sobota, 12 października 2013

Parkrun #89 i trzy idee

Dzisiejszy dzień to połączenie trzech idei:

i) planowałem wraz z Dominikiem, że w końcu połączymy siły i udamy się na pierwsza wyprawę biegową razem. Plan luźno był osadzony na ten weekend czyli albo sobota rano (parkrun + bieg do Gdyni plaża i z powrotem) albo niedziela (bieg po plaży do Gdyni i z powrotem). W obu przypadkach zakończony kąpielą w morzu hehe. Wracając do tematu idei - ta pierwsza upadła wczoraj, kiedy umówiliśmy się jednak na niedzielę.

ii) znana już idea polskiego piątku, wczoraj nie oszczędziłem się za bardzo i na pewno nie zaryzykowałbym wsiadania rano za kółko... ale czy samochód to jedyna opcja dojazdu na parun?

iii) Biegacz z Północy już TAK kiedyś robił

W efekcie połączenia trzech idei o 7:20 wypełniłem bukłak 2l wody i wybiegłem na 15 kilometrowa  trasę w kierunku Parku Reagana. Za oknem z rozchodzących się ciemności wyłaniała się poranna mgła. W tym poetyckim nastroju zrobiłem sobie fotkę z ręki  na której wyglądam jak przygłup z jednym zębem.


Planowałem, że będę biegł ze średnią 6 min/km i tym sposobem spokojnie zdążę na rozpoczęcie biegu, ale jakoś nogi same niosły, coraz szybciej i szybciej, zupełnie jakby to miała być tylko podróż w jedną stronę. Po przebiciu się na Ujeścisko, chwilę biegłem ulicą Havla, potem Łostowicką w dół i w górę do Carefurra na Morenie, skręt w prawo i chwilę potem byłem już przy Politechnice Gdańskiej. Otarłszy łezkę wspomnień nad moimi tak odległymi pięcioma latami w jej murach ruszyłem dalej, przebiłem się przez Grunwaldzką i wbiegłem w Wyspiańskiego. Dalej już tylko długa droga przez Zaspę, gdzie przystanąłem na chwilę nad malunkiem przy schodach do tunelu.

Skręt w Kołobrzeską i już witałem się z Parkiem Regana. Patrzę na czas i .. hmmm coś musiałem pomylić! Jestem  20 minut przed czasem.

Pokręciłem się więc truchtem po parku, zrobiłem szybkie rozpoznanie, że jestem jedyną osobą w żółtych skarpetach z Lidla, więc nie ma się co ścigać, bo i tak mam pierwsze miejsce gwarantowane.

Szybkie odliczanie, 5,4,3,2,1 start i ruszyliśmy. Tym razem mając świadomość drogi powrotnej naprawdę nie ścigałem się z nikim. Biegłem spokojnym tempem, z równym oddechem, żadnych zrywów.... no chyba że zobaczyłbym biegacza w żółtych skarpetach... ale nie zobaczyłem.

(fot. parkrun)
(fot. parkrun)
Zerknąłem na endo pod sam koniec biegu i okazało się, że parkrunowym finiszem właśnie zamknąłem półmaraton. Szybko zeskanowałem kod, w międzyczasie wciągając banana i ruszyłem w drogę powrotną.

Zmieniłem trochę trasę, wydłużając ją o kilometr, pobiegłem dłużej Grunwaldzką i do Łostowickiej zbliżyłem się od strony Kartuskiej. I wtedy.... i wtedy po 33 km w nogach okazało się, że ta Łostowicka strasznie stroma jest.... Wtedy zupełnie wyparowały mi z głowy pomysły aby dokręcić dzisiejszy dystans do pełnego maratonu. Chciałem po prostu dobiec do domu.

Dobiegłem ale zrobiłem jeszcze rundę honorowa dookoła zbiornika retencyjnego i wyłączyłem endo z przebiegiem 38 km i 450 metrów. Zajęło mi to 3 h i 48 min. Dało to średnią całego biegu 5 min  56 sek / km

A to oznacza... że jakbym jednak dokręcił jeszcze 3 rundy honorowe to bym zrobił pełny maraton w 4 godziny i 10 minut, co dałoby mój nowy rekord życiowy poprawiony o 30 minut! A to oznacza, że wcale nie jest wykluczone, że trochę bardziej wypoczęty jeszcze w tym roku złamałbym 4h!

Skąd taki progres? Nie wiem czy, to moment aby mówić o tym na głos. Jedna z najbardziej inspirujących książek jakie ostatnio czytałem to Ukryta Siła Ritcha Rolla. Daj organizmowi to, czego potrzebuje, a on się odwdzięczy.

 

Regeneracja? Musiałem zadowolić się 10 minutowym prysznicem. Potem rodzinny spacer po Długiej, a za chwile jedziemy do Ergo Areny na Serja Tankjana.

3 komentarze:

  1. Na pierwszym zdjęciu zaczynasz już przypominać tego gościa, który przebiegł dookoła świata ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A faktycznie czasy robią wrażenie :)

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy