GaGaV8
Taki komentarz wpadł na mojego bloga tydzień temu pod jednym z wpisów gdzie użalałem się nad sobą i swoim brazylijskim serialem pt. "Walka z wagą jest trudna". Dzisiaj dostałem kolejny od tego samego autora i pomyślałem, że może warto podzielić się szerzej fragmentem mojego doświadczenia z dietą low carb.
Epizod 1 - dawno dawno temu
Epizod 2 - wrzesień 2016
Mój pomysł to ograniczenie rzeczy, które wydawało mi się, że łatwo i bez dużej napinki będę mogę ograniczyć, czyli:
- pieczywo białe
- większość pieczywa ciemnego, poza takim głównie ziarnistym
- ciasta, słodycze, poza gorzką czekoladą - czyli mocne odstawienie cukru
- alkohol w tygodniu oraz całkowite odstawienie piwa i gazowanych napojów (bez ograniczenia alkoholu w weekend)
Miałem jeść mięso, nabiał i warzywa.
Tak wyglądał mój dzienniczek tamtych dni....
dzień 1
Na
śniadanie zjadłem dwa jajka na boczku i pomidora, obiad to łącznie
chyba z trzy talerze leczo (95% warzyw 5% kiełbasy), na kolację 150 gram
grani i jedno jajko na twardo. Żadnych przekąsek, nic do picia poza
wodą. Czuję się dość chujowo, bo mimo, że nie jestem głodny to bym zjadł ciasto w dwie sekundy.
dzień 2
Śniadanie
dwa jajka na boczku i pół papryki, kawa, potem koktajl z kefiru
otrębów i żurawiny, na obiad 4 niewielkie pulpety (gotowane!) z indyka i
gotowane warzywa (papryka, cukinia, marchewka), po obiedzie kilka
kawałków śledzia (byłem w Gdyni wiec kupiłem śledzie), kolacja - 200 gram
serka wiejskiego.
Biegałem z Michałem. Nie na kacu. Trzeźwy. I kurde totalnie mnie stawiało z
bezsilności. Jeżeli tak działają dwa dni bez węgli to nie wiem co o tym
myśleć. Wczoraj kiedy sobie poleciałem piątkę w 5:30 czułem się lekko i
fajnie. Dziś kompletnie odwrotnie.
Zupełnie jakbym wystrzelał się całego glikogenu. Na początku miałem
trudności z tempem 6:30, potem ledwo cisnąłem na 7:30, a skończyłem na
8:30 i doszedłem do domu z mroczkami w oczach. Organizm mi się niemal
wywrócił na drugą stronę na myśl o coli i czekoladzie, ale nie ugiąłem
się - wypiłem litr wody i zjadłem grani. Przepraszam Michała, za
taki dziadowski trening z grubym dziadem....
waga -1,6 kg
dzień 3
Wczorajszy dzień i noc i poranek totalnie mnie rozbiły. Byłem tak
bez sił, że poszedłem spać chyba jeszcze przed 22:00. W nocy budziłem
się z bolącą głową i długo zbierałem siły aby pójść do klopa się odlać. Rano kompletny brak sił na cokolwiek. Zacząłem normalnie podejrzewać
jakąś zapaść insulinową. I tak leżąc w łóżku doszło do mnie, że dieta
bezwęglowodanowa to najtrudniejsze doświadczenie
dietetyczne w moim życiu. Znacznie trudniejsze niż weganizm. I że nie
dam rady, że muszę wprowadzić chociaż węglowodany złożone do diety,
czyli ciemny chleb na śniadanie, bo jestem zbyt zmęczony. I teraz uwaga, uwaga - poczłapałem do sklepu i kupiłem puszkę 0,3
pepsi. Wypiłem ją pod sklepem jak narkoman. 15 minut i nastąpił
całkowity powrót sił.
waga -0,3 kg
dzień 4
Śniadanie: dwa jajka. Obiad - devolay z ziemniakami i brokułami i miska pomidorowej. Podwieczorek: 1 litr pepsi i prochy na ból głowy. Kolacja:
pół makreli i 150 gram grani. Sport: rozgrzewka, tabata i schłodzenie. Alko: no alko Czuję się chujowo cały czas, organicznie głodny choć czasem fizycznie syty, do tego boli łeb i sił nie za wiele.
waga -1,6 kg
dzień 5
Mam stracha przed weekendami, że waga skoczy. Wszystko przede
mną bo jadę dziś do Chojnic na dwa dni. Po tabacie mam zakwasy jak po
maratonie.Jadłospis:
- śniadanie: kefir, 150 gram pieczonego mięsa, papryka, sałata, pomidor
- II śniadanie: schabowy + kapusta (ale taka surowa, nie zasmażana)
- obiad: dwie nóżki z kurczaka i miska sałaty z papryką
- kolacja: 200 gram serka wiejskiego
Do picia: przez cały dzień woda, a wieczorem 0,5 litra białego wina wytrawnego.
waga -0,1 kg
dzień 6
Są pewny rzeczy, które są oczywiste, ale trudno je zaakceptować. W sobotę jadłem umiarkowanie, zgodnie z
przyjętymi zasadami. Był co prawda grill ale poszły tylko
dwie karkówki i 1 kiełbaska na cały wieczór (od 17:00 do 2 w nocy
praktycznie) + wiadomo: sałata, pomidory, ogórki. ZERO ciasta,
cukierków, chipsów, przekąsek. Za to whishy+cola+zero ograniczeń.
waga +0,4 kg
dzień 7
Rano męczy kac po wieczorze. Na śniadanie jajeczko, jakaś szyneczka, na obiad
kurczak z warzywami (kalafior, fasolka, ogórki), na kolacje makrela.
Dużo piłem - wody, bo mnie suszyło. Ale chyba większość wody zostawała w organizmie.
waga +1,2 kg
dzień 8
- śniadanie: dwie kromki ciemnego chleba z szynką/serem i warzywami
- obiad: shoarma (pocięte wieprzowe mięso 180 gram) z surówkami i sosami (była też bułka, ale zjadłem 1/3 a większość zostawiłem). Sfinks w Sopocie.
- kolacja po bieganiu: jedno piwo wg Michała J. czyli dwa.
- obiad: shoarma (pocięte wieprzowe mięso 180 gram) z surówkami i sosami (była też bułka, ale zjadłem 1/3 a większość zostawiłem). Sfinks w Sopocie.
- kolacja po bieganiu: jedno piwo wg Michała J. czyli dwa.
Generalnie bardzo mało zjadłem bo dwa posiłki, po tym drugim nie
byłem głodny aż do wieczora, a wieczorem się powstrzymałem.
waga -0,4 kg
dzień 9
brak notatki
dzień 10
Waga stoi. Ale zjadłem chleb, bo musiałem z czymś zjeść czosnek, boli mnie gardło i jestem jakby walnięty w łeb. Zero alko i spać o 22:00. Dziś nie ćwiczę i liczę na to, że w 2-3 dni jakoś dojdę do siebie.
koniec notatek.
Dnia 11-tego nie było. Mój eksperyment z dietą low carb skończył się po 10 dniach. Wspominam to jako najgorsze dietetyczne doznanie mojego życia. Nie chodzi o uczucie głodu, bo takiego nie miałem, ale uczucie kompletnego braku sił i totalnego rozbicia. Motywacja zmniejszona do poziomu zero. Dla puszki coca-coli mogłem dać się pokroić, choć praktycznie nie pijam coli w tygodniu (czyt. bez whisky). Schudłem 2,5 kg ale nie cieszyło mnie to. Nie spodziewałem się tego, że odstawienie/ograniczenie węgli będzie o wiele wiele trudniejsze niż odstawienie mięsa a nawet mięsa i nabiału razem czy alkoholu. Na pewno zrobiłem wiele rzeczy źle i pewnie sporo osób poprawi szereg z moich zachowań. Z pewnością 10 dni to zbyt krótki okres aby wyciągać wnioski i raczej podobne jest to co zrobiłem do diet trwających między 1 a 10 stycznia w ramach postanowień noworocznych. Potrafię wytrzymać pół roku na czymś co czuję, że mi służy (wege, non-alko), lecz tym razem nie dałem, bo nie byłem w stanie wewnętrznie się przekonać, że tak duży odpływ sił jest dla mnie na dłuższą metę dobry. Nie wiem czy dam się jeszcze kiedyś namówić na kolejny eksperyment z low carb :)
waga -0,4 kg
dzień 9
brak notatki
dzień 10
Waga stoi. Ale zjadłem chleb, bo musiałem z czymś zjeść czosnek, boli mnie gardło i jestem jakby walnięty w łeb. Zero alko i spać o 22:00. Dziś nie ćwiczę i liczę na to, że w 2-3 dni jakoś dojdę do siebie.
koniec notatek.
Dnia 11-tego nie było. Mój eksperyment z dietą low carb skończył się po 10 dniach. Wspominam to jako najgorsze dietetyczne doznanie mojego życia. Nie chodzi o uczucie głodu, bo takiego nie miałem, ale uczucie kompletnego braku sił i totalnego rozbicia. Motywacja zmniejszona do poziomu zero. Dla puszki coca-coli mogłem dać się pokroić, choć praktycznie nie pijam coli w tygodniu (czyt. bez whisky). Schudłem 2,5 kg ale nie cieszyło mnie to. Nie spodziewałem się tego, że odstawienie/ograniczenie węgli będzie o wiele wiele trudniejsze niż odstawienie mięsa a nawet mięsa i nabiału razem czy alkoholu. Na pewno zrobiłem wiele rzeczy źle i pewnie sporo osób poprawi szereg z moich zachowań. Z pewnością 10 dni to zbyt krótki okres aby wyciągać wnioski i raczej podobne jest to co zrobiłem do diet trwających między 1 a 10 stycznia w ramach postanowień noworocznych. Potrafię wytrzymać pół roku na czymś co czuję, że mi służy (wege, non-alko), lecz tym razem nie dałem, bo nie byłem w stanie wewnętrznie się przekonać, że tak duży odpływ sił jest dla mnie na dłuższą metę dobry. Nie wiem czy dam się jeszcze kiedyś namówić na kolejny eksperyment z low carb :)
Ej Tomek, Tomek, taka z tego dieta low carb jak z koziej dupy trąba ;-)
OdpowiedzUsuńPepsi, otręby, chaos i niezrozumienie, bo nie odrobiłeś lekcji tak na mój gust ;-)
Na LC przechodzi się po sezonie. Okres osłabienia, związany z tym, że brak Ci szlaków metabolicznych do przerabiania tłuszczu może trwać 2-3 tygodnie, dlatego ważne, żeby w tym czasie nie podejmować żadnych wysiłków drastycznych. Całe życie jechałeś na węglach, a dziwisz się, że w 10 dni ni udało Ci się przestawić? Dodając jeszcze do tego eksperymenty pod tytułem chipsy i cola? Można wypić kielona i zagryźć boczkiem;-) no i low carb to nie zero carb - na początek idealnie sprawdza się dieta Lutza, czyli 72 gramy węglowodanów dziennie.
Poza tym za mało białka - jedno jajeczko, szyneczka - chłop jesteś, to jedz jak chłop ;-) :-D i tłuszczu się nie bój.
Generalnie wybacz, to jak metodyczne podszedłeś do wege, to tu podstaw zabrakło.
Nie chipsy i cola a whisky i cola :) chipsow nie tknąłem.
UsuńZgadzam sie że nie odrobiłem lekcji i metodyki nie było żadnej. Taki spontaniczny eksperyment z dupy to i efekty z dupy. Natomiast jestem zszokowany jak organizm cierpi po odstawieniu węgli.
Bo cukier uzależnia, tak samo jak wóda czy prochy... Tylko że na końcu nie chodzi w cukrze już o chudnięcie albo i nie, ale o to, kiedy zmęczona takim taktowaniem trzustka przestanie sobie radzić z produkcją insuliny, i powstanie stan popularnie zwany cukrzycą...
UsuńAle wszystko jest do uratowania, jeśli zaczniesz działać wcześniej. Przekonała się o tym moja teściowa, u której oficjalnie stwierdzono początki cukrzycy, dostała leki, glukometr itp. A potem dostała się w moje ręce i dzisiaj już jest git :) przy okazji ponad 20 kg zjechał i przede wszystkim co? i słucha się teraz mnie we wszystkim ;) :DDDD
Taubes jest dobry, ale u Ciebie zacząłbym od czegoś innego:
William Dufty - Sugar Blues, Zniewoleni przez cukier.
A potem Lutz i Życie bez pieczywa, i coś, co powinno Cię zainteresować - Paleo Dieta - Robb Wolf.
Inne spojrzenie na świat, w którym przez dziesiątki tysięcy lat węglowodany były słabo dostepne, a teraz zachwalane sa jako główne paliwo..
Sądząc z komentarza, nikt nie namówi cię na ponowną próbę :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, bo nie zostałeś uprzedzony, że po odstawieniu węglowodanów jest nieprzyjemny okres przejściowy, ktory trzeba przetrwać. Trwa od kilku dni do kilku tygodni.
Twój organizm, przyzwyczajony do łatwoprzyswajalnych węglowodanów broni się jak może. Póki nie straci nadziei - funduje ci uczucie, że zaraz zemdlejesz. Pomimo tego, że jak sam piszesz - czułeś się syty i dostarczaleś mu zdrowego pożywienia.
Też tak miałem.
Moja historia podobna jest do twojej. Waga bujała się pomiędzy 75 a 90 kg. Ostatnio ciągle bliżej górnej granicy. Żadna ilość sportu nie mogła pomóc, dopiero 4 treningi w tygodniu miały jakieś przełożenie na wagę.
Każda dieta jakiej próbowałem, była w gruncie rzeczy głodówką i odpuszczałem.
Jestem na diecie niskowęglowodanowej już od 1,5 roku.
U mnie uczucie 'zaraz zemdleję, jak nie zjem słodkiego' trwało trochę ponad tydzień.
Najlepsze jest to co przychodzi gdy organizm skapituluje - straci nadzieję na łatwe węglowodany i zacznie normalnie czerpać energię z tlusczów:
- nagle przestajesz nieustannie chodzić głodny! tak jak normalnie ciągle rozglądałem się za przekąskami. teraz tak nie jest. to jak uzdrowienie z choroby.
- mam świadomość, że jem jedynie rzeczy nieprzetworzone, możliwie dobrej jakości (przetworzonych trzeba unikać bo prawie zawsze dodają do nich węglowodany)
Naprawdę polecam tę dietę. Jest prosta: eliminujesz pieczywo, słodycze, cukier.
Jesz: warzywa, jaja, mięso, ser i przetwory mleczne, orzechy, ryby.
Wersje ortodoksyjne wykluczają wszystko inne, ale ja - oczywiście w kontrolowanych ilościach - jem też owoce, czasem makaron, ryż, kasza, płatki owsiane do jogurtu i jest o.k. Unikam żywności przetworzonej, mocno ograniczyłem alkohol.
Polecam - przeczytaj książkę 'Dlaczego tyjemy' Gary Taubes. Czytałem kilka, ta jest zdecydowanie najlepsza w temacie.
Wyjaśnienie za tą książką dlaczego ta dieta działa (trochę prostackie - po mojemu - nie jestem biologiem:)
- pieczywo, które jest podstawą naszej diety (również to niby 'zdrowe' pełnoziarniste) jest rozkładane przez organizm na cząsteczki glukozy! chleb jest gorszy niż cukier z cukiernicy (ma wyższy indeks glikemiczny!)
- glukoza we krwi => wyrzut insuliny; akcja organizmu 'pakujemy cukier w formie tłuszczu do komórek tłuszczowych'
- po chwili cały cukier spakowany, a paliwa dla organizmu brak, stąd natychmiastowy powrót głodu - kolejny posiłek i akcja się powtarza
- na diecie niskowęglowodanowej, po tym bolesnym okresie "przestawiania wajchy", który cię zniechecił, organizm zamiast zamieniać cukier na tłuszcz i pakować do komórek, zaczyna [odwrotnie] używać tłuszczu z komórek jako paliwa. podkreślam, że to "przestawienie wajchy" jest niezwykle istotne, żeby zacząć czerpać korzyści.
Naprawdę polecam.
boff
Zgadzam się, że to ja skapitulowałem trochę szybciej niż mój organizm. Nie napisałem, że nie dam się pod żadnym pozorem namówić na kolejny eksperyment, ale podobnie jak sugeruje mi to Grzegorz w komentarzu powyżej - na pewno nie może to być "na wariata" - ale w sposób przemyślany.
UsuńPo drugie - raczej w trakcie grudniowego roztrenowania.
@boff
UsuńWydaje mi się, że te opisane objawy odstawienia węgli wiążą się z odstawieniem cukrów prostych w wysoko-energetycznym pożywieniu (słodycze, napoje itd.). Ja też przeżywałem katusze, jak odstawiałem cukier rafinowany, mimo że węgle są moim głównym pożywieniem (kasze, warzywa, ciemne pieczywo).
@Grzegorz Wasiak
Dokładnie tak - cukier uzależnia, ale to nie jest bez powodu. Po prostu kiedyś cukier był dostępny tylko z owoców, które zawierały kluczowe dla życia witaminy, dlatego człowiek musiał mieć silny bodziec, żeby wspinać się na drzewo. Dzisiaj gdy ma cukier pod ręką i to w dodatku wyekstraktowany z roślin i połączony z mąką, roślinnymi tłuszczami utwardzonymi i mlecznymi, efekt dla zdrowia jest fatalny.
Nie oznacza to jednak, że wykluczenie wszystkich węgli z diety jest korzystne. Węglowodany w warzywach i owocach uwalniają się powoli dzięki m.in. błonnikowi. Niskoenergetyczna roślinna dieta jest podstawą wszystkich diet długowiecznych:
https://en.wikipedia.org/wiki/Blue_Zone
To, że nasi przodkowie-łowcy jedli mięso, nie oznacza, że pokarm odzwierzęcy jest dla nas najlepszy. Po pierwsze nie żyli oni wystarczająco długo, żeby doświadczyć jego zgubnego wpływu na serce. Po drugie najbliższe człowiekowi gatunki (szympansy, goryle) odżywiają się w 98% roślinami, a tylko 2% pokarmu pochodzi od zwierząt (głównie owady). Oznacza to, że w trakcie ewolucji przystosowywaliśmy się z roślinożerców we wszystkożerców. Po prostu kiedy jesz jakiś pokarm, by nie umrzeć z głodu, nie ma znaczenia, że w skali dekad może ci zaszkodzić.
Z pewnością dieta mięsno-warzywna jest zdrowsza od standardowego posiłku, w którym pełno słodyczy, ciast, dosładzanego mleka, smażenin itp. Warto jednak zapoznać się też z innymi pracami, bo dieta paleo nie jest traktowana jako naukowa.
Pozdro
@dedek: z tym zgubnym wpływem na serce to przesadzasz. Bo i jakim zgubnym wpływem? Masz na myśli cholesterol? Już wszyscy się z tego wycofują, wszyscy poza koncernami farmaceutycznymi oczywiście ;)
UsuńTak na logikę, to siłą rzeczy człowiek musiał być wszystkożerny. były robaki (dobre źródło białka), raz na jakiś czas małe zwierzątko, ryba itp. Korzonki,jagody, owoce drobne - drobne, bo dzisiejsze, piękne jabłko tysiące lat temu nie istniało - było małym wypierdkiem ;) Zboża bez obróbki termicznej także nie istniały, tak samo strączkowe - pomijając wyjątki typu gryka albo cieciorka. Temat rzeka, możemy do woli przegadywać się co lepsze, na szczęście dzisiaj jest wybór i nikt nikogo do niczego nie zmusza.
A tak swoją drogą: czym się tuczy gęsi? Smalcem czy kukurydzą? ;)
@Grzegorz
UsuńNikt się nie wycofuje z wpływu cholesterolu na miażdżycę. Jest natomiast słuszne wycofywanie się z jeszcze gorszych zamienników typu margaryny i inne tłuszcze utwardzane w żywności, które reklamowano jako zdrowe, bo nie mają cholesterolu.
Dieta paleo brzmi fajnie i przekonująco, ale jest tylko opowieścią równie przyjemną do słuchania jak bajki wegan, że przed epoką łowców żyliśmy w Eden jedząc banany i orzechy. Dopiero pustynnienie i sawannienie Afryki zmusiło przodków homo do zejścia z drzew i polowań.
Badania całych długowiecznych społeczności (nie wyjątków typu 'mój dziadek jadł tylko kiełbasę i smalec i dożył setki') dają spójny przekaz: te społeczności jedzą mało kalorycznie i w większości jarsko (np. mięso raz na tydzień).
Nie chcę nikogo zachęcać do wegetarianizmu, jedynie chcę wprowadzić balans do padających tu argumentów: owszem, dieta białkowo-tłuszczowa bez węgli jest korzystna dla schudnięcia. Jeśli ktoś łączy tłuszcze odzwierzęce lub jeszcze gorzej utwardzone roślinne z cukrem rafinowanym, to z pewnością przejście na mięso + warzywa będzie dla niego zdrowsze.
Jednakże wedle zgromadzonych przez lata źródeł, badań i książek, przyjmuję argumenty, że na starość jedzenie regularnie mięsa odbije się niekorzystnie na zdrowiu. Jeżeli posiadasz jakieś odnośniki do badań, które przekazują coś innego, tj. że dieta wysokobiałkowa pozbawiona warzyw skrobiowych, strączków i owoców jest w długim terminie zdrowa i istnieją na świecie społeczności 100-latków, którzy na takich dietach funkcjonują, to bardzo proszę o podzielenie się nimi, żebym mógł zmienić/poszerzyć swój ogląd.
Pierwsze z brzegu: Masajowie i Eskimosi :-) pomijając oczywiście wpływ czynników zewnętrznych typu zje Cię niedźwiedź itp ;-)
UsuńA co do wpływu cholesterolu na miażdżycę ja również chciałbym poprosić o podanie jakichkolwiek rzetelnych i długoterminowych badań potwierdzający ten fakt. A dla zainteresowanych polecam wpisać w Google " big fat lie" I "new York Times" ;-)
Całkowicie bezzasadnie utożsamiasz dietę Low Carb z dietą wysokobiałkową, dosyć popularny błąd wynikający z słuchania li tylko obiegowych opinii. Low carb tak, ale jednocześnie high fat i moderate to small protein - Dukan to tylko niechlubny przykład, polecam pracę Voleka, Taubesa, a także naszego Kwaśniewskiego, skupiając się jednakże tylko na biochemii i pomijając natchnione wynurzenia ;-)
A i jeszcze jedno: skoro cukier tudzież węglowodany ma być podstawowym paliwem człowieka, to dlaczego średnio w mleku matki 50% kalorii pochodzi z tłuszczu? I skoro produkty odzwierzęce są tak szkodliwe, dlaczego większość matek karmi swoje dziecko piersią, a nie fasolą? ;-) :-D
UsuńEskimosi kanadyjscy, czyli z 1 świata żyją średnio 64.4/69.8 lat, to słaby wynik ( http://www.arktyka.org/artykuly/ameryka/eskimosi-kanadyjscy-w-liczbach.php ) bo Kanadyjczycy 77/82.
UsuńBadania: w tym wpisie autor podlinkował 12 różnych:
http://www.damianparol.com/jaja-i-miazdzyca/
Argument z mlekiem matki też naciągany, bo o ile się orientuję wszystkie ssaki, nawet te w 100% roślinożerne ssą mleko matki na pierwszym etapie życia ;)
Dzięki za zwrócenie uwagi na różnicę między low-carb a białkiem. Będę wdzięczny za jakiś link z opisem.
Średnia wieku populacji obecnej, skażonej węglowodanami i chemią nie jest tutaj wyznacznikiem. Nie mówimy tutaj bowiem o pokoleniu niskowęglowym.
UsuńSwoją drogą dziwi mnie to, że łączysz spożycie bądź nie mięsa z długowiecznością, a argument o społeczności, która spożywa mięso raz na tydzień ma wspierać tezę o szkodliwości mięsa. Cy naprawdę myślisz, że ci ludzie nie jedzą mięsa z wyboru, w trosce o zdrowie? Nie, oni nie mają innego wyjścia, bo przy przeludnieniu skazani są na taki tryb życia: dobrze odżywiani pełnowartościowym białkiem, bez wpływu ziaren, podróbek mięsa typu strączkowe żyliby być może dłużej. Dlaczego żołnierzy qe wszystkich społeczeństwach karmiono mięsem, czyli najbardziej wartościowym pokarmem.
Badania przejrzę chętnie, aczkolwiek chociażby pierwszy od dołu tytuł pracy rozczarowuje. Zwiększanie cholesterolu przez spożycie jajek? No daruj, poniżej krytyki
Przeczytałem artykuł i przejrzałem badania, na które się powołuje. Zastanawiam się tak ogólnie, jak ludzie,którzy szukają prawdy powołują się na Pana, który selektywnie wybiera badania z określonymi wynikami na poparcie swojej tezy rodem z "Pani Domu"... Może zamiast czytać pierdoły przeczytałby raz biochemię? Powoływanie się na badanie bez podanej metodologii, z brakiem grupy kontrolnej, w końcu na badania, które badały inne badania bez sprawdzania powyższych? I to podajesz jako argument?
UsuńCzasami @dedek trzeba skończyć z pisaniem w internecie i udowodnić swoje racje ;-) proponuję zakład: każdy z nas wpłaca na konto Tomka po powiedzmy 250 złotych. Potem robisz badania profilu lipidowego i skan wysyłasz Tomkowi. Potem na 3 miesiące przechodzisz na dietę niskobiałkową, wysokotłuszczową i niskowęglowodanową, ustawioną przeze mnie, za zastrzeżeniem, że jesz minimum 10 żółtek dziennie. Zakładam, że jest to roztrenowanie, tak aby np dłuższy maraton nie miał wpływu na wyniki. Po 3 miesiącach robisz skan wyników i wysyłasz do Tomka. Jeśli cholesterol ogólny wzrósł, Tomek wysyła Ci całą kasę, a jak spadł, to ja mam nowe buty do biegania ;-) :-D
Grzesiek litości, nie będę sobie rujnował zdrowia żeby coś udowadniać. Damian Parol jest cenionym dietetykiem, który działa w oparciu o badania naukowe. Jeżeli trafi na badanie sugerujące, że się myli, to zmieni zdanie. Zakończmy tu dyskusję, nikt nikogo nie przekona do swoich racji. Jeśli ktoś opiera się o internet w poszukiwaniu diety, znajdzie tu różne punkty widzenia i odnośniki do źródeł, żeby samemu podjąć decyzję.
UsuńPozdr
Pierwszy raz wybacz szczerość słyszałem o tym "znanym dietetyku" I to jest właśnie problem, że dzisiaj każdy może być autorytetem. Problem jedynie w tym, że 3/4 tego typu dietetyków nie zadaje sobie trudu, aby przeczytać biochemię... Bo wtedy zadałby sobie pytanie, dlaczego cukrzyca typu 2 korelowana jest z miażdżycą i spożyciem jajek... Nie widzi lasu, bo mu drzewa zasłaniają...
UsuńPozdrawiam serdecznie i naprawdę bez agresji polecam poczytać biochemię - można potem zmienić poglądy ;-)
Pierwszy raz wybacz szczerość słyszałem o tym "znanym dietetyku" I to jest właśnie problem, że dzisiaj każdy może być autorytetem. Problem jedynie w tym, że 3/4 tego typu dietetyków nie zadaje sobie trudu, aby przeczytać biochemię... Bo wtedy zadałby sobie pytanie, dlaczego cukrzyca typu 2 korelowana jest z miażdżycą i spożyciem jajek... Nie widzi lasu, bo mu drzewa zasłaniają...
UsuńPozdrawiam serdecznie i naprawdę bez agresji polecam poczytać biochemię - można potem zmienić poglądy ;-)
próbowałam tej diety. pierwsze dni faktycznie są najgorsze. później jest znacznie lepiej. ja akurat całkiem sporo schudłam, ale może dlatego, że później to już prawie nic nie jadłam, bo wolałam to od kolejnej porcji tych cholernych sadzonych jajek ;)
OdpowiedzUsuńGrzegorz już obszernie Ci odpisał, co tu dodać... Ból głowy i osłabienie to norma, przechodzi. Trzeba szczerze podliczać węgle (też te z pepsi ;) żeby być poniżej 50 i na pewno nie pić alkoholu w pierwszym okresie. Za to pić dużo wody. Dieta tłuściejsza niż to co opisałeś - nadmiar białka organizm przerobi sobie na cukry a efekty metabolizmu białka wzmagają bóle głowy itd. Tłuste posiłki należy solić wedle uznania, najlepiej solą dietetyczną (z potasem), solami himalajskimi itp. To brak soli i potasu prowadzi do słabości mięśni, uniemożliwia odkwaszenie organizmu. Gdy uprawiasz sport warto suplementować wapń+magnez, wit z grupy b - ale to praktycznie przy każdej diecie. Do posiłków warto jeść dużo warzyw - też żadna nowina :) Główna pula węgli po treningu poprawiła moją wydolność (forma carb backloading). Na początku nie jest łatwo ale po udanym przystosowaniu ma się tyle energii, że trzeba się stopować żeby nie przeciążyć organizmu. Z tym, że jeśli chodzi o sporty wynagające bardzo dużej dynamiki i siły może (nie musi) być słabiej w stosunku high carb. Jeśli to sposób na życie warto robić badania krwi co jakiś czas a zwłaszcza cukru, tarczycy - i korygować swoje makro by nie dopuścić do nadmiaru kortyzolu powodującego problemy z ww. Warto poczytać - choćby str net amerykańskie. Ps. Na low carb jestem ze względu na szereg problemów zdrowotnych i alergii uniemożliwiających mi życie na innej diecie. Obecnie czuję się wspaniale a moja zapaść zdrowotna nastąpiła po paru latach na diecie wege... rozmowy o szympansach/łowcach można sobie toczyć bez końca - każdy jest inny i nie ma uniwersalnej diety.
OdpowiedzUsuńAha i osobiście jem 3 solidne posiłki, żadnych tam przekąsek, jabłuszek itd. Tluszcz się wolno trawi a energia nie jest zależna od regularnych dostaw cukru jak w high carb. To nie jest prosta dieta, trzeba się solidnie wyedukować i odpowiedzialnie podejść do tematu. Ale uśmiech po zjedzeniu porcji boczku liczącej ponad 1500kcal bez troski o wagę - bezcennny :)))
UsuńSame autorytety i biochemicy.:) A Joszczi siedząc nad Grajcarkiem i popijając zimny beer następnego dnia złamał 16 godzin na Mnichu.�� Podajcie swoje najlepsze oficjalne wyniki astrologowie i magowie niosący na proporcach Dukanòw Kwaśniewskich czy nawet samego Sofronowa cytowanego na ul.Alternatywy 4 !Spròbujcie skumać te KOCIE RUCHY....��
OdpowiedzUsuńNaprawdę śietnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń