dlatego, że się z nim nie rozstaje, ale dlatego, że jeszcze w wakacje umówiłem się w wujkiem Romkiem - współtwórcą Ryckiej grupy biegowej biegusiem.pl na małą poweselną przebieżkę. Dodam tylko, że wujek Romek jest m.in. jedną z osób, które zainspirowały mnie do biegania. Biega od kilkunastu lat i jest żywym przykładem jak bieganie zmienia człowieka. Biegał także na moim weselu w 2008 roku. Dla mnie był to wtedy przejaw conajmniej "dziwactwa", że normalny człowiek zamiast się wyspać zrywa się rano i truchta wzdłuż Bałtyku. Po 5 latach robię to samo i wierzę, że za kolejne 5 lat, może mniej, może więcej, ja zainspiruję kogoś kolejnego.

Ale wujek Romek zapomniał butów :)

Pogoda na południu Polski różni się tym, że podczas kiedy w Gdańsku zacina wiatrem i wiatrem z deszczem i wogóle jest "skandynawsko" to ta sama pogoda na południu wita nas przyjemnym kontynentalnym słońcem prosto w oczy. O samym Wodzisławiu piszą tak: W krystalicznie czystych wodach rzek Mozgawy i Mierzawy można łowić pstrągi a gęste, obfitujące w dziką zwierzynę lasy, zachęcają do spróbowania swoich sił na polowaniu. To miejsce wybrały na swoje siedlisko bobry, które budują żeremia na pobliskich rzekach.

Wybrałem więc na trasę swojego biegu scieżkę wzdłuż Mozgawy (albo Mierzawy) i licząc na spotkanie z bobrem wyruszyłem przed siebie. Niestety nie przewidziałem jednego - że okoliczne psy potraktują człowieka biegnącego po ich terytorium zwyczajnie, jak listonosza i zjednoczą się w jeden długi łańcuch agresji i wściekłości. Dosłownie TYLU pimpków, burków, azorów i pikusiów wybiegających z każdego mijanego gospodarstwa nie spotkałem nigdzie. Biegłem więc cały dystans na extra adrenalinie i ze spokojnej rekreacyjnej przebieżki wyszedł bieg po życie! Tym bardziej kiedy kątem oka zobaczyłem za sobą hybrydę wiejskiego burka z ciężkim, nieproporcjonalnym pyskiem pitbula. To było gorsze niż bieganie w nocy po lesie z Avatara!

W końcu, kiedy przebiegłem przez dwie albo trzy wsie i zostawiwszy watahę burków dostrzegłem piękno jury krakowsko-częstochowskiej i zamarzyłem o takich terenach do biegania u siebie (góra-dół, malownicze, nie za słabe i nie za mocne pofałdowania) gps wybił piąty kilometr i musiałem zawrócić aby nie spóźnić się na poprawiny. Trochę szkoda, bo byłem dosłownie kilkaset metrów, aby w trakcie jednego biegu zahaczyć o oba województwa: świętokrzyskie i małopolskie.

(granica lasu to już małopolskie)




Powrót do hotelu zajął mi mniej czasu wyłącznie dlatego, że burki nie były już tak zaskoczone jak chwilę wcześniej i mniej czasu zajmowało im pokonywanie trasy przez podwórko do drogi, więc i ja musiałem być szybszy :)

Kiedy emocje opadły i dotarłem już na teren hotelu zorientowałem się, że wyszedł mi całkiem szybki bieg, przez co trochę więcej czasu niż zazwyczaj mogłem poświęcić na rozciąganie. Potem prysznic, śniadanie, podziękowania dla młodych, trochę rozmów z rodziną i powrót na północ.

Wracajc drogią w stronę Kielc naszą uwagę zwrócił fajny zamek na horyzoncie. Zreflektowaliśmy się, że jest to zamek w Chęcinach. Kiedy zatrzymaliśmy się i zostaliśmy już skasowani 5 PLN za parking, poinformowano nas, że fajnie, że się zatrzymaliśmy, ale zamek w 2013 roku jest nieczynny i możemy go zobaczyć tylko z zewnątrz. OK, trudno, wydaliśmy 5 ziko, to chociaż podejdziemy pod mury.






Ponieważ nie było na tyle późno aby spokojnie wrócić do trójmiasta postanowiliśmy zwiedzić najciekawszą atrakcję okolicy - jaskinię Raj - najsłynniejszą jaskinię w Polsce. Zaparkowaliśmy, przeszliśmy 200 metrów i pani kasjerka była bardzo zdziwiona, że ot tak sobie przyszliśmy... "REZERWACJE TYLKO TELEFONICZNE" - odparła. "Mogę Państwa zarejestrować na 16:45 dopiero" - dodała. Hmm, no fajnie, ale to za jakieś 3h. Świętokrzyskie czaruje - kiedyś była taka reklama. Szkoda tylko, że nie może wyczarować czegoś takiego, aby zwyczajny jednodniowy turysta, ktory pojęcia nie ma, że atrakcje trzeba rezerwować telefonicznie, także mógł coś zobaczyć.

Pod dęba Bartka jakoś nam się odechciało jechać, bo może też byłby nieczynny, albo zarezerwowany...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy