sobota, 22 czerwca 2019

Bieg Rzeźnika 2019 - część 1 - marzenie o jedzeniu kociego żarcia zimą na Grenlandii



Kiedy pierwszy raz usłyszeliście o Biegu Rzeźnika? Nie pamiętam dokładnej daty, ale było to jeszcze zanim zacząłem biegać, czyli przed 2012 rokiem, może nawet kilka lat przed. Nie jestem pewien, kto wtedy siedział przed mikrofonem radiowej "trójki", ale z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że był to sam Mirek Bieniecki. Opowiadał o czymś kompletnie niedostępnym dla zwykłego człowieka. Ale jednocześnie intrygującym tak jak spędzenie zimy w igloo za kołem podbiegunowym żywiąc się puszkami dla kotów.

Czy jedzenie kociego żarcia na Grenlandii  jest intrygujące? Z pewnością... Ale czy Ty chciałbyś to zrobić? Raczej nie... Chyba, że znajdziesz w tym swój prywatny cel.

Rzeźnik to ikona. Jest wiele trudnych, czy przepięknie poprowadzonych biegów ultra, ale Rzeźnik jest i będzie ikoną, tym najważniejszym, historycznym biegiem. Można się z tym nie zgadzać, można kontestować, że to już nie to samo co kiedyś, że z kameralnego biegu zrobił się festiwal. Można powtórzyć wiele przeczytanych i zasłyszanych słów. Sypię głowę popiołem - ja sam popełniłem ten grzech - miałem pewne zdanie o Rzeźniku wyłącznie na podstawie zasłyszanych opinii, które budziły we mnie fałszywe emocje, w które następnie zaczynałem wierzyć...

Tak więc z jednej strony miałem w głowie mityczne jedzenie kociego żarcia w igloo na Grenlandii, a z drugiej para-emocję wydaną na podstawie zasłyszanych opinii...

  • że to jest festyn a nie festiwal,
  • że to Mielno w Bieszczadach,
  • że jest wiele trudniejszych biegów,
  • że ten bieg to tylko lans....
  • a zmiana trasy dwa lata temu to w ogóle skok na kasę i zło!

A złych para-emocji było więcej z każdym rokiem, kiedy nie udawało mi się dostać na ten bieg. Najpierw zlagowały serwery (w epoce przed losowaniem), potem brak szczęścia w losowaniu, potem wprowadzenie zasad, które ustalały pewną protekcję osób starających się bardziej - czyli biegających w innych biegach organizowanych przez Fundację Rzeźnika. Ja mam z Gdańska do Cisnej 800 km! Dalej ma chyba tylko Szczecin! Potem przez kilka lat - mówiąc wprost - byłem gruby, i nawet nie startowałem do zapisów...

W końcu nadszedł rok 2018 i poruszone zostało pewne domino zdarzeń:

  1. Mariusz Adamczuk zaproponował mi udział w Kaszubskiej Poniewierce.
  2. Potraktowałem to jako wyzwanie i zapisałem się na 100 km
  3. Zwo Lo zachęcił mnie to wzięcia udziału w badaniu wykonywanym na AWF na temat wpływu biegów ultra na organizm
  4. Strasznie mnie maltretowali, ściągali mi krew z ręki do 4 próbówek i kazali rozwiązywać zagadki logiczne po przebiegnięciu 100 km (co ciekawe lepiej mi szło po 100 km niż przed).
  5. W ramach wymiany barterowej za łącznie 16 próbówek krwi dostałem możliwość na zapisanie się na listę jednego z biegów partnerskich Kaszubskiej Poniewierki bez losowania. 
  6. Nie zastanawiałem się. Chwyciłem rękę Dominika i wyciągnąłem ją w kierunku pielęgniarki mówiąc: "Proszę z tej ręki również ściągnąć 16 próbówek krwi, bo to będzie mój partner na Bieg Rzeźnika 2019"
  7. Zapłaciłem 550 zł i czekałem na 21 czerwca 2019, godzinę 3:00.

Tego dnia miałem sprawdzić czym różnią się zasłyszane opinie od tych wyrobionych osobiście.  Tego dnia o 3:00 nad ranem stanęliśmy z Dominikiem na starcie w Komańczy. Miał prowadzić nas czerwony szlak. Ten sam czerwony szlak, który kończył nasz znój w tym miejscu na kilku edycjach Łemkowyny. Tym razem był to początek przygody...

 

c.d.n.

cz. 2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy