czwartek, 29 sierpnia 2019

Letni setup biegacza


Kiedyś nie zwracałem większej uwagi na to jak jestem ubrany do biegania. Ważne było aby latem nie było za gorąco, a zimą za zimno. I niewiele więcej. Uważałem, że to nie sprzęt biega, a człowiek. Dalej tak uważam... w połowie. Bo dopasowany, wygodny ubiór daje trochę więcej przyjemności i trochę mniej sekund na kilometr - przy zachowaniu tej samej przyjemności.

Z tym wpisem bujam się od czerwca, ale wszystko wskazuje na to, że lato nie opuści nas jeszcze w ten weekend, więc może będzie dłużej aktualny niż przez kilka dni.

Przez ostatni rok udało mi się jednak wypracować zestaw elementów ubioru, w których jest mi po prostu wygodnie, do których się przyzwyczaiłem a wyjście na bieganie traktuje półautomatycznie.

Zaczynamy od góry.

1. Z czapeczką czy bez?


Patrząc na czubek głowy Porannego Biegacza i mój - różnimy się diametralnie. Mówiąc wprost, on łysy, ja z gęstą szopą, w dotyku przypominającą futro nutrii. Ale zgadzamy się w jednym - głowa naturalnie odprowadza ciepło i zakrywanie jej jest niepraktyczne. Może kiedyś dorobię się samego daszka, ale póki co mam dwie czapeczki - jedną z Kwidzyna i drugą z Kaszubskiej Poniewierki. Ta druga jest mega stylowa i noszę ją na spacerach, ale biegać najbardziej lubię bez żadnej.

2. Koszulka na ramiączkach czy z rękawkami?


Od kiedy kupiłem sobie w Lidlu szarą podkoszulkę, a potem jeszcze trzy białe w HM-ie biegam w czym innym tylko i wyłącznie wtedy kiedy nastąpi kumulacja prania. Ale nie wyobrażam sobie jak można latem biegać inaczej. Poziom chłodzenia jest kolosalnie różny. I nie przeszkadza mi, że są bawełniane.

3. Spodenki luźne czy ciasne?


fot. Decathlon

Nie wiem skąd przyszła taka moda, że przez 5 lat biegałem w obcisłych kolarskich gaciach. Przejście na zwykłe Decathlonowe luźne spodenki do biegania było jak przejście na drugą stronę lustra. Mam już trzecią taką samą parę i zastanawiam się czy nie kupić sobie 10-15 par na przyszłość aby uniknąć lęku przed zmianą modelu. Zupełnie jak Haruki Murakami, który od lat biega w tych samych butach Mizuno.

4. Trzy pary butów?

Kiedyś "wybiegiwałem" buty do samego końca. W moim przypadku to było nawet 3 tys. km w jednej parze. Mam taką konstrukcję stopy, że buty na niej się nie psują. Nigdy. Niezależnie od marki. Żadnych dziur, przetarć czy pęknięć. Ale było to trochę nudne :) Teraz mam parę na złą pogodę New Balace Cruz (do dobicia - ale skubane są również niezniszczalne), moje podstawowe Altra Escalante, a na szybkie treningi startówki Kalenji.

5. A gdzie spakować komórkę?

fot. Poranny Biegacz

Metody są dwie. Można ją trzymać w ręku - ja to umiem i nie czuję dyskomfortu. Ale można też ją schować do pasa. I tutaj przez długie lata bujałem się z różnymi pasami, najczęściej dodawanymi do pakietów, albo wygranymi w losowaniach po biegach. A Poranny Biegacz mówił - kup Salomon Pulse Belt - poczujesz różnicę. Kupiłem. Poczułem. Można schować komórkę, która niemal "przylepi" się do brzucha, że o oscylacjach będzie można zapomnieć.


A tak to najczęściej wygląda:
  • bez czapeczki
  • biała żonobijka
  • detathlonowe luźne spodenki
  • buty tym razem na szybsze bieganie
  • pas salomona niewidoczny pod koszulką
  • ale jednak komóreczka w dłoni, bo coś tam zawsze sobie pogrzebię jak biegam



1 komentarz:

Podobne wpisy