Pogoda na życiówki - pomyślałem rano, kiedy kręciłem się spokojnym tempem po zbiornikach sprawdzając stopą teren. Na dużym w porządku, przyczepność dobra. Na małym trochę gorzej, można przebiec suchą stopą, ale trzeba biec wężykiem i chwilami po darniach. Ale generalnie nie jest źle. Temperatura 2 stopnie na plusie, wiaterek słabiutki jak na północną Polskę. Pogoda jak nic na życiówki...
Tylko co ja robię w długich spodniach??
-"Tomek, nie biegniesz dziś?"
-"Tomek, tak zimno dzisiaj?"
-"Co się stało!?!?!"
-"Dlaczego masz spodnie?!"
Dosłownie TAK albo podobnie zaczynało się KAŻDE powitanie z uczestnikami dzisiejszego biegu. A odpowiedź jest banalnie prosta:
- "Biegnę w spodniach, bo wreszcie sobie kupiłem! Wcześniej nie miałem!"
Miałem biec spokojnie. Naprawdę po ostatnim biegu, zeszło mi całe ciśnienie. Cel ustawiłem sobie bardziej długoterminowy (sub19) i raczej chciałbym poszukać luzu w bieganiu w najbliższych dniach. Końcówka roku, gdzie zrobiłem ponad 150 km w tydzień trochę mnie zmęczyła...
No ale jak zwykle zobaczyłem czerwoną płachtę na starcie :) Dokładnie była to żarówiasta kamizelka pacemakera 20:00 na plecach Rafała Synaka. Hmmmm...
- Ale Rafał, będziesz biegł równo po 4:00?
- Ależ oczywiście, będzie równisieńko po 4:00
- Żadnych zrywów i pogoni?
- Absolutnie żadnych!
Mówię więc do Kamila, biegnij z nami, trzymajmy się kamizelki 20:00 a zobaczysz, że będzie dużo łatwiej niż samemu. Kamil mówi, że nie. Ja mówię mu że tak, ale Kamil niby nie daje się namówić.
START.
Zegarek po 200 metrach pokazuje mi średnie tempo 3:38. Biegnę krok w krok z Rafałem. Przed nami wyrwali Tomek Bagiński z wózkiem i Łukasz Pomagruk. Razem ze mną i Rafałem... biegnie Kamil :) Czyli jednak atak! :)
- Rafał, nie za szybko biegniemy?
- Spoko, spoko, zaraz się wszystko wyrówna...
Pierwszy kilometr 3:53... Faktycznie trochę się wyrównało. Drugi 3:58... Mamy zapas na około 10 sekund. Teoretycznie zazwyczaj ten zapas tracę na trzecim km pod górkę. Zaczynam już dyszeć i czuję się trochę gorzej niż we wtorek na biegu noworocznym. Rafał jednak ciśnie równo do przodu. Wyprzedzamy Łukasza, który na mecie później będzie wychwalał swoją taktyke ;) Kamil jeszcze biegnie za nami, ale nie wiem czy jest to kilka kroków czy kilkanaście. Trzeci km 4:04. Całkiem całkiem. Tutaj traciłem najwięcej, a tym razem zachowane status quo. Ale właśnie wbiegamy w największe kałuże i sporo zygzakujemy. Nie bardzo mam jak przyspieszyć. Odstaję nawet jakieś kilka kroków od Rafała. Czwarty km 4:02. Tym razem tutaj najwięcej "straciłem". Ale do mety już z górki. W połowie prostej Rafał się pyta
- Jaka jest Twoja życiówka?
- 19:47
- No to dziś będziesz miał nową bo lecimy mniej więcej na 19:46
I NAGLE z tyłu słychać jakiś tętent asicsów, usuwamy się na prawo, a po wewnętrznej toru resztki pośniegowych kałuż rozchlapuje Łukasz. Tomek tymczasem wbiega pierwszy na metę, ale Łukasz postanowił mocnym sprintem zawalczyć o swoje klasyczne drugie miejsce. Gonię go jeszcze przez jakiś czas, ale w końcu muszę odpuścić. Rafał jak na pacemakera przystało - nie ściga się ze swoim "podopiecznym" ale puszcza przodem.
A na mecie tak:
- Tomek Bagiński 18:54 (z wózkiem)
- Łukasz Pomagruk 19:32 (po kilometrowym finiszu wyniszczającym rywali)
- Ja 19:34 (życiówka! taka trochę spodziewana-niespodziewana)
- Rafał Synak 19:36 (w kamizelce pacemakera 20:00)
- Kamil Żmudziński 20:03 (życiówka! gratulacje! do sub20 brakują już pojedyncze sekundy, ja to nazywam kwestią wiary)
Wszystkie wyniki są tutaj.
Ogólnie pogoda na życiówki faktycznie było dobra, bo w całym biegu padło ich 7. Dodatkowo powitaliśmy 4 firsttimerów, i to takich firstimerów ever a nie tylko w lokalizacji. Przy biegu pomagało 14 wolontariuszy. Dwie osoby zapomniały wydruku z kodem, a jak nie ma kodu to nie ma wyniku :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz