czwartek, 29 sierpnia 2019

Letni setup biegacza


Kiedyś nie zwracałem większej uwagi na to jak jestem ubrany do biegania. Ważne było aby latem nie było za gorąco, a zimą za zimno. I niewiele więcej. Uważałem, że to nie sprzęt biega, a człowiek. Dalej tak uważam... w połowie. Bo dopasowany, wygodny ubiór daje trochę więcej przyjemności i trochę mniej sekund na kilometr - przy zachowaniu tej samej przyjemności.

Z tym wpisem bujam się od czerwca, ale wszystko wskazuje na to, że lato nie opuści nas jeszcze w ten weekend, więc może będzie dłużej aktualny niż przez kilka dni.

Dzień 31 - nie bądź taki pewny...

Pyta się mnie Dominik dwa dni temu częstując jagodzianką, której przyjęcia odmawiam, bo nie mam jej w planie wieczornego jedzenia węglowodanów:

- Ale Ty się tak przygotowujesz, to chyba będziesz biegł ze sporym zapasem na te 2:59

Puls przyspiesza ze spoczynkowego 42 do wciąż spoczynkowego 45:

- NIE, nie Dominik, ja się modlę o to aby było 2:59.59. Nie mam żadnego zapasu, żadnego bufora. Znacznie lepsi ode mnie próbowali i kończyli na 3:02. 

Ale wewnątrz siebie wierzę w 100%, że się uda. Każde pęknięcie, nawet jeżeli zaczyna w innym miejscu to przebiega przez głowę. Ale najgorsze są te, które w głowie mają swój początek...

Za mną 31 dni treningowych wliczając w nie 7 dni regeneracji. Ale ten najtrudniejszy trening był wczoraj. Ja spojrzałem na rozpiskę, to od razu pomyślałem o nim jak o pierwszej ścianie. Może dlatego, że nigdy wcześniej w życiu nie biegłem czegoś takiego.

  • 4 km rozgrzewki
  • WT 4 x 3 km w tempie 4:00
  • 2 km schłodzenia

Najdłuższe tempówki jakie robiłem miały długość 1 kilometra. Moje jedyne biegi kiedy schodzę na dłuższy czas do tempa poniżej 4:00 to te kilka parkrunów, gdzie udało mi się pobić 20 minut oraz jedyny bieg na 10 km, gdzie złamałem 40 minut. O ile parkruny w takim tempie mogę robić z marszu, to do tej dyszki się dość rzetelnie przygotowywałem. Reasumując, nawet wliczając 3 przerwy na zaczerpnięcie oddechu i uspokojenie tętna to zrobienie 12 kilometrów w tempie moich rekordów życiowych, do tego 24 godziny po dość ciężkim treningu siły biegowej... robiło na mnie wrażenie.

Jeżeli miałbym określić ten trening jednym zdaniem, to brzmiałoby ono "nie bądź taki pewny".  To samo nawet powiedziałem sobie snując się ostatni kilometr do domu.


niedziela, 25 sierpnia 2019

Dzień 28 - koniec tygodnia 4 - bezmyślnie do przodu




Kartka z dzienniczka

Dzień 25 - czwartek, ostatni ze stresujących czwartków, od najbliższego tygodnia stresować będą mnie środy... ale nie uprzedzajmy faktów. Do zrobienia było 4 km rozgrzewki po czym 12 km BC2 i 2 km schłodzenia. Przebiec 12 km w tempie 4:15? Niby żaden problem, ale ten trening jest zawsze dzień po podbiegach, bez chwili odpoczynku, na zmęczeniu... Może tak właśnie powinno być, może te 12 km mam wg zamierzeń autora planu czuć jak kilometry pomiędzy 20 a 32 km maratonu...


Oby tak było, bo ostatnie czwartki to bitwa z myślami - "nie dam rady, nie mogę, to jest trudne". Potem oczywiście okazuje się, że jednak jakoś daję radę. Ale takie same tempo kiedyś, z tego co pamiętam, z mętnych wspomnień z epoki "przed planem", wywoływało raczej entuzjastyczne podkręcanie endorfin i myśli "dawać mi więcej tych łatwych kilometrów, będę je zjadał na śniadanie", a nie stres jak dzisiaj.

Dodatkowo Antoni wbił mi inżynierskiego gwoździa pisząc, że to źle, że robię ostatni kilometr szybciej, że BC2 to BC2 i nie mam szaleć na końcówce...

piątek, 23 sierpnia 2019

Kącik biegowego melomana: Pieter Nooten & Michael Brook - Sleeps With The Fishes

Obiecałem sobie, że będę pisał tutaj, czyli w kąciku, o każdej płycie, która zrobi mojej głowie na tyle dobrze, że będę do niej wracał, słuchał w domu, pracy, samochodzie i podczas biegania. I do takiej płyty w ostatnich dwóch tygodniach wróciłem, odkryłem ponownie...

Pieter Nooten & Michael Brook -  Sleeps With The Fishes


Tytuł "Śpiąc z rybami" tłumaczy się bardzo dosłownie. Każdy kto podpadł sycylijskiej mafii zazwyczaj kończył wrzucony do morza z portu w Katanii obciążony kawałkiem krawężnika przykutego łańcuchem do nóg. Taka osoba po prostu szła spać razem z rybami.

środa, 21 sierpnia 2019

Dzień 24 - Automatyka i mechanika


Schudłem kilka kg od kiedy biegam według planu. Nie jest to jeszcze 7 z przodu, o tym z pewnością bym się pochwalił w osobnym wpisie, ale biję swoje własne rekordy. Próba jednoczesnego zrzucania wagi i trzymania się ostrego (jak dla mnie) planu treningowego to trochę takie balansowanie na bardzo wąskiej granicy tolerancji. Zupełnie jak w Czarnobylu. Za bardzo zjadę w dół z dietą => będę męczył się na treningach. Z drugiej strony będę dostarczał tyle kalorii ile spalam => nie zobaczę talizmanu na wadze zaczynającego się cyfrą "7".

W przypadku treningu plan jest mega prosty. Robię Książkiewicza i nie zastanawiam się nad niczym. Co najwyżej obserwuję i zapisuję w dzienniczku dni które mnie męczą i dni, kiedy rwę do przodu jak jeżozwierz w Toskanii.

W przypadku diety - wszystko jest w mojej głowie. Stawiam na to, co się sprawdziło, czyli mój ulubiony flexitarianizm. Dieta oparta na strączkach, kaszach i warzywach/owocach. Ale od czasu do czasu indyk czy ryba nie są niczym złym. No i jeszcze ciasto ze śliwkami upieczone przez moją żonę nie jest niczym złym :)

W przypadku głowy - ciągle multum wątpliwości. Nie boję się ciśnienia w balonie. To już nie ma znaczenia. Kto ma wiedzieć, że nakręciłem się na łamanie trójki ten wie. Kto ma trzymać kciuki ten będzie trzymać, a kto się uśmiechnie do 3:01 ten się uśmiechnie. To nie zmieni mojego nastawienia.

sobota, 17 sierpnia 2019

Dzień 20 - parkrun Gdańsk-Południe #162


Po zeszłotygodniowym parkrunie miałem kaca przez 3 dni. To dość osobliwe uczucie, bo przecież sierpień z zasady jest miesiącem bez alkoholu i traktuję to bardzo poważnie. Serio. Kaca miałem moralnego, bo... Adamowi Baranowskiemu było bardzo przykro, że nie przyszedłem popatrzeć na jego wielki powrót, nie było szampana, nie było konfetti, nie było nawet wpisu na blogu i Adam musiał go sobie napisać sam.

No ale nie mogłem. Naprawdę. Już się tłumaczyłem.

Przez kolejne dni większość rozmów ze znajomymi rozpoczynała się tak:

piątek, 16 sierpnia 2019

Trening biegowy wg audiofila


Lubię biegać i lubię słuchać muzyki. To moje hobby. Naprawdę nie potrafię odpowiedzieć co daje mi większą przyjemność, czy wyskoczyć wieczorem na godzinkę spokojnego biegu i wrócić do domu naładowany endorfinami, czy może zasiąść na kanapie, najlepiej w nocy, kiedy nie ma żadnych hałasów za oknem i puścić sobie np. ostatnio odkryty przeze mnie na nowo album Sleep with the Fishies - Pietera Nootena i Michaela Brooka.

Jedno i drugie hobby ma identyczny fundament. Jest egalitarne. Słuchać muzyki może każdy, na jamniku, w radio w samochodzie, z komórki, ale też na audiofilskim sprzęcie za grube dziesiątki tysięcy. To samo dotyczy biegania. Wystarczy mieć jakiekolwiek buty, trochę chęci i kawałek ścieżki pod blokiem. Można robić marszobiegi, spokojne truchty, ale można również wydać kilka tysięcy na zegarek biegowy, kilka stówek na buty i robić całkiem poważny trening po to aby znaleźć się w 1% najszybszych biegaczy na maratonie.

środa, 14 sierpnia 2019

Dzień 17 - Darkness

Szybko ten czas leci. Czuję, że dopiero zaczynam ten swój marsz na Poznań, a tutaj już 17-sty dzień. Po jednodniowej przerwie w piątek już w sobotę z samego rana musiałem wdrażać plan B. Przez cały tydzień biegałem przed odbiorem syna z przedszkola albo wieczorem podrzucałem komuś całą trójkę W sobotę miała wrócić już żona. Miało być łatwiej. Ale... utknęła na lotnisku gdzieś daleko...


Wskoczyłem w buty, cicho wymknąłem się z domu, jeszcze przed 6-tą rano. Wydawało mi się, że dzieciaki się nie obudzą, a nawet jeżeli to najstarsza córka wpadnie na pomysł aby do mnie zadzwonić. Biegało się rewelacyjnie. 14 km w tym interwały. Kiedy ostatni raz czułem ten jesienny poranny chłód, który Adam Baranowski doświadczył dopiero dziś rano? Wpadam do domu po 70 minutach, cicho na placach, mam nadzieję, że nikt jeszcze nie wstał i co widzę? Cała trójka siedzi na tabletach i gra w Robloxa :)

piątek, 9 sierpnia 2019

Dzień 11 - koniec kaskady sześciodniowej

Majka po wczorajszym etapie Tour de Pologne, gdzie zajął 5-te miejsce powiedział, że tak naprawdę jest przygotowany na 80% i trochę się męczył, ale na tyle przepalił nogi, że dziś będzie łatwiej i powalczy o zwycięstwo zarówno etapowe jak i w całym wyścigu.


Zanim wrócę z analogią do swojego samopoczucia podsumuję ostatnie dni mojego planu. Jeszcze przedwczoraj marudziłem o ogromnym nakładającym się zmęczeniu, że kaskady treningów już po kilku dniach zaczęły mnie męczyć, a wczoraj w planie było 16 km, z czego 10 km biegu ciągłego w tempie ~4:15 min/km. W każdych innych okolicznościach byłby to dla mnie po prostu trochę mocniejszy trening, jakich wiele. Ale wczoraj, na tej kaskadzie zmęczenia zwyczajnie trochę się ... go bałem. Dodatkowo Antoni w dyskusji pod postem na FB zasiał we mnie kolejne ziarenka niepewności...

środa, 7 sierpnia 2019

Zmęczenie, mądre pomysły, głupie pomysły


Jakoś tak od słowa do słowa piszę do Baranowskiego, że strasznie zajechany jestem. A Adam się dziwi.

- O! tego się nie spodziewałem - odpowiada

W sumie patrząc to jak się tutaj od kilku wpisów przedstawiam, to maluje się obraz człowieka z planem, który po prostu go realizuje. Wątpliwości trochę kreowane na siłę i raczej dotyczą ewentualnych zachwiań w przyszłości a tymczasem... po 10 dniach jakiś strasznie zajechany jestem.

wtorek, 6 sierpnia 2019

Audyt nawyków


Tak jak cały poprzedni rok (2018) bawiłem się w składanie puzzli, aby zejść z wagi 123 --> 81 czyli osiągnąć tę okrągłą maratońską liczbę 42 kg, tym razem jest przede mną trochę inny obrazek do ułożenia. Tak jak się pochwaliłem kilka wpisów temu - szykuję się na atak na łamanie 3h w Poznaniu tej jesieni.

Jestem po 8 dniach konkretnych, linowych przygotowań. Główną osią jest oczywiście trening, a dokładnie plan treningowy. Nie mam go ułożonego pod siebie - korzystam z Książkiewicza, który się po prostu jako pierwszy wyszukuje w googlach. Przejrzałem też inne, ale ten Książkiewicz mi pasuje chyba najbardziej.

Jednak sam trening to nie wszystko. Przygotowania to proces całościowy, składający się w wielu różnych elementów, gdzie każdy z nich potrafi dodać sekundę albo dwie na kilometr. Analogie pomiędzy puzzlami z roku 2018 a aktualnymi są wręcz narzucające się. Znów zwracam uwagę na te same rzeczy. Część z nich stała się już głęboko zakorzenionymi nawykami, ale niektóre wymagają zaraportowania z listą do poprawki.