środa, 21 czerwca 2017

Kącik biegowego melomana: Faith No More - Angel Dust


Jest kilka takich zespołów, które robiły rewolucję w muzyce w późnych-80-tych i wczesnych-90-tych, ale do mnie nie do końca trafiły. Grunge minął mnie bokiem, ale poza Seattle działo się jeszcze w innych miejscach. Przede wszystkim w Kalifornii. Jane's Addiction któregoś dnia przejechało mnie walcem. Red Hotów pokochałem od Blood Sugar Sex Magik. Na Smashing Pumpkins długo się zbierałem, aż w końcu melancholijna Adore przepiłowała mi serce na pół. Tool był progresywny praktycznie od samego początku, od chwili kiedy po raz pierwszy ujrzałem chory teledysk do Sober. A Faith No More?

Do Faith No More nie jestem w stanie znaleźć klucza od 25 lat. Mieszanka metalu, rocka, rapu i .... elementów progresywnych? Ciągle je słyszę, ciągle mieszają w mojej głowie i nie dają spokoju. Gdyby ich nie było - dawno temu odpuściłbym sobie męczenie się z muzyką, która mi nie wchodzi. Ale Faith No More ma w sobie to coś, magnetyzm, który od czasu do czasu każde mi wrzucić na ruszt Angel Dust albo The Real Thing albo King for a Day... Ale jak określić na przykład taki Be Agressive, który zaczyna się kościelnymi organami, potem kaskada rytmu i ten młodzieżowy chórek w wersji rap niczym odpowiednik chórku z Another Brick in the Wall - Floydów ;) Za każdym razem rozglądam się dookoła siebie i wyśpiewuje refren razem z nimi.

Faith No More to muzyka tak bardzo nie moja, niedostępna dla mnie, że poprzez sam ten fakt wydaje się ciekawa. Wyłapuję z niej pojedyncze frazy, pojedyncze brzmienia i rytmy. Ale ciągle nie mogę powiedzieć, że rozumiem o co w niej chodzi.

* * *

Na koniec kilka zdań o tym jak ostatnio słucham muzyki.

Po długiej przerwie trochę polubiłem się Kossami "The Plug", które wczesną jesienią zachwalał Heavy Runs Light. Kupiłem je praktycznie od razu i do dziś nie jestem w stanie napisać recenzji. Zimą za każdym razem przegrywały z nausznymi Sennheiserami, ale kiedy zrobiło się ciepło coraz częściej je wybierałem. Mam pewne wątpliwości co do brzmienia, ale jednego nie można im odmówić - kompletnie nie męczą uszu. Nigdy wcześniej tak dopasowanych słuchawek dousznych nie miałem. Poza tym miałem nadzieję, że trochę mniej mnie odetną od otoczenia i coś tam będę słyszał, ale biorąc pod uwagę mój repertuar ostatnich tygodni: Faith No More, Anthrax, Black Sabbath - nie bardzo jest szansa na dojście do moich uszu innych dźwięków.

W słuchawkach na rowerze? Sam się zastanawiam, czy to jest rozsądne, odchodzi jeden zmysł więcej i nie słyszę co dzieje się za mną. Wiadomo - nie jeżdżę zygzakiem, przed każdym manewrem upewniam się odwracając głowę. Odświeżyłem sobie przepisy i przestrzegam ich. Poza tym 90% trasy robię Parkiem Oruńskim i ścieżką rowerową na wale Raduni. Co więcej - w kasku! Ale wciąż nie wiem czy to jest rozsądne...

2 komentarze:

  1. Czy poleciłbyś Koss The Plug do szybkich treningów na stadionie?Nie powypadają z uszu?Ewentualnie jakąś alternatywę?Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, bo nie robię szybkich treningów na stadionie :) Mogę natomiast powiedzieć, że trzymają się nad wyraz dobrze, nie męczą ucha, można zapomnieć, że się je ma i jak na 49 zł to nie brzmią źle. I sa o niebo lepsze od Cresynow C220E

      Usuń

Podobne wpisy