Po roku budowania nawyków przy pomocy motywacji znalazłem się w międzystrefie gdzie z jednej strony są jeszcze pokłady tejże (motywacji) a z drugiej już nawyki. No niebezpieczny stan, bo mogę w nim przeszacować samego siebie i swoje działania, stracić długofalową koncentrację i zgubić się na prostej ścieżce. Poniżej definiuje swojego oponenta w pięciu punktach, które przyszły mi do głowy jak siedziałem dziś rano przed siłownią na wyłączonym silniku i zaczynałem marznąć...
- Kiedy siedzisz w samochodzie pod siłownią. Słuchasz radia na włączonym silniku, ale wiesz, że to nielegalne, bo za taki postój można dostać mandat. Gasisz silnik i słuchasz dalej. Marzysz nawet o tym, aby pójść prosto do pracy. W samochodzie w końcu robi się zimno. Bierzesz głęboki oddech, rozpinasz pasy i pociągasz za klamkę od drzwi...
- Kiedy odpoczywasz chwilkę po obiedzie/obiadokolacji. Dłuższą chwilę, która zamienia się w dwie godziny... No i kiedy zaczynasz kalkulować, że w sumie jak chcesz zrobić 10 km, to wrócisz do domu mniej więcej o tej porze kiedy normalnie chodzisz spać. I wtedy z tyłu głowy zaczyna pulsować myśl: "może rano pobiegam?"... Odsuwasz tę myśl ostatkiem sił i prawię się przewracasz o splątane nogi podczas zakładania dresów. Nie możesz już ani na chwilę usiąść. Trzeba założyć buty i zatrzasnąć za sobą drzwi.
- Kiedy budzisz się o 4:50. Albo o 5:20. W sumie im później tym lepiej, bo mniej czasu na rozmyślania o łamaniu własnego charakteru. Żona wychodzi z domu o 6:20 i masz coraz mniej czasu. Dystans, który możesz przebiec skraca się z każdą minutą. Tik-tok... I wtedy z tyłu głowy zaczyna pulsować myśl: "może wieczorem pobiegam?"...Dalej jest dokładnie tak samo jak w poprzednim punkcie.
- W niedzielę kiedy planujesz długie wybieganie. Ale z nikim się nie umawiasz, więc jesteś panem samego siebie. W sobotę wieczorem kreślisz w głowie pętle po lesie/mieście. No ale... niedziela jest bardzo długa... więc może jednak po wspólnym rodzinnym śniadaniu? Po kilku godzinach trzeba robić obiad, a po obiedzie... no to będzie ciężko... A potem zaczyna się "Małysz"... W końcu wychodzisz, ale bardziej z poczucia obowiązku względem planów zakontraktowanych samemu ze sobą a nie z przyjemnością.
- Kiedy chcesz poćwiczyć w domu. Albo chociaż się porozciągać. To jest przecież najprostsze, nie potrzebujesz czasu na przygotowanie, możesz włączyć film, albo płytę. Możesz to robić tak często jak tylko chcesz. Ale robisz od największego dzwonu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz