Tak jak pisałem w moim pierwszym wpisie, słuchanie muzyki było moją główną motywacją na początku biegania. Te kilkadziesiąt minut dla siebie ze słuchawkami na uszach. Z czasem doceniłem także bieganie bez słuchawek, kiedy można wsłuchać się w swój organizm, w oddech, stopy stawiane na podłożu. Bez słuchawek zazwyczaj biegam wszystkie nowe trasy oraz zawody ... no i interwały. Natomiast wyjście na rutynową trasę po osiedlu zawsze wiąże się ekscytacją wyboru tej jednej lub dwóch płyt jakie sobie posłucham.
Słuchanie muzyki podczas biegania wcale nie musi przekładać się na konkretny rytm czy "motywację przez muzykę" (co wcale nie znaczy, że nie może!). Śmieszą mnie wszystkie listy "najlepszych otworów do biegania" bo prawie zawsze wygrywa tam Eye of the Tiger czy motivation song z Rocky'ego. Kompletnie nie o to mi chodzi. Biegając i słuchając stymuluję każdy rodzaj swojej aktywności, nie tylko ten związany z bieganiem. Kilka dni temu odleciałem w kontekstowym do pory roku albumie October - U2, którego nie słuchałem chyba z 10 lat. Albo Pros & Cons of Hith Hiking - Rogera Watersa podczas biegania o 4:30 rano (już kilka razy nastawiałem sobie specjalnie na tę okazję budzik na 4:15, ale o TEJ godzinie nie udało mi się nigdy. Może 30 kwietnia na 30 lecie tej płyty? Idealny hołd.
Dzisiaj wybrałem pierwszą solową płytę Fisha - Vigil in a Wilderness of Mirrors. Fragmenty tej płyty nagrałem w 1990 roku z audycji Tomka Beksińskiego i równie dramatycznie jak on przeżywałem koniec prawdziwego Marillion. Niestety, dla mnie Fish też skonczył się na Vigil in a Wilderness of Mirrors :) Nigdy później nie nagrał już płyty tak kompletnej i tak chwytającej za trzewia. Internal Exile miała jeszcze dobre fragmenty, ale wszystko co Fish nagrał potem było po prostu dobre, lepsze i średnie. Ale nie było już zjawiskowe.
Zjawiskowe były tylko chwile, takie jak koncert w 1997 roku w kwadratowej
czy całkiem niedawny akustyczny Fish, grający cały przekrój swojej twórczości w Sheratonie w Sopocie
Dzisiejszy bieg z Fishem w słuchawkach to było pełne zespolenie. Ostatnie trzy kawałki: Family Business, View From the Hill oraz Cliché biegłem jak na skrzydłach. Oddaje to dość trafnie wykres tempa na km do słuchanego utworu. Oczywiście zgadza się to mnie-więcej, bo samo Vigil ma prawie 9 minut, ale z grubsza można tak przyjąć jak na wykresie.
A na koniec, dosłownie na 10 kilometrze i 200 metrze jak już w słuchawkach nic nie grało wrypałem się aż po kostkę w kałużę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz