sobota, 18 marca 2017

Parkrun Gdynia #270 - z wizytą u sąsiadów

Kilka tygodnie temu zaczęliśmy się z Kamilem zastanawiać, że może by tak pojechać w jakąś sobotę poza Gdańsk i odwiedzić inne lokalizacje biegów parkrun. Ja wielkim podróżnikiem nie jestem, poza moimi oboma macierzystymi biegami: Gdańsk i Gdańsk-Południe byłem tylko raz w Gdyni, dwa razy w Szczecinku i raz w Bushy Parku pod Londynem. Kamil jeszcze mniej - bo tylko raz w Warszawie (bodajże Pradze).


Do wyboru mieliśmy: Tczew, Rumię i Gdynię. Na każdą z tych lokalizacji można dotrzeć od nas w około 30 minut, więc decyzję mieliśmy podjąć praktycznie w ostatniej chwili.

- To może Gdynia? - zagadał wczoraj wieczorem Kamil - Mam do odebrania pakiet na niedzielny półmaraton w Gdyni, więc nie jechałbym po niego specjalnie.
- Nie ma sprawy - odpowiedziałem - ale może się tak zdarzyć, że napiszę Ci w nocy smsa, że nie jadę - dokończyłem zdanie i udałem się na 40-tkę mojego kumpla z LO :)

* * *

Budzik zadzwonił o 7:40. Mimo, że położyłem się spać około 3:00, nie spałem już od 10 minut. Ciało astralne zdążyło wrócić z przykrótkiej sennej podróży i chwiejnym krokiem zaprowadziło mnie do łazienki. Spojrzałem w lustro i powiedziałem sam do siebie - skoro wstałeś, to znaczy, że jesteś gotowy. Nie za wcześnie, ani nie za późno. Idealnie aby wybrać się na parkrun.
Kamil z Karolem podjechali po mnie i Kreskę kilka minut po 8-mej, a w Gdyni byliśmy już o 8:30. Przez pół godziny pokręciliśmy się w okolicach startu na bulwarze nadmorskim. Biegacze zbierali się coraz liczniej. Ponieważ jutro w Gdyni odbędzie się półmaraton wielu zawodników przyjechało wcześniej i skorzystało z szansy zaliczenia także parkrunowej gdyńskiej piątki. Patrząc na koszulki był tutaj dosłownie cały świat - w tym liczna grupa biegaczy z Białorusi. 


Tak jak pisałem we wstępie, nie jestem parkrunowym globtrotterem, ale spośród wszystkich lokalizacji w jakich biegałem, trasa w Gdyni robi największe wrażenie. Może to dlatego, że lubię biegać przy wodzie, a w Gdyni cała trasa prowadzi brzegiem Bałtyku. Pogoda była całkiem fajna do biegania, 3-4 stopnie i delikatna mżawka. 

Pierwszy kilometr biegliśmy wszyscy razem: dzieciaki, Kamil i ja w tempie około 6:15 min/km. Potem Kamil sobie przypomniał, że w rozkładzie dnia ma wpisane rytmy i co kilkanaście sekund urywał się sprintem do przodu. Dzieci nie do końca potrafiły opanować swój zwierzęcy wewnętrzny głos do gonienia za zwierzyną i instynktownie przyspieszały za Kamilem :) 

W drugiej połowie biegu kiedy byliśmy już po nawrotce zobaczyliśmy biegnącego na końcu, spóźnionego Pawła Meja - znanego jako Bosy Biegacz. Paweł tradycyjnie biegł na boso trzymając w rękach flagę. 


Ostatni kilometr przyspieszyliśmy poniżej 6 min/km i oderwaliśmy się z Kreską od Karola z Kamilem. Długim finiszem wyprzedziliśmy z 10 osób i wpadliśmy na metę w czasie 31 min 07 sek.

* * *

Po parkrunie pojechaliśmy odebrać Kamila pakiet na jutrzejszy półmaraton. Przez ostatnie lata nie szlajam się po biegowych expo, bo na górskich ultra raczej takich nie ma. A tutaj pełna profeska, normalnie jak na na Targach Mieszkaniowych :) Całe boisko gdyńskiej hali zastawione stoiskami. 


Kamil skierował się w kierunku ostatniej kartki z listą zawodników, odnalazł swój numer, odebrał pakiet i pamiątkowy plecak.


Przechodząc obok stoiska firmy Onico (tytularnego sponsora półmaratonu w Gdyni) moje oczy powędrowały w kierunku ekspresu do kawy. Właśnie zorientowałem się, że od rana nic jeszcze nie jadłem ani nie piłem. Chwilę później trzymałem w ręku najpyszniejsze cappuccino na świecie :) Dzieciaki dostały notesy, ciastka i krówki a Kamil kręcił kilometr na bieżni stacjonarnej (za każdy przebiegnięty kilometr sponsor przekazuje 10 zł na fundację).

Chwilę później bieżnię przejęły dzieciaki pod okiem instruktora pilnie notującego każdy przebiegnięty metr :)


Zapowiada się naprawdę profesjonalnie zorganizowana impreza. Ja niestety jestem odległy od swojej wagi startowej, więc na tego typu imprezy się nie zapisuję. Ale będąc w tym miejscu i patrząc jak inni szykują się na to święto biegania po prostu czułem lekką zazdrość.

* * *

Za kilka tygodni pewnie znów się gdzieś wybierzemy w sobotni poranek, bo warto zwiedzać. A na jutrzejszym biegu będę trzymał kciuki za Kamila. który celuje w 1h 35min ale pewnie będzie szybciej :))

2 komentarze:

  1. Jak widać bosy biegacz biega wszędzie. Był ze mną w Krakowie, rok temu podczas maratonu ;) Ogólnie widać, że bieganie Wam się udało, więc tym bardziej super! Pozdr. Kamil

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bosy Biegacz prawie się spóźnił. Tzn. spóźnił się i prawie nie pobiegł. Kiedy my kończyliśmy pierwszy km dotarł dopiero na start, przebrał się i ruszył. Nie wiem czy załapał się na jakąkolwiek fotorelację z tego Parkruna - ja strzeliłem fotę "z kolana" będąc na nawrotce. Dziwię się, że wyszła ostra :)

      Usuń

Podobne wpisy