sobota, 31 marca 2018

Parkrun Charzykowy #9 - Wielka Sobota Grażyny

fot. Krescencja

To była nasza druga wizyta na parkrunie w Charzykowach. Druga dla mnie i Kreski, ale pierwsza... dla naszej 'żony i matki' :) Co więcej to był pierwszy ever, kiedykolwiek w historii, bieg z mierzonym czasem. Nie będę robił suspensu w tym wpisie i przedstawiał zawiłej opowieści o tym jak Grażyna była namawiana i czy zgodziła się chętnie, czy burza wątpliwości towarzyszyła w tracie drogi z Chojnic nad jezioro Charzykowskie. I czy łatwo było wyjść z samochodu.

piątek, 30 marca 2018

Kącik biegowego melomana: Tears For Fears vs Simple Minds

Ostatni tydzień przemieszał wiosnę z jesienią. Kiedy w ostatnią niedziele, po słonecznym dniu, poszedłem wieczorem pobiegać czuć było niemal ciepło bijące od ziemi, zapach traw i zapowiedź cieplejszych miesięcy. Dwa dni później sytuacja była zupełnie inna, do wyjścia z domu trzeba było uruchomić pokłady jesiennej motywacji, a z twarzy ścierać krople deszczu, który uderzał z ukosa.


Na oba te stany znalazłem płyty cudownie dopełniające mnie muzyką. W ciągu dwóch dni doświadczyłem perfekcyjnie wiosennego i perfekcyjnie jesiennego albumu. Oba wydane w 1989 roku w odstępie kilku miesięcy, oba będące szczytowym osiągnięciem dla dwóch różnych zespołów.

wtorek, 27 marca 2018

From scratch


Czy można przeżyć dwa razy to samo? Albo wejść dwa razy do tej samej rzeki? Ja właśnie tak się czuję, teraz. 5 lat od kiedy zacząłem biegać minęło we wrześniu. I kiedy cofam się pamięcią do tych pierwszych biegów - mam wrażenie, że wszystkiego co działo się pomiędzy nie sposób wcisnąć w te ledwie 5 lat. Bieganie pozwoliło mi schudnąć, pozwoliło przesunąć granice, a potem zawiodło, pozwoliło mi znów przytyć, zaryć brzuchem w muł. Nie patrzyłem na siebie holistycznie, ale wybierałem tylko co ciekawsze skrawki i interpretowałem na potrzeby chwili. Ale teraz znów jest dobrze, jestem na fali. I choć mam pełną świadomość, że na nikim nie robi to najmniejszego wrażenia, cieszę się, bo robię wrażenie na samym sobie :)

sobota, 24 marca 2018

Kącik biegowego melomana: Alice in Chains - Jar of Flies

Jeżeli zamkniemy w dwóch słoikach chmarę much i te w jednym ze słoików będziemy głodzić, a dokarmiać te w drugim okaże się, że te głodzone będą żyć znacznie dłużej niż te dokarmiane. Taki eksperyment przeprowadzały kiedyś dzieci w trzeciej klasie szkoły w USA. Taka też była inspiracja okładki mini-albumu Alice in Chains - Jar of Flies. Trochę to podobne do nauk Wima Hoffa, według którego główną przyczyną chorób jest dobrobyt...


Parkrun Gdańsk-Południe #87 oraz #88

Ostatnie trzy parkruny byłem koordynatorem biegu. To jeden z powodów, dlaczego nie zrobiłem podsumowania tydzień temu, a również i dzisiejsze będzie krótkie. Dwa tygodnie temu opisałem jak to wygląda od kuchni. I tak naprawdę kolejne dwa biegi były jak dzień świstaka. Budziłem się, robiłem herbatę w termosie, objazd po osiedlowych sklepach w poszukiwaniu jednorazowych kubeczków (sezon grillowy się jeszcze nie zaczął i wcale nie jest takie oczywiste, że można je łatwo kupić na osiedlu), potem rozstawianie flag, bieg, pojedyncze zdania zamienione z uczestnikami, zbieranie sprzętu i do domu. No może dziś było trochę inaczej, bo sprzęt przekazałem Leszkowi, który rozstawi go za tydzień podczas edycji Wielkanocnej.

#87


czwartek, 22 marca 2018

Oddajcie mi mój SkillMill!

Na moich krętych ścieżkach ku zdrowiu, formie i wadze ponownie pojawił się karnet do siłowni. Epizody z siłownią, które do tej pory miałem wszystkie kończyły się fiaskiem na dłuższą metę, bo kiedy tylko zmieniła się "pogoda" uciekałem na świeże powietrze.


Dlatego piszę "pogoda" ponieważ nie chodzi o tę za oknem - ona jest akurat perfekcyjna do biegania. Mam raczej na myśli wewnętrzną pogodę związaną z tym, że gdzieś coś mnie zaczyna boleć, gdzieś ciągnąć, a jak już wielokrotnie podkreślałem - próba rozbiegania kontuzji, nawet mikro-kontuzji to najgłupsza rzecz jaką można wymyślić. A ja zacząłem czuć miesiąc temu pewien dyskomfort w lewej nodze, w okolicach pachwiny. Nie pierwszy i na pewno nie ostatni. Zluzowałem więc na kilka dni, potem więcej maszerowałem niż biegałem, ale nie przechodziło... Stąd narodził się po raz kolejny pomysł w moim życiu - a może kupić sobie karnecik na siłownię?

Właśnie minął tydzień, jak jestem jego szczęśliwym posiadaczem. Póki co korzystam na pełnej zajarce w każdy robotniczy dzień przed pracą :) 

Trening dzielę po równo między ćwiczenia tlenowe i siłę. Kilka razy w życiu różni klubowi trenerzy mnie instruowali, więc poruszam się w rozkładzie ćwiczeń w miarę sprawnie. Nuda - można pomyśleć. Niby tak, choć z jakiegoś powodu czas na siłowni naprawdę szybko biegnie. I NAGLE pojawiło się urządzenie, które tę potencjalną nudę zamieniło na mega zdziwienie.

SKILLMILL

czwartek, 15 marca 2018

Truizmy


W trakcie mojej przygody ze sportem (po 35-tce) spotykam się z wieloma truizmami, które odpowiednio przyswajam, kontestuję lub się po prostu zgadzam. Jak każdy typowy Polak, sam wiem lepiej, jak ktoś coś do mnie mówi to z zasady mam odmienne zdanie, pokłócę się, a potem zazwyczaj przyznam rację. Ale nie przyznam racji tak po prostu, lecz w słowach "ale pierdolisz truizmy, Michał" co w tłumaczeniu oznacza "masz rację".

Lista truizmów:

środa, 14 marca 2018

Kącik biegowego melomana: Antony and the Johnsons - I am a bird Now


Mam duże przyzwyczajenie do muzyki na nośniku. Można powiedzieć, że jestem idealnym klientem dla przemysłu muzycznego. Na co dzień głównie słucham ze streamingów, ale jeżeli jakaś płyta mi się podoba - dążę do tego aby zdobyć ja na czymś trwałym. Takim jak płyta CD albo LP, które przetrwają zagładę internetu i będą mi towarzyszyły aż do śmierci.

Poza tym nie wszyscy artyści są na Spotify czy Tidalu. Sam jestem ciekaw, czy po latach kontestowania streamingów taki Tool, King Crimson czy Peter Gabriel będą jeszcze bardziej kultowymi artystami, czy raczej słuch o nich zaginie?

sobota, 10 marca 2018

Parkrun Gdańsk-Południe #86 - Jak to wygląda od kuchni

Wiecie jaki jest najszybszy parkrun? Ten który się organizuje. Zaczyna się mniej więcej o 7:30 i nagle okazuje się, że minęły już 3 godziny - i dopiero wtedy można wziąć kilka głębokich oddechów i usiąść na kanapie.


Wiecie też dlaczego parkun Gdańsk-Południe nigdy nie zostanie odwołany? Bo jest nas pięciu. Tobiasz, Paweł, Kamil, Leszek i ja. Każdy ma własne życie, własne plany i dzięki temu, że możemy się wymieniać mamy okazję nie tylko pobiec w parkrunie, ale też zrobić w sobotę o 9:00 coś innego. Na przykład dziś rano Paweł odpoczywał po całonocnym maratonie na orientację po okolicznych lasach, Tobiasz był w szkole :), Kamil pojechał na półmaraton do Lizbony, a Leszek po prostu biegł.

Test wózka biegowego THULE Chariot Cross 1

Staram się nie traktować otaczającego mnie świata powierzchownie. Wręcz przeciwnie, czasem poświęcam o wiele za dużo czasu na zgłębianie pewnych rzeczy tylko po to, aby się dowiedzieć jak działają. Jednak większość recenzji/opinii na temat produktu czytam powierzchownie, omiatając je wzrokiem i szukając słów-kluczy przy których się zatrzymuję pędząc na sam dół recenzji do posumowania.

na starcie parkrun Gdańsk-Południe w sekcji wózkowej
Jak więc napisać recenzję, która ma być przeczytana? Czy po prostu wymienić wszystkie cechy produktu, który testowałem i ustawić je w pewnej gradacji od tych najbardziej do tych najmniej mi potrzebnych? Czy raczej skupić się tylko na części z nich, które po prostu są warte skierowania na nie scenicznych reflektorów, a wszystkie wymiary, cale, centymetry i kilogramy zostawić innym recenzjom?

Dostałem do testowania od Thule nowy wózek-kombajn, następce Chariota Cougara, który miałem okazję użytkować 1,5 roku temu. Wózek, który nazwa się Chariot Cross 1 i jest jednocześnie przyczepką rowerową, trójkołowym wózkiem biegowym (przednie kółko sprzedawane oddzielnie), wózkiem czterokołowym do codziennego użytku (dwa małe kółka w zestawie) a także wózkiem do zaczepienia płoz i przypięcia skórzanym pasem do talii Marit Bjoergen (pas, płozy i Marit sprzedawane oddzielnie).


Z racji, że wózek dostałem w połowie listopada, a na początku marca musiałem odesłać go do kolejnego testera przypadły mi w udziale miesiące zimowe. Trochę szkoda, że nie zrobiłem nim żadnej rowerowej wycieczki. Jeżeli chodzi o samo bieganie także nie było klimatu aby zrobić razem  z moim najmłodszym dziecięciem mnóstwa kilometrów. Wybiegłem nie więcej niż kilkanaście razy, zaliczyliśmy wspólnie dwa parkruny, kilka weekendowych wybiegań, kilka wieczornych biegów po ciemku w środku tygodnia i kilka rodzinnych spacerów...

Jeżeli utrzymałem czytelnika do tej pory, to się ciesze. Dla tych, którzy czytają wybiórczo pogrubię kolejne zdanie, bo definiuję w nim filozofię Thule z pozycji użytkownika. Testując 1,5 roku temu poprzednika Chariota Cross 1 miałem kilka uwag, które napisałem w recenzji. Rok później otrzymałem wózek, który miał poprawione dosłownie wszystkie niedoskonałości poprzednika. To niby takie proste... ale jednak godne podziwu, że przy kolejnym modelu nie decydował ani księgowy, ani wizjoner-projektant, ani inżynier-oderwany-od-poczucia-stylu, ale decydowało perfekcyjnie przeprowadzone user experience, które było czubkiem piramidy złożonej ze wspomnianych: księgowego, designera i inżyniera. Każdy z nich wykonał kawał roboty, ale to UX stał na samym szczycie.

środa, 7 marca 2018

Kącik biegowego melomana: Chris Rea - The Road to Hell

-"Ale pościelówę puściłeś" - powiedział kolega z biurka naprzeciwko, kiedy ustawiłem playlistę z Chrisem Rea na Spotify.


Mam tak, że jak zaczynam eksplorować danego artystę to robię to na full. Słucham w samochodzie, w pracy, w domu i przede wszystkim  - w trakcie biegania. I kiedy tydzień temu zaświeciła mi się lampka w głowie z napisem "Chris Rea" dziś jestem bogatszy o 4 płyty winylowe i kilkanaście godzin spędzonym z Chrisem. Nie będę rozpisywał jego płyt tak jak zrobiłem to z Depeche Mode, bo wtedy przez miesiąc nie słuchałbym niczego innego. Poza tym najwięcej czasu spędziłem z tą najbliższą mi płytą - The Road to Hell. To był rok 1989. Mniej więcej wtedy zaczynałem słuchać muzyki. Ale Chris Rea jakoś mnie minął. Był właśnie zbyt "pościelowy". Oczywiście każdy kojarzy tytułowy The Road To Hell, ale dopiero kilka dni temu udało mi się spojrzeć na Chrisa Rea poprzez pryzmat całej płyty.

niedziela, 4 marca 2018

"Najlepszy. Gdy słabośc staje się siłą."

O czym jest książka "Najlepszy. Gdy słabość staje się siłą" zakładam, że każdy wie. O Jurku Górskim, narkomanie, który po 14 latach tułaczki przez hippisowskie meliny, szpitale psychiatryczne i więzienia trafił do MONARU, tam znalazł nowy nałóg - sport. Ten nałóg doprowadził bohatera to zwycięstwa w mistrzostwach świata w podwójnym ironmanie.


Pół roku temu ze względu na towarzyszący książce film (którego jeszcze nie widziałem) o Jurku Górskim było głośno na tyle, że założyłem, że każdy kto czyta tego bloga miał 1000 okazji aby poznać, przynajmniej powierzchownie, szczegóły jego życiorysu. Ja filmu jeszcze nie widziałem (permanentny brak okazji aby pójść do kina) i pewnie zobaczę dopiero jak trafi na VOD, albo będzie miał premierę w TV. Książkę za to kupiłem zaraz po premierze. Przez 2 miesiące nosiłem ją w torbie szukając okazji aby zacząć. Potem przekładałem z miejsca na miejsce, z półki na półkę, a z każdym tygodniem kiedy na różnych portalach i blogach czytałem kolejne recenzje książki czy relacji ze spotkań z Jurkiem Górskim, coraz bardziej dochodziłem do wniosku, że znam już tę książkę bez czytania ani jednej strony.


sobota, 3 marca 2018

Parkrun Gdańsk-Południe #85 - Bieg Wazów

Dla Urubki zima się skończyła trzy dni temu, tymczasem w Gdańsku zaliczyliśmy jeden z najbardziej śniegowych parkrunów w tym roku (szkolnym - jak dodał Kamil). Zasypało nas do tego stopnia, że Grzegorz dotarł do nas na nartach biegowych (chciał dotrzeć na Bieg Wazów do Szwecji, ale nad zbiornikiem Świętokrzyska II też fajnie). I chyba jako pierwszy w historii naszej lokalizacji pokonał trasę jak Justyna Kowalczyk.