Kamil biegł wszystkie półmaratony do tej pory, które były w Gdańsku. Ja zapisałem się po raz pierwszy. Jadąc wspólnie na start wypytywałem się wszystkie detale trasy biegnącej przez miasto... w którym mieszkam, które doskonale znam, które przemierzyłem wzdłuż i w poprzek setki razy.
Ale inaczej wyglądają poranne biegi do Brzeźna aby wykąpać się w morzu, inaczej jeździ się samochodem, a jeszcze inaczej biegnie środkiem ulicy.
- Kamil, ale czy ta górka we Wrzeszczu na pewno nie jest stroma? Przecież na światłach trzeba zaciągać ręczny?
- Nie jest, nie jest, wydaje Ci się, ale za to tuż przed metą, jak się wbiega do Letnicy, to ten wiadukcik daje w kość...
18,5 km trasy. Wyrywam do przodu tuż przed tą górką, zaraz po słowach peacemakerów, żeby skrócić krok, zebrać się w kupę, aby wiatr nas nie zwiewał i trzymać kadencję. Nie kalkulowałem tego, tak naprawdę niewiele kalkulowałem na tym biegu, po prostu zrobiło się zbyt gęsto przez chwilę za balonikami, uskoczyłem w bok i jakiś impuls kazał mi pognać do przodu, długim finiszem do samej mety.