Od kilku dni umawialiśmy się z chłopakami z Tricity Ultra, że w niedzielę polecimy na Westerplatte. Wszystko byłoby ok, gdyby nad pomorze nie nadciągnął huragan. I zaczęła się dłuuuuga na 183 wiadomości gra psychologiczna. No bo z jednej strony się umówiliśmy, a ten który by się wyłamał byłby pipą. Jednak z drugiej zamiast zrywać się z łóżka w niedzielę o 7:00 i wychodzić w huragan, deszcz i grad może warto zostać pipą? No ale jeszcze lepiej jakby pipą został Dominik lub Michał :)
Gra psychologiczna trwała w ciągu dnia. Pierwszy zaczął wymiękać Dominik, ale przeleciał się do Biedronki z buta i stwierdził, że jest ciepło i wieje znośnie. Potem Michał zaczął marudzić, że on będzie szukał okna pogodowego w TPK.... Poszliśmy spać. Rano przed siódmą Dominik podjął jeszcze jedną próbę. Dyskretnie sprawdził czy wszyscy śpią, ale niestety każdy odpisał. Wciąż nie było ochotnika do przyjęcia orderu biegowej pipki. Tym sposobem pojechaliśmy na Stogi, kilka minut po 8 zaparkowaliśmy auto i ruszyliśmy w wiatr, deszcz i chłód, ku Westerplatte, ku Bałtykowi.
Tu oficjalna historia mogłaby się skończyć, bo po prostu sobie biegliśmy w hiper-wiatrówkach z decathlonu. Wiało raz w plecy, raz z boku tak, że aż wymrażało jeden z policzków. Czasem pomagało kręcić lepszy czas na prostej, czasem trochę stawiało. Bałtyk mimo takiego wiatru był spokojniejszy niż przewidywaliśmy. Dominik tradycyjnie zaliczył kąpiel. Jako jedyny pilnowałem aby nie zabrała go fala podczas kiedy Stasiu z Michałem obżerali się batonami i strzelali fotki. Chwilami nawet wychodziło słońce, ale tylko po to aby nas zmylić i sekundę później strzelić gradem w twarz.
15 kilometrów w tej pogodzie było nawet przyjemne. I nie ma w tym niczego masochistycznego. Po prostu po biegu czekała na nas rozgrzana (?) sauna... Co było dalej? Jak to się mówi, co było w saunie - zostaje w Rio :)
Normalnie, po ludzku, prawie się zsikałem ze śmiechu, czytając ten fragment: "Rano przed siódmą Dominik podjął jeszcze jedną próbę. Dyskretnie sprawdził czy wszyscy śpią, ale niestety każdy odpisał. " :D
OdpowiedzUsuńJak Ty chłopie kiedyś książki nie napiszesz, to ja Ciebie osobiście rozstrzelam ;)
Pozdry dla Czwórki Twardzieli z Trójmiasta!
P.S.
Stasiu, przyrząd do rolowania już działa (płakałem za pierwszym razem rolując bok uda). :)
Ale o bieganiu? Przecież piszę - ten blog to taka forma mojej książki, poza tym w pełni dostępna i tworzona na żywo :)
UsuńCieszę się, że roller działa:) Tomkowi dużo słodzić nie można, bo mu się odechce biegać i zacznie tylko pisać :P
UsuńMi sie nie odechce. Ja mam misje. Dominik musi odwiesic swojego bloga :)
UsuńZgadzam się z Wojtkiem. Uwielbiam czytać Twoje wpisy. Myślę , że choćbyś napisał książkę kucharską byłaby równie niepowtarzalna jak powyższy wpis . Ba .. tak jak wszystkie w Twoim wykonaniu :)
OdpowiedzUsuńNie, nie, nie... Umawiamy się, że nie slodzimy! :D
Usuń