sobota, 23 czerwca 2018

Parkrun Gdańsk-Południe #101 - Dzień Ojca

Nie było mnie dwa tygodnie tutaj. Pechowo się ułożyło, że zarówno 99-ty jak i jubileuszowy 100-ty parkrun spędziłem na lotniskach. Szkoda.... Dziś obudziłem się o 6 rano. Za oknem ciemne chmury i leje. Po godzinie surfowania po necie za oknem nic się nie zmieniło. Pod moim wczorajszym postem o spalaniu tłuszczowym po 30 minutach biegu powoli rozkręcały się komentarze - a za oknem wciąż lało. Parkrun miał być z okazji Dnia Ojca. Wyciągałem Krescencję z domu w sobotę o 8:30 kilkadziesiąt razy. Ale dziś patrząc na interwały deszczu za oknem, oraz uwzględniając fakt, że o 10:30 musi być spakowana na kolonię, zwyczajnie odpuściłem jakiekolwiek psychologiczne zagrywki i poszedłem sam.

Na śniadanie zjadłem kilka łyżek pieczonej dyni. Miałem dać sobie spokój i wrócić z kilkudniowej "głodówki a la Dąbrowska"  do zaleceń Dominika Myiagi Dagiela, ale chciałem jeszcze sprawdzić jak będzie wyglądał dzisiejszy bieg i jakie spalanie mi się włączy.

Przed parkrunem przetruchtałem 3 km. Tempo 5:50 min/km. Spokojnie, bez walki, bez umierania. Deszcz przestał padać, a nawet wyszło słońce. Nie tylko w Londynie przestaje lać w sobotę o 9:00 ;) Spotkałem Kamila:

- A gdzie Karol? 
- Został w domu bo jedzie na ognisko, a gdzie Kreska?
- Została w domu bo jedzie na kolonię. 
- Czyli mamy dziś klasyczny Dzień Ojca? 


Patrzę na powyższe zdjęcie z mety i zastanawiam się co miałem na myśli trzymając się za głowę. Jest kilka możliwych odpowiedzi:

  • Znów kupiłem nie taką koszulkę. 100-ka XXL wisi na mnie jak szmata. Ale skąd miałem wiedzieć zamawiając, że zrzucę 27 kg? 
  • Czemu nie ma mnie na jubileuszowej Sudeckiej 100-tce? Grzesiek Wasiak ciśnie pełny dystans... ja jestem też w formie na całość... 
  • Znów pocisnąłem ostatni kilometr 4:35 min/km - może więc zostać na pieczonej dyni na zawsze?
  • Kamil, potrafisz tak przeczesać się ręką po włosach?

Więcej pisać nie muszę, bo w tych 4 punktach zawiera się cała esencja dzisiejszego parkruna. Przez 4 km biegliśmy z Kamilem w tempie 5:30 i gadaliśmy o pokemonach, mundialu i nowej łazience, oraz o tym, że fajnie jest biec 5:30 i rozmawiać, co rok temu było awykonalne z mojego powodu. Ostatni kilometr zostaliśmy zmotywowani do finiszu i pociągnęliśmy minutę szybciej. A Kamil wykazał się dojrzałością i z powodu braku Karola puścił mnie na metę przodem :)

Bohater dnia


Jestem przyzwyczajony do pozdrawiania kilku zawodników w czasie pokonywania przesmyku na małe bajorko, podczas kiedy elita wraca już z małej pętli. Dziś pozdrowiłem tylko jednego. Damian Dino pędził po zwycięstwo, i jeżeli dobrze czytam statystyki, to było jego pierwsze zwycięstwo w cyklu parkrun. Gratulacje!

Ale nie jest to jedyny bohater dzisiejszego dnia. Mariusz Piórkowski biegł dzisiaj 50-ty raz. Kiedy na mecie zaproponował mi cukierka szybko uruchomiłem algorytm sępa w głowie:

- Ale ja mam trójkę dzieci, mogę wziąć 6 cukierków, po dwa dla każdego? 

Ciężko odmówić na tak sprytnie postawione pytanie. Wyciągnąłem całą garść cuksów i zabrałem do domu. Dzięki Mariusz!

A gdyby zadać pytanie Mariuszowi, co trzeba robić aby przebiec 50 parkrunów, odpowiedź byłaby jedna: "Najważniejsza jest rozgrzewka" :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy